#27

138 7 2
                                    

Zafina

  Przez większość nocy leżałam i tępo patrzyłam w sufit. Słowa wypowiedziane przez Gabriela cały czas krążyły w mojej głowie, przez co nie mogłam choćby na chwilę zmrużyć oka.

  Wczorajsza noc była inna niż jakikolwiek dzień. Rozmawialiśmy tak... Normalnie. Szczerze. Jak byśmy się rozumieli od zawsze.

  Rano, gdyby nie porządna dawka kofeiny, chodziłabym jak zombie. Nie miałam siły nawet zrobić najdelikatniejszego makijażu, a na sobie miałam zwykły czarny dres.

***

  Gdzieś o piętnastej zadzwoniła do mnie Kayla z pewną propozycją. Totalnie nie byłam przekonana i nie widziałam w jej pomyśle sensu. Nie miałam też ochoty na wyjście do klubu oraz, jak Kayla to nazwała, "pierwsze, wspólne i porządne chlanie". Ale nawet nie wiecie, jak ona potrafiła być przekonująca. A bardziej upierdliwa. Dlatego tym o to sposobem, siedziałam przed lustrem i doklejałam kępki. Usta pomalowałam bordową pomadką, a całą resztę zrobiłam tak, jak zawsze. Ciemne włosy wyprostowałam.

  W szafie znalazłam czarną, krótką spódniczkę i tego samego koloru bluzkę z bufiastymi rekawami. Na stopy nałożyłam sandałki z średnim obcasem i udałam się do wyjścia, wcześniej psikając się mocnymi perfumami.

  Wyszłam przed dom, zamknęłam drzwi, a następnie wsadziłam klucze do małej torebki. Napisałam do dziewczyny, która wymyśliła cały ten teatrzyk, o której będzie. Catch One to klub, który wybrała. Otwierał się od dwudziestej, więc mieliśmy jeszcze trzydzieści minut. Nie wiedziałam co będziemy robić przed przyjściem do klubu, ale Kayla, jako tajemnicza dziewczyna, powiedziała, że ona i Jasper wszystko ogarną.

  Przechadzałam się chodnikiem tą i z powrotem, aby zabić nudę. Był zachód słońca, który, o dziwo, nie był tak śliczny jak każdego dnia. Ciemne chmury, wręcz granatowe, przysłaniały słońce i pojawiające się gwiazdy. Było duszno. Znak. To był znak, Zafino...

  Kiedy znudziła mi się moja "wędrówka", postanowiłam w końcu zadzwonić do Kayli. Przez pierwsze sekundy myślałam, że oślepłam, ponieważ jasność była prawie na maxa. Gdy zjaśniłam ekran, zadzwoniłam do dziewczyny. Pierwszy sygnał. Drugi i trzeci...

- Boże... Kayla, ty małpo - mruknęłam pod nosem.

  Zaczynało się robić zimno i ciemno. I wiecie, lubiłam horrory, ale nie chciałabym trafić do żadnego z nich. Umarłabym, nie przez mordercę, stalkera, potwora, ducha i innych gówien, tylko przez sam strach.

  Dlatego, gdy stałam w ciemnej i pustej dzielnicy, moja wyobraźnia zaczynała działać na najwyższych obrotach. Wyobrażała sobie, jak ktoś wyskakuje z krzaków z okropnym uśmiechem na ustach. Albo widziałam wizję, w której jakiś potwór albo duch zmierzają w moją stronę w ekspresowym tempie, nie pozwalając mi zareagować. A, i jeszcze wizja z autem, gdzie porywają mnie i zabijają. Tak, nakręcałam się.

  Zadzwoniłam ponownie do Kayli, błagając w duszy, aby odebrała. Nie odebrała. Postanowiłam, że jeśli ktoś tak czy siak na mnie czyha, to wolę umrzeć we własnym domu. Sięgnęłam szybko do torebki, jednocześnie udając się w stronę domu, gdy nagle na kogoś wpadłam. Myślałam, że serce przestało mi bić, autentycznie. Przeżyłam mały zawał.

- Pojebało cię, człowieku?! Chcesz mnie zabić?! - krzyknęłam, chwytając się klatki piersiowej.

- Sam się wystraszyłem! Nie widziałem cię tutaj!

- Stoję tu od dwudziestu minut, jak mogłeś nie zauważyć?

- Nie wiem! Jesteś cała na czarno.

- Gdzie jest reszta? Czemu Kayla ode mnie nie odbiera? - zapytałam.

  Gabriel zamyślił się trochę, po czym odpowiedział:

- Próbują ogarnąć wejście do klubu. Stary znajomy Zane'a tam pracuje i może pozwoli nam wejść.

- To dlaczego nie zrobili tego wcześniej?

- Bo to są oni - odpowiedział Gabriel ze śmiechem. - Idziemy się przejść?

  Rozejrzałam się, aby mieć pewność, że nikt nas nie obserwuje. Nie chciałabym, aby jeszcze Gabriel dołączył do teamu wąchania kwiatków od spodu.

  Pokiwałam głową na "tak", po czym ruszyłam za chłopakiem. A może za... Narzeczonym? M o i m  narzeczonym?

  Poszliśmy do parku, nic nie mówiąc. Ciemność i cisza pozwalały nam oczyścić głowy i rozszalałe myśli. Chmury nadal wisiały, ale żadna kropla nie spadła. Po prostu były i zasłaniały księżyc.

- Jeśli chodzi o wczorajszy wieczór... - zaczął Gabriel, zwracając moją uwagę. - Nie potrzebnie ci mówiłem o mojej matce.

******

Hejj!

Co sądzicie? ----->

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

Do jutra!

We were born to love ourselvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz