Zafina
Było już chyba grubo po piętnastej. O dziwo poszło nam naprawdę szybko i dość sprawnie. Pozostały do zrobienia tylko pięć.
- Gabriel, nie to! - krzyknęłam, gdy zauważyłam, że chłopak klei do kartki nie ten kolor bibuły. - Tą niebieską.
- A, sorry. Już pierdolą mi się te kartki, bibuły i brokaty.
- Racja, mi też.
Chwyciłam swój telefon, który był połączony ze słuchawkami i włączyłam kolejną moją ulubioną piosenkę.
- Nie no, serio? Wyłą....
-I, I, I wanna feel, feel, feel, wanna taste, taste, taste. Wanna get you going. I, I, I wanna lay, lay, lay, wanna string, string, string. Wanna make you mine - zaczęłam śpiewać głośno fragmenty piosenki.
- Zafina, no weź. Wyłącz to - odparł Gabriel ze śmiechem, widząc jak skaczę w miejscu w rytm melodii.
- Masz jakiś problem do Madison Beer? Ugh, przez ciebie ominęłam cztery wersy!
Podgłośniłam na maxa dźwięk, aby lepiej wczuć się w piosenkę, ale również aby wkurzyć naszego narcystycznego chłopczyka.
-Baby, don't be scared, want you everywhere. Catch you if you fall, I mean it - zaczęłam uciekać na korytarz, gdyż Gabriel ruszył na mnie, w celu najprawdopodobniej zabraniu mi telefonu. - Closer I get, can you resist? It's relentless. It's why.
- Chodź tutaj! Nie uciekniesz przede mną, wiesz o tym, co nie? - wykrzyczał chłopak, będąc daleko w tyle. Przybiłam w myślach z samą sobą piątkę.
Już nie biegłam, ale szłam szybszym krokiem, dalej śpiewając tekst pod nosem. Piosenka się skończyła, kiedy poczułam przed sobą czyjąś klatkę piersiową.
- Dzień dobry, Zafino. Czy coś się stało, że tak pędzisz? - zapytał mężczyzna, który był ode mnie wyższy o głowę.
Odsunęłam się i odpowiedziałam:
- Nie, tak tylko sobie biegam - uśmiechnęłam się, choć nie był to szczery uśmiech tylko wymuszony.
- Jak tam zaproszenia? Mam nadzieję, że dostanę zaproszony. Nie chciałbym przepuścić takiej okazji - wyciągnął w moją stronę dłoń, aby... No właśnie. Po co?
Może spociła mu się i chciał w ten sposób ją wysuszyć? Typ wydaje się dziwny, więc kto wie?
- Mówiłem, że cię dogonię, Zaf... - odparł prześmiewczo Gabriel, lecz jego dotychczasowy dobry humor ulotnił się w kilka sekund. - Witaj, Marco.
- Witaj, Gabrielu. Twoja narzeczona chyba się jednak pogubiła - zaśmiał się, a mi podeszło śniadanie do gardła.
- Wiem, widzę, więc już ją stąd zabieram - dodał zbyt poważnie na co prychnęłam.
Chłopak chwycił mnie za rękę, odciągając od Marco. Bez słowa zawróciliśmy, chcąc zniknąć z jego pola widzenia.
- Do zobaczenia na balu, dzieci - dopowiedział mężczyzna, który udał się w stronę schodów.
Gdy tylko zniknął wyrwałam się z uścisku Gabriela i pognałam do pomieszczenia, w którym spędziliśmy ponad siedem godzin.
- Aha, a więc tak. No dobrze - dodał, po czym ruszył biegiem za mną.
Dopadłam do szklanych drzwi i miałam zamiar zamknąć mu je przed nosem, gdyż myślałam, że jest dalej. Jednak chłopak był dosłownie dwa metry ode mnie i zdążył przetrzymać drzwi butem.
- Oj - zaśmiałam się, lecz z lekkim niepokojem, bo chłopak miał bardzo groźną minę. Przypominam. Chodziło tylko o piosenkę! A on wygląda jakby chciał mnie zabić! - Gabrielku, ależ spokojnie.
Wiedziałam, że nie lubi zdrobnień swojego imienia i wiedziałam również, że go to wkurzy jeszcze bardziej, ale Zafina Cabras - bezmyślna dziewczyna, powiedziała to bo... tak.
Zaczęłam się cofać, gdy nagle poczułam coś twardego za sobą. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się panorama miasta. Zatłoczone ulice i chodniki, niebieskie, bez żadnych chmur, niebo, gdzieniegdzie rosnęła palma. Przez to, że się rozmarzyłam, nie zarejestrowałam tego, jak blisko mnie był Gabriel. Również podziwiał miasto, ale odwrócił wzrok, zapewnie czując mój na sobie.
Miałam okazję na dokładną obserwację jego twarzy. Mimo że przecież znałam go i jego twarz nie jest mi obca, to i tak chciałam mu się przyjrzeć.
Co jak co, ale oczy miał skurczybyk śliczne. Jasno niebieskie. Najlepszy kolor oczu, jaki można mieć. Jego tęczówki miały ciemną obramówkę, zaś sam ich środek był czysto niebieski.
Mocno zarysowana szczęka, którą odziedziczył po swoim ojcu, prosty nos i pełne malinowe usta. Karnację miał dość jasną.
Włosy miał bardzo ciemne, co idealnie łączyło się z jasną cerą i oczami.Nad łukiem brwiowym dostrzegłam małą bliznę.
- Tak, to jest ona - zaśmiał się, gdy poczuł na bliźnie moje opuszki.
- Myślałam, że to się dawno zagoiło. Nie wiedziałam, że po klocku zostanie ci blizna!
- Zafina, ty tym klockiem trafiłaś mi z odległości chyba pięciu metrów. I to ostrą częścią! - tym razem i ja się zaśmiałam.
Nie zapomnę miny Gabriela, który zakładał się ze mną o dwa pączki, iż z pięciu metrów nie trafię do pudełka. No i wygrał te dwa pączki, bo zamiast trafić do pudełka trafiłam w dwunastoletniego chłopca. Piękne to było, mówię wam.
- Twoja mina była bezcenna.
- Hahaha, bardzo śmieszne - prychnęłam.
- A żebyś wiedział, Gabrielku - upssss.
Na twarzy chłopaka wymalował się chwilowy szok, lecz po chwili umieścił dłonie po obu stronach mojej głowy i schylił głowę na wysokość mojej.
- A teraz nadal ci do śmiechu, hm?
*~*~*~*~*~
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ <3
Dajcie znać co sądzicie!
1/1
CZYTASZ
We were born to love ourselves
RomanceOna - Zafina Cabras - zostaje zmuszona do małżeństwa z synem przyjaciela jej ojca. Dziewczyna jak i chłopak - Gabriel Tognazzi - nie chcą tego. Nienawidzą się od małego, jak mieli wziąć nagle ślub? Postanowili udawać. Każdy gest, buziak w policzek...