ojciec mojego chłopaka

580 28 26
                                    

-Strzelaj...

Na twarzy Forta zamalowały niepewności i ździwienie.

Patrzyłam tak długo, aż nie zdecydowałam, że odpuszczę sobie czekania, aż on łaskawie strzeli. Odsunełam się od niego I wyciągnęłam własną broń.

-Daje ci wybór. Masz 3 sekundy by strzelić we mnie, jeśli nie. To ja w ciebie strzele. Alexsie Fort.- Syknełam.

Spojrzał na mnie Gdy wycelowałem mu prosto pomiędzy oczami.

-1- Zaczęłam odliczanie.

-2-

Gdy miałam mówić już 3, ten drżącął ręką strzelił obok mnie.

-Nie trafiłeś.- Zadrwiłam z niego.

-Odwalisz się odemnie i od Monetów albo strzele. Ja w przeciwieństwie do ciebie umiem strzelać, i się nie wcham.- Powiedziałam surowo.

-Cz-czekaj!!!! Wiem gdzie jest pomocnik, który zabił twoją babkę!- Krzykną kiedy odblokowałam pistolet.

Zmarszczyłam brwi. Przybliżyłam się do niego I spojrzałam mu w oczy. Mój wzrok był Lodowaty. Widziałam jak w jego oczach maluję się strach. Bardzo dobrze. Powinien się mnie bać, szczególnie że to odemnie zależało czy przeżyje czy umrze.

-Gadaj!- Krzyknęłam.

Ten typ miał DO KURWY NENDZY WSPULNIKA.

Strzeliłam mu w rękę. Upadł na ziemię trzymając się za nią.

Kucnęłam przy nim i złapałam jego tważ w rękę.

-Mów kurwa!- Warknęłam.

Kurwa pierdole to nie chce mówić to wejdę do jego wspomnień.

Połorzyłam mu dłoń na głowę I zaczęłam poszukiwania. Fort krzyczał z bólu. No nie powiem, z mojego doświadczenia wiem że to bolesne.

W końcu znalazłam... Elgbert Snatan (Ps zapomniałam jak nazywa się jego ojciec. Więc jeśli napisałam źle jego imię proszę napisać🥰)

To on pomógł temu chujowi zabić moją rodzinę. Fort zdechł. Ból był dla niego zbyt duży. Trudno.

Wzruszyłam ramionami na to, ale po chwili dopiero dotarło do mnie....

Ojciec mojego chłopaka współpracował z kimś kto zabił moją rodzinę.... a być może nawet wynająć tego człowieka. Nigdy za bardzo mnie nie lubił, ale to przesada...

Wróciłam do domu, zakładając kamienną maskę. Szybko popędziłam do mojego pokoju I zamknęłam się na klucz. Przebrałam się w wygodne ciuchy I usiadłam na łóżku. Położyłam się na plecach i skuliłam w kulkę.

Nie chciałam widzieć nikogo. Naprawdę... nikogo... chciałam być sama. Z dala od tych fałszywych i okrutnych bakteri.

Nagle poczułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem.

Zmęczona wszystkim, obruciłam się by zobaczyć że Lucyfer siedzi na moim łóżku I przygląda się mi. Siedział w luźniej szarej bluzie I w czarnych dersowych spodniach.

Siedział po turecku, przyglądając się mi.

-Czego chcesz?- Mruknęłam.

Obruciłam się znowu na drugi bok i zamknęłam oczy.

-Dowiedzieć się, czemu jesteś w rozsypce.- Szepną.

Poczułam jak pod powiekami zbierają mie się łzy.

Skuliłam się bardziej.

-Właśnie Dowiedziałam się że ojciec mojego chłopaka prawdopodobne wynająć kogoś do zabicia mojej rodziny.- Wyszeptałam. Bo tylko na tyle było mnie stać...

Dziwnie się czułam zwieżając się Lucyferowi. Nie był Adim. Jednak chciałam by tu został. Nie wiem czemu. Chciałam też żeby Adi był tutaj. Tęskiniłam. Kocham Adiego....

Wyjełam telefon by zadzwonić od niego.

-Co robisz?- Pyta Lucyfer.

-Chce zadzwonić do Adiego.- Odpowiadam.

Wybierałam już numer kiedy, Lucyfer zabrał mi telefon prosto z ręki. Miałam już mu coś powiedzieć ale przyciągną mnie jedną ręką do swojego tosu. Moje ręce opadły w zfłuż mojego ciała.

-Nie odebrał by. Zatrzymałem czas.- Mówi po chwili.

Chce się wydostać z jego uścisku lecz nie mogę. Lucyfer trzyma mnie za mocno.

-Puść mnie!- Krzycze.

Zero reakcji. Jagby czekał aż się uspokoję.

Nie miałam siły walczyć. Zbyt bardzo mnie bolało. Wszystkie siły zbierałam by się nie popłakać. W końcu się poddaję. Pozwalam moim łzom lecieć.

-Zaraz się uduszę...- Wyszlochałam cicho.

Nagle oderwał mnie od siebie bym mogła zaczerpnąć powietrza.

Biorę głębokie wdechy lecz kończą się tylko zadławieniem się moimi łzami.

-Ej Lil! Bież głębokie wdechy i wydechy, razem ze mną!- krzyczy zpanikowany.

Naśladuję jego ruchy i po kilku minutach uspokajam się. Moje oczy same się kleją. Nawet nie zauważam że opadłam na tors Lucyfera. Gdy chciałam się odsunąć, moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Leżałam nieruchomo zasypiając, na torsie JEBANEGO LUCYFERA! Diobeł podnosi rękę I delikatnie kładzie mi ją na plecach. Przez co przysuwam się bliżej niego.

-Już. Już, Śpij...- szepcze. A jak na zawołanie zasypiam.

Rodzina Monet (Siostry czy wrogowie) Korekta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz