Cień...

699 38 9
                                    

Vincent mi kazał... zostać w domu przez tydzień. Cieszyłam się ponieważ nie chciałam przeżywać znowu tej katorgi.  Stresowałam się jak nigdy do tąd. Rano Gdy się obudziłam pobiegłam zwrócić moje organy kiblowi. Dzisiaj miałam iść do szkoły...

Ubrałam się w mundurek. Czyli zieloną luźną spódniczkę sięgającą do połowy ud. Białą koszule i zieloną marynarkę z logiem szkoły.

W nocy nie mogłam spać, całay czas słyszałam jak różne głosy jakie znam wymawiają moje imię. Albo mówią Lilith! Obudz się! Albo Co ty robisz?! Ale i tak wszystko słyszałam jakbym stała w pokoju obok. I nękało mnie uczucie bycia obserwowanym.

Zeszłam do kuchni gdzie napotkałam Hailie. Mimo tych samych mundurków wyglądała zupełnie inaczej.

Nie jestem typem który je śniadania więc usiadłam tylko przy stole i czytałam jedną z książek z mojego domu. Dostałam ją od babci. Były tam opisane różne zaklęcia, byty czy nawet światy. Najbardziej zaciekawiła mnie wzmianka o takim jednym duchu... miałam wszystkie potrzebne materiały by go przywołać, więc wieczorem to zrobię.

Po kilku minutach Zeszła święta trujca. Wyglądała jak menele.

Zaznaczyłam gdzie skończyłam książkę i zamknęłam ją z chukiem.

-Wyglądacie jak menele!- Warknęłam.

Shane jeszcze zaspany tylko przytakną. A reszta się obużyła.

-Tak a ty jak...- Urwał w połowie Dylan -Jak pokojówka!- Dodał jak obużone dziecko.

Roześmiałam się nagle.

-Czyli uważasz że jestem seksi? Myślisz że nie wiem że piepszyłeś się z pokojówką w Tajlandii?- Uśmiechnęłam się chytrze i puściłam mu oczko.

Dylan się zatkał. Zaśmiałam się cicho.
Tony zaczą dusić się śmiechem a Hailie prubowała się nie zaśmiać. Shane nadal nie przytomny coś mrukną pod nosem.

Podeszłam do ekspresu. Poczekałam chwilę by kawa się zrobiła i podeszłam z kubkiem kawy do Shane.

-Jeśli mam jechać z tobą to wolę być jeszcze dzisiaj żywa.- Mruknełam I przysunęłam mu kubek przed nos.

Shane mrukną ciche *dziekuje* i zaczął ją pić tą kawę.

Dzisiaj czułam się zbyt nieswojo by jechać na motoże... postanowiłam więc jechać z Shane.

Gdy wsiadłam do jego niebieskiego sportowego auta, zrobiło mi się lodowato. Wzdrygnełam się i dostałam gęsiej skórki.

Shane spojżał na mnie ze ździwieniem.

-Co?- Zapytałam.

Shane podniusł rękę i dotkną mojej dłoni.

-Cholera! Masz lodowate ręce.- Krzykną zmartwiony.

Wyrwałam moją dłoń z jego uścisku. Spojżałam za okno... miałam jakieś omamy... widziałam czerwone oczy i cień który stał przy szybie i wpatrywał się we mnie.

Zamarłam...

-Lilith.- Warkną. -Wracamy. Nawet jakbym miał cię siłą do domu zanieść.- Mówił dalej.

Oderwałam wzrok od szyby kiedy postać nagle zniknęła. Spojżałam na Shane zmęczonym wzrokiem. Bo nagle ogarnęła mnie taka senność że mało co nie zasnęłam.

Shane westchną i wysiadł. Okrążył auto po czym otwożył drzwi z mojej strony.

Nie umiałam się ruszyć wszystko mnie bolało... wyciągnęłam sennie ręce w jego kierunku a ten się lekko zaśmiał.

Rodzina Monet (Siostry czy wrogowie) Korekta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz