Rozdział 27

63 13 47
                                    

Pov Naomi

Yawg zrobił nam kakao. I choć kochałam ten napój, tym razem nie odczuwałam przyjemności z picia.

- Już zapomniałem jak to jest pić z wami kakao u dziadka Naomi - zagaił Trent.

Nikt nie odpowiedział. Każdy z przegrywów był skoncentrowany na własnych myślach.

Niewielkie mieszkanie dziadka w tym tłumie okazało się małą klitką, ale przy stole każdy znalazł miejsce. Gdyby jednak niespodziewanie weszła tu dziewiąta osoba, nie wiem, czy wciąż byłoby tak dobrze.

Każdy z moim przyjaciół tu był. Jak za dawnych czasów. Brakowało tu tylko Colina. Ale on teraz miał swoje zmartwienia...

Od kilku dni bez przerwy siedział przy Ashley w szpitalu. Nie dał nawet sobie powiedzieć, by chociaż na godzinę ją zostawił, żeby się umyć, zmienić ubrania, zjeść i odpocząć.

„Nie" - to słowo ostatnio okazało się jego ulubionym. Nawet samej Ashley się nie słuchał.
Był uparty jak osioł.

I oczywiście zły na mnie.

Tego dnia, kiedy się dowiedział o chorobie Ash, dowiedział się, że ja wiedziałam o wszystkim wcześniej.

Zapukałam przed wejściem do środka. Miałam nadzieję, że Colin już sobie poszedł, chociażby na chwilę, aby coś zjeść albo się przebrać z garnituru. Niestety myliłam się.

Chciałam niewidocznie wyjść, lecz blondynka zdążyła mnie dostrzec i tylko zachęcała, bym weszła do środka.

Przeklinałam siebie w myślach.

Przecież mogłam sama zobaczyć, że go nie było na korytarzu. Nie wyszedł nawet z sali.

"Za dużo się działo. To dlatego."

Wysiliłam się na uśmiech. Starałam się ignorować mężczyznę, lecz nie było to takie łatwe jak myślałam. Nie mogłam zignorować jego cierpienia. Na jego widok, aż moje poczułam ukłucie w sercu.

Nie wyglądał dobrze. Czerwone, opuchnięte oczy zdradzały, że płakał. Zmierzwione włosy tym razem nie ucieszyły mojego widoku, gdyż doskonale wiedziałam, iż to dlatego, że leżał obok niej w niewygodnej pozycji.

- Mogę? - zapytałam głupio.

- Chodź - szepnęła kobieta.

Mimo choroby i tych przygnębiających wiadomości, kobieta wciąż się uśmiechała. Mogłoby się wydawać, że niczego się nie boi.

A ja patrząc na nią, poczułam jak pieką mi oczy. Zamrugałam więc kilkakrotnie, modląc się, bym się nie popłakała przy niej.

- Jak się czujesz? - Kolejne głupie pytanie. - Może coś ci przynieść? Kupić? Potrzebujesz czegoś? - Zatrzymałam się przy jej prawej stronie, podczas gdy Colin siedział na taboreciku po lewej.

- Nie, dziękuję. Jak miło, że przyszłaś. - Jej uśmiech był szczery. - Wybacz, że twoja praca poszła na marne...

- Ashley, co ty mówisz? Przecież nic się nie stało, na pewno to nie twoja wina. - Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się co jej przyszło do głowy. Jak ona mogła w ogóle o tym pomyśleć?!

Aż zabrakło mi słów.

- Wiesz, że Ashley ma raka? - zapytał Colin po długim milczeniu.

Po raz pierwszy, odkąd tu weszłam, spojrzał mi w oczy. Ten widok sprawił, że na kilka chwil przestałam oddychać. Jego oczy, w których dostrzegłam smutek i strach, sprawiły, że po moim policzku spłynęła łza, której nie zdążyłam powstrzymać.

Pomóż mi przetrwać - Seria: Pomóż mi #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz