#3

269 13 2
                                    

Zafina

  Nie pragnęłam niczego bardziej niż zostanie w własnym pokoju i nie wychodzenie z niego do końca dzisiejszego dnia. Nie chcę tej durnej kolacji, jak i samego ślubu!

Ojciec kilka razy zaglądał do mnie, ale za każdym razem go zbywałam. Rozumiał. Chyba. Muszę dać sobie czas, muszę się do tego przyzwyczaić, ale kiedy wyobrażam w głowie nasz ślub, krew mnie zalewa. Gdzie moje szczęście?!

  Cały dzień przeleżałam w łóżku, rozmyślając nad wszystkim. Może zbyt zareagowałam? Mój tata nie chciał przecież źle. Chciał dobrze, dać mi bezpieczeństwo. To był jego autorytet. Nie będę go za to winić.

*****

  Kolacja, przy której mieliśmy wszystko ustalić, miała odbyć się za 30 minut. Nie zamierzałam się stroić. Nie na coś, czego totalnie nie chciałam.

  Postanowiłam ubrać się w białą sukienkę, która sięgała do kolan, zaś szyję miałam opatuloną grubym golfem. Było mi w niej ciepło i przyjemnie. Rękawy były luźne, sięgały do nadgarstków. Ciemne, prawie wręcz czarne włosy, związałam w wysokiego kucyka. Włosy u nasady ulizałam jeszcze małą ilością żelu, gdyż chciałabym, aby moje znienawidzone baby hairy nie wydostały się na zewnątrz. Makijaż zrobiłam bardzo lekki - przejechałam tuszem kilka razy po rzęsach, poprawiłam lekko brwi ciemnym cieniem, a na usta nałożyłam bezbarwny balsam. Miałam się nie stroić, ale wyszło jak zawsze. W sumie, nie muszę się dla nikogo jakoś specjalnie szykować, a jak już to tylko dla swojego komfortu.

  Równo o osiemnastej, chwytając jeszcze ze sobą telefon, zeszłam na dół. Przy prostokątnym stole siedział już mój ojciec, jak i również nasi goście. Charles zajął miejsce na przeciwko Lucasa, a obok niego siedział jego syn, Gabriel.

- Dobry wieczór, panie Tognazzi - zwróciłam się do mężczyzny od razu, gdy mnie zauważył. - Cześć, tato - cmoknęłam go szybko w policzek.

- Witaj, Zafinko.

Troszkę skrzywiłam się po tym zwrocie, lecz szybko to ukryłam.

- Jak tam, córeczko? - zapytał łagodnie mój rodzic. Widziałam kątem oka, jak swoim wzrokiem próbuje dać mi znać, iż powinnam przywitać się z Gabrielem.

- Bardzo dobrze - uśmiechnęłam się sztucznie, gdyż zdawałam sobie sprawę, że każdy widzi po mojej minie, jak bardzo nie chcę tu być. - Hej, Gabriel.

- Siema.

Siema. Po prostu proste SIEMA. Nie oczekiwałam żadnych buziaków czy słodkich słówek, bo sama tego nie chciałam. Ale gdy naprawdę nie mamy wyjścia i usilnie staram się opanować z tą sytuacją, to on potrafi w prosty sposób tą nikłą nadzieję zburzyć jednym słowem. Widzi tylko koniec własnego nosa. I nic więcej.

  Potraw było dużo. Nie mam pojęcia czemu aż tyle tego wszystkiego. Różnego rodzaju ryby, puree ziemniaczane, jakaś zapiekanka z warzywami, carbonara, lasagne... Przypominam, było nas czworo, nie zjemy nawet połowy. Współczuję naszej gosposi - Elenie, że musiała strasznie długo stać nad garami. Starsza kobieta jest dla mnie trochę jak babcia. Zawsze będzie ci kazać jeść jak najwięcej (tak aby ci brzuch eksplodował), zaszyje ci dziurę w ubraniu, dzięki każdym kolorze nitki jaka istnieje. Autentycznie. Ma takie średniej wielkości pudełko, gdzie ma każdy odcień. Ostatnio zauważyłam w swojej ulubionej żółtej sukience małą dziurkę przy szwie. Ubranie miało bardzo nietypowy kolor, taki jakby neonowy ale jednocześnie słoneczny. I wiecie co? Elena miała identyczną nitkę. Zaszyła ją, nie zostawiając w ogóle śladu.

  Gdybym nie była w tak podłym humorze, na pewno był jej pomogła przy obiedzie.

  Oprócz jedzenia stała również butelka czerwonego wina i wysokie do niego kieliszki. Zajęłam szybko miejsce po lewej stronie mojego ojca, i już wtedy wiedziałam, jak trudno mi będzie tu wytrzymać. Obiecałam sobie, iż będę spokojna, ale z każdą sekundą zaczynałam w to wątpić.

*~*~*~*~*~

Kolejne rozdziały potem , bo lecę na grilla!!!!

1/1

We were born to love ourselvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz