Zafina
Obudził mnie mój największy wróg o siódmej rano! Muzyczka dosłownie raniła moje uszy. Sięgnęłam dłonią po telefon, aby wyciszyć te gówno zwane również budzikiem. Zanim wewnętrznie przetrawiłam fakt, że zamiast spać do jedenastej musiałam wstać cztery godziny wcześniej, leżałam i wpatrywałam się w sufit. Nie należałam pod żadnym względem do rannych ptaszków.
Gdy już udało mi się i wstałam pierwsze co zrobiłam, to udałam się do łazienki. Przemyłam dłońmi twarz, po czym nałożyłam na nią lekki składający się z korektora, różu, rozświetlacza i tuszu. Włosy rozpuściłam, lecz gumkę nałożyłam na nadgarstek. Przebrałam się w czerwoną i dużą bluzę z kapturem, a na dół naciągnęłam czarne legginsy. Popsikałam się kokosową mgiełką, chwytając wcześniej komórkę. Zbiegłam po schodach i udałam się do kuchni, aby na szybko coś zjeść. Podgrzałam leciutko mleko oraz dodałam miodowe płatki, które uwielbiałam. Tata był już w swojej firmie, więc musiałam udać się tam pieszo.
Za dwa tygodnie, czyli ósmego czerwca miał odbyć się bal zaręczynowy. Tak. Za dwa tygodnie odbędzie się huczny bal, gdzie nasz narcystyczny Gabrielek mi się oświadczy i już wtedy będę pod "ochroną". Szczerze nie mam pojęcia, jak mam udawać, iż cieszę się z tych zaręczyn. Sam szeroki uśmiech i kilka miłych słów nic nie wskórają.
Ale wracając. W biurze, gdzie pracuje większość członków Organizacji, w tym mój ojciec i Gabriela, dostałam zadanie, aby zrobić zaproszenia na bal. Tata stwierdził, że mam zdolności manualne i idealnie się do tego nadam.
Na stopy nałożyłam białe air forcy, chwyciłam z komody klucze, wyszłam z domu, a następnie zamknęłam na każdy spust drzwi. W Los Angeles było na tyle ciepło, aby wyjść na dwór bez kurtki. Przeklęłam siebie w myślach za to, że nie wzięłam słuchawek. Do firmy miałam gdzieś poł godziny drogi, więc zapowiadał się długi spacer. Teoretycznie mogłabym zawrócić, bo daleko od domu jeszcze nie miałam, lecz stwierdziłam, iż jestem zbyt leniwa aby to zrobić. O ósmej miałam już tam być, dlatego powrót do domu tylko zajęło mi więcej czasu. Postanowiłam wstawić jakieś nowe zdjęcie na Instagramie, więc nadal idąc zaczęłam przeglądać galerię. Spodobały mi się dwa i nie mogłam się zdecydować. Na pierwszym byłam odwrócona bokiem w białej sukience, którą miałam na kolacji. Byłam szeroko uśmiechnięta, a za mną widniały zielone drzewa i niebieskie niebo. Pamiętam jak pytałam jakiegoś chłopaka, aby zrobił mi to zdjęcie. Zaś na drugim byłam w sukience z balu w willi rodziny Tognazzi. Stałam przy ogromnym lustrze i robiłam zdjęcie właśnie w nim. Używałam również flesha, dzięki któremu moja suknia pięknie się połyskiwała, a ciemne włosy luźno opadały na plecach. Oba były naprawdę ładne.
Przeglądając dalej galerię, zauważyłam jeszcze jedno ładne zdjęcie. Byłam na nim w tej samej błyszczącej sukience z balu i... Gabriel. Jego biała koszula opinała klatkę piersiową, a czarny garnitur dodawał elegancji. Chłopak obejmował mnie w talii, uśmiechając się przy tym szelmowsko, a ja trzymałam swoje dłonie na jego torsie. Patrzyliśmy sobie w oczy i ktoś mógłby pomyśleć, że jesteśmy... zakochaną parą. Nie wiadomo dlaczego na samą tę myśl poczułam jakieś ciepło. Strasznie dziwne to było.
Gdy chciałam przejść przez pasy, ktoś perfidnie na nich stanął autem.
- Ej! Co ty robisz, idioto?! - krzyknęłam.
Po chwili z czarnego Ferrari, wysiadł Gabriel. Ot tak, kurwa, Gabriel.
- Co ty robisz? Wywalaj z tym autem! Przecież korek robisz i blokujesz przejście!
- Spokojnie, nie gorączkuj się - odparł ze śmiechem chłopak.
Właśnie o tym mówiłam. Przyjedzie i stanie na środku, nie martwiąc się tym, że inni stoją w długaśnym korku. Może śpieszą się do pracy? Do szpitala? Do domu? Ale przecież Gabriel Tognazzi ma to gdzieś i robi wszystko co mu się żywnie podoba. Absurd!
- Idziesz również do firmy? - zapytał gdyby nigdy nic.
- Serio? Wzięło cię na pogawędkę?! Stoisz na środku drogi!
- Ale jesteś sztywna! - wyśmiał mnie.
- Pfff, nie tylko ty żyjesz na tym świecie, więc...
- Idziesz tam czy nie? - zapytał po raz kolejny, przerywając mi.
- Idę. Po co ci ta informacja?
- Ja też. Wsiadaj.
Co?
- Co?
- To co słyszałaś. Wsiadasz czy dalej mam blokować drogę?
Nie chciałam z nim jechać, lecz mam większą empatię do ludzi niż ten upośledzony chłopak, więc po prostu wsiadłam. Może gdybym poszła dalej, mając go gdzieś, w końcu by odpuścił.
Wsiadłam do drogiego auta, zastanawiając się jakim cudem wcześniej go nie zauważyłam. W środku było bardzo, o dziwo, czysto, bo na przykład w jego pokoju tak już nie jest. Ogólnie mówiąc było luksusowo.
- Po co jedziesz do firmy?
- Mam podobno komuś pomagać w zaproszeniach na bal - kątem oka spojrzał na mnie, gdy ja wytrzeszczyłam oczy. - Co ci?
- Ja miałam robić zaproszenia - oznajmiłam z szokiem. Serio muszę się z nim użalać przez co najmniej cztery godziny?!
- No to cóż... Będziemy robić je razem - uśmiechnął się jakby była to najcudowniejsza wiadomość pod słońcem...
*~*~*~*~*~
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ <3
1/2
![](https://img.wattpad.com/cover/366204027-288-k957092.jpg)
CZYTASZ
We were born to love ourselves
RomansaOna - Zafina Cabras - zostaje zmuszona do małżeństwa z synem przyjaciela jej ojca. Dziewczyna jak i chłopak - Gabriel Tognazzi - nie chcą tego. Nienawidzą się od małego, jak mieli wziąć nagle ślub? Postanowili udawać. Każdy gest, buziak w policzek...