Praca?

716 44 12
                                    

Dzisiaj jest dzień walki. Od czasu kiedy uciekłam Vincent dał mi zakaz wychodzenia. Wczoraj zakaz miną. Alleluja.

Moja relacja z Monetami  zmieniła się na gorsze. Hailie zbliżyła się do Monetów. Przez ten czas miałam nauczanie domowe a Hailie poszła do szkoły. Codziennie trenowałam po kilka godzin i stałam się jeszcze bardziej lodowata. Z nikim nie rozmawiałam, czasem rozmawiałam z Shanem ale bardzo żadko. Omijałam ich szerokim łukiem. Czasem spotykałam Dylana na siłowni ale starałam się wszystkich unikać.

Ćwiczyłam na siłowni Gdy nagle wszedł Will.

-Lil. Vincent chciał z tobą porozmawiać w bibliotece.- Powiedział czuło.

Spojżalam na niego bez emocji nie przestając walić w worek treningowy. Aa, no właśnie. Tamten popsuty worek został wymieniony.

Przestałam udeżać w worek i zdjęłam rękawice. Odłożyłam je na podłogę pod ścianą.

Wyszłam z siłowni i wolnym krokiem skierowałam się do biblioteki. Otwożyłam drzwi i zobaczyłam że Vincent już czeka.

Usiadłam na kanapie i oparłam się wygodnie o oparcie.

-A więc. Wezwałem cię tutaj ponieważ, skończył Ci się szlaban. Chciałbym że byś poszła jutro do szkoły.- Powiedział lodowato cały czas mnie skanując spojżeniem.

-Okej. Dzisiaj wychodzę do pracy bo mnie potrzebują.- Powiedziałam wywracając oczami.

Vincent uniusł lekko jedną brew i poprawił się na siedzeniu.

-Do pracy?- Zapytał.

-Tak. Normalnie zdalnie pracuje, ale od czasu do czasu muszę iść do pracy.- Powiedziałam chłodno. Kłamałam...

Vincent pokiwał głową.
Dobrze jednak wiedziałam że pewnie kogoś za mną wyślę. Jednak ja miałam plan. Znam zaprzyjaźniony ze mną budynek który ma przejście na arenę.

Wyszłam z tego jebanego przesłuchania. Musiałam się przygotować i wyglądać po i przed walką.

Po ogarnięciu się i wzięciu pryszninica, ubrałam się w czarny mocno przylegający do ciała garnitur i przyległe czarne spodnie. Do tego jakieś czarne szpilki i tyle. Włosy rozpuściłam. I chce jedną żecz podkreślić.… Mam miseczkę G… dziewczyny zrozumieją... a figurę dzięki treningom i dobrym genom mam klepsydry.

Gdy się ubrałam wyszłam z pokoju. Tam gdzie odbywa się walka mam przygotowany strój itd. Weszłam do garażu I weszłam na mój motor.

-No i jazda!- Krzyknęłam pełna radości.

Dawno nie kochałam na motoże... brakowało mi tego. Stanęłam na jednym kole. Powruciłam do poprzedniej pozycji przypominając sobie, że przecież Vincent wysłał za mną ochroniaża.

Gdy dotarłam pod budynek zaparkowałam na parkingu I weszłam do środka. Poszłam do recepcjonistki.

-Imię, nazwisko.- Mrukneła wrednie.

-Lil...- Warknęłam mieżąc ją spojżaniem.

Recepcjonistka natychmiast się spieła i powiedziała że mam iść za nią.

Weszłyśmy do pokoju dla personelu gdzie były schody w dół. Powoli schodziłam. Pierwsze co to ukazały mi się pary drzwi. Recepcjonistka otworzyła mi jedne z nich a ja weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz I podeszłam do szwki na której był mój strój.

Wystrój wnętrza był taki sobie. Dwie beżowe ściany obok siebie i dwie pokryte czarnymi panelami. Czerwone ledy zostały zamątowane w zagłębieniach a na środku czarnego sufitu znajdowała się płaska, kwadratowa lampa. Na podłodze z ciemnego drewna leżał puchaty biały dywan. W prawym rogu znajdowała się szafa a przy drzwiach lustro a koło niego na ścianach były zamątowane szawki. Przy ścianie z ledami została umieszczona czarna mięka kanapa. A na przeciwko szklany stolik.

Usiadłam na kanapie po tym jak przebrałam się w czarną bluske i szare spodenki.

Wyjełam telefon I zaczęłam przeglądać tiktoka. Siedziałam tak z dobre 2 godziny  kiedy jakaś kobieta przyszła mi powiedzieć że za 5 minut walka.

Rozciągnęłam się i weszłam na arenę.

- Proszę państwa!!! Proszę powitać naszą kilku krotną zwyciężczyni!!! Lil!!!- Krzykną ten gościu który wszystko opisuje.

-Po drugiej stronie mamy!!! Maikiego Mahana!!!- Dodał.

Nie zaszciciłam nawet moim spojrzeniem przeciwnika. Zaczęłam się walka. Chłopak zatakował. Chybił, bo się uchyliłam. Udeżyłam go prostko w brzuch a ten spluną krwią. Złapałam go za rękę I pociągnęłam. Przeleciał nademną I koniec. Nie podniusł się.

-Chłopie musisz popracować nad obroną.- Warknęłam.

Wstałam i się od niego odsunełam. Po chwili przyszli ratownicy jacyś i go zabrali. Widownia zamilkła. Nikt pewnie nie spodziewał się tak krótkiej walki. Jeśli można tak było ją nazwać.

Gagle każdy zaczą krzyczeć I wiwatowć.

Musiałam się z tamtąd ulotnić, było za głośno.

***

Z

aparkowałam w garażu Monetów I weszłam do środka.  Przechodziłam przez salon Gdy zobaczyłam że wszyscy tam siedzą. Zignorowałam ten fakt i skierowałam się do schodów.

Jednak gdy stałam za kanapą i wszystkich omijałam Odezwał się Vincent.

- Lil... Poczekaj chwile. Mamy do pogadania.- Powiedział lodowato.

Odwruciłam się I teraz zaczęłam udawać Vincenta. Czyli stałam się jak góra lodowa.

-Co tym razem?- Zapytałam sarkastycznie się uśmiechając.

Vincent pkazał ręką gdzie mam usiąść. Usiadłam na przeciwko jego, czyli na środku kanapy.

Vincent siedział w lekkim rozkroku, opierając się łokciami o uda. Zplutł ręce a głowę miał opartą o nie. Po jego prawej stronę stał Dylan z szyderczym uśmiechem. A po lewej Tony. Obaj mieli skrzyżowane ręce skrzyżowane na piersi.

Po mojej lewej siedziała Hailie a po prawej Will. Nawet na nich nie spojrzałam.

-Nie mam całego dnia. Tak jak ty Vincencie. Co tym razem zrobiłam? - Zapytałam obojętnie.

Oparłam się wygodnie o oparcie i założyłam nogę na nogę.

-Ty dobrze wiesz co.- Mrukną Dylan nadal ze swoim uśmieszkiem.

Podniosłam jedną brew nie kryjąc ździwienia. Nie miałam pojęcia o co chodzi.

-Dylan I Tony widzieli twoją walkę...- Powiedział chłodniej Vincent jeszcze bardziej skanując mnie spojżeniem.

-Wiem...

Następny rozdział w poniedziałek albo wcześniej.

Rodzina Monet (Siostry czy wrogowie) Korekta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz