Zafina
Nie pragnęłam niczego bardziej niż zostanie w własnym pokoju i nie wychodzenie z niego do końca dzisiejszego dnia. Nie chcę tej durnej kolacji, jak i samego ślubu!
Ojciec kilka razy zaglądał do mnie, ale za każdym razem go zbywałam. Rozumiał. Chyba. Muszę dać sobie czas, muszę się do tego przyzwyczaić, ale kiedy wyobrażam w głowie nasz ślub, krew mnie zalewa. Gdzie moje szczęście?!
Cały dzień przeleżałam w łóżku, rozmyślając nad wszystkim. Może zbyt zareagowałam? Mój tata nie chciał przecież źle. Chciał dobrze, dać mi bezpieczeństwo. To był jego autorytet. Nie będę go za to winić.
*****
Kolacja, przy której mieliśmy wszystko ustalić, miała odbyć się za 30 minut. Nie zamierzałam się stroić. Nie na coś, czego totalnie nie chciałam.
Postanowiłam ubrać się w białą sukienkę, która sięgała do kolan, zaś szyję miałam opatuloną grubym golfem. Było mi w niej ciepło i przyjemnie. Rękawy były luźne, sięgały do nadgarstków. Ciemne, prawie wręcz czarne włosy, związałam w wysokiego kucyka. Włosy u nasady ulizałam jeszcze małą ilością żelu, gdyż chciałabym, aby moje znienawidzone baby hairy nie wydostały się na zewnątrz. Makijaż zrobiłam bardzo lekki - przejechałam tuszem kilka razy po rzęsach, poprawiłam lekko brwi ciemnym cieniem, a na usta nałożyłam bezbarwny balsam. Miałam się nie stroić, ale wyszło jak zawsze. W sumie, nie muszę się dla nikogo jakoś specjalnie szykować, a jak już to tylko dla swojego komfortu.
Równo o osiemnastej, chwytając jeszcze ze sobą telefon, zeszłam na dół. Przy prostokątnym stole siedział już mój ojciec, jak i również nasi goście. Charles zajął miejsce na przeciwko Lucasa, a obok niego siedział jego syn, Gabriel.
- Dobry wieczór, panie Tognazzi - zwróciłam się do mężczyzny od razu, gdy mnie zauważył. - Cześć, tato - cmoknęłam go szybko w policzek.
- Witaj, Zafinko.
Troszkę skrzywiłam się po tym zwrocie, lecz szybko to ukryłam.
- Jak tam, córeczko? - zapytał łagodnie mój rodzic. Widziałam kątem oka, jak swoim wzrokiem próbuje dać mi znać, iż powinnam przywitać się z Gabrielem.
- Bardzo dobrze - uśmiechnęłam się sztucznie, gdyż zdawałam sobie sprawę, że każdy widzi po mojej minie, jak bardzo nie chcę tu być. - Hej, Gabriel.
- Siema.
Siema. Po prostu proste SIEMA. Nie oczekiwałam żadnych buziaków czy słodkich słówek, bo sama tego nie chciałam. Ale gdy naprawdę nie mamy wyjścia i usilnie staram się opanować z tą sytuacją, to on potrafi w prosty sposób tą nikłą nadzieję zburzyć jednym słowem. Widzi tylko koniec własnego nosa. I nic więcej.
Potraw było dużo. Nie mam pojęcia czemu aż tyle tego wszystkiego. Różnego rodzaju ryby, puree ziemniaczane, jakaś zapiekanka z warzywami, carbonara, lasagne... Przypominam, było nas czworo, nie zjemy nawet połowy. Współczuję naszej gosposi - Elenie, że musiała strasznie długo stać nad garami. Starsza kobieta jest dla mnie trochę jak babcia. Zawsze będzie ci kazać jeść jak najwięcej (tak aby ci brzuch eksplodował), zaszyje ci dziurę w ubraniu, dzięki każdym kolorze nitki jaka istnieje. Autentycznie. Ma takie średniej wielkości pudełko, gdzie ma każdy odcień. Ostatnio zauważyłam w swojej ulubionej żółtej sukience małą dziurkę przy szwie. Ubranie miało bardzo nietypowy kolor, taki jakby neonowy ale jednocześnie słoneczny. I wiecie co? Elena miała identyczną nitkę. Zaszyła ją, nie zostawiając w ogóle śladu.
Gdybym nie była w tak podłym humorze, na pewno był jej pomogła przy obiedzie.
Oprócz jedzenia stała również butelka czerwonego wina i wysokie do niego kieliszki. Zajęłam szybko miejsce po lewej stronie mojego ojca, i już wtedy wiedziałam, jak trudno mi będzie tu wytrzymać. Obiecałam sobie, iż będę spokojna, ale z każdą sekundą zaczynałam w to wątpić.
*~*~*~*~*~
Kolejne rozdziały potem , bo lecę na grilla!!!!
1/1
CZYTASZ
We were born to love ourselves
RomanceOna - Zafina Cabras - zostaje zmuszona do małżeństwa z synem przyjaciela jej ojca. Dziewczyna jak i chłopak - Gabriel Tognazzi - nie chcą tego. Nienawidzą się od małego, jak mieli wziąć nagle ślub? Postanowili udawać. Każdy gest, buziak w policzek...