#11

190 11 4
                                    

Zafina

  Weszliśmy po schodach, dysząc jak jakieś psy. Widna się zepsuła akurat w dzień, w którym zawitaliśmy w firmie TogCabCompany. Tog - od Tognazzi, a Cab - od Cabras. 

Podeszłam do odpowiednich drzwi i zapukałam w nie trzy razy. Zdyszany Gabriel doczłapał się do mnie, aby chwycić mnie za talię, gdyż nie wiedzieliśmy kto tam może być. I nasza intuicja nie zawiodła. W pomieszczeniu siedział mój tata, jak i Gabriela, jakaś kobieta i trzech mężczyzn. Rozpoznałam też Marco, z którym ostatnio tańczyłam. 

  Poczułam jak dłoń Gabriela ściska mnie mocniej w talii, więc bez zastanowienia strzepnęłam jego rękę tylko po to, aby złączyć ją ze swoją. Wiem, że zaczął się stresować tak samo jak ja. 

- Dzień dobry - skinęłam głową, a stojący obok mnie chłopak uczynił to samo.

- Witajcie, dzieci - uśmiechnął się szeroko mój ojciec, podchodząc do nas.

Gabriel uścisnął jego dłoń, lecz nie puszczając mojej. Następnie Charles podszedł do mnie porywając mnie w swoje objęcia, przez co musiałam puścić Gabriela. 

- Słuchajcie, zakochani - odezwał się tym razem Lucas Tognazzi. - Na czwartym piętrze pod numerem 32 macie wolny pokój, gdzie znajdziecie jakieś tam kartki, nożyczki i inne potrzebne wam rzeczy. Zafino, ogarniasz ten budynek, więc raczej się nie pogubicie - odparł.

- Zrobicie tyle ile dacie radę, resztą zajmiecie się ewentualnie jutro chociażby w domu. Jakby co to jesteśmy tutaj, dobrze? - zapytał teraz mój tata.

Pokiwaliśmy głową na "tak" i udaliśmy się na dół. Gdy tylko zniknęliśmy za drzwiami wypuściłam powietrze, które nie wiadomo dlaczego wstrzymywałam. Może dlatego, iż czułam na sobie spojrzenie tego całego Marco? Wydaje się dziwny, mimo że tylko raz z nim tańczyłam i tylko raz z nim rozmawiałam. Ta kobieta też wydawała się dziwna. Kurde, każdy tu jest dziwny jakby tak głębiej to przeanalizować.

- Ej, gdzie teraz? - wyrwał mnie z letargu głos Gabriela.

- Tu, na lewo - wskazałam. - Nigdy tu nie byłeś?

- Byłem, ale tylko w biurze ojca. Nie chodziłem po dziesięciopiętrowym  budynku!

- Ja zaś chodziłam! - wystawiłam język do chłopaka i pchnęłam szklane drzwi. 

W pomieszczeniu znajdowała się bordowa kanapa, szklany stolik kawowy, dwa białe biurka i puchaty dywan. Jedna ściana była cała ze szkła, przez co było widać panoramę miasta. 

- Boże ile tego, kurwa, jest - stwierdził zszokowany Gabriel.

- Masz słuchawki?

- Mam, a co? Chcesz jedną?

- Dawaj - chwyciłam jedną i dodałam: - Pokaże ci muzykę.

*~*~*~*~*~

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ <3

2/2

We were born to love ourselvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz