Stella
Minęły trzy tygodnie od wypadku Alexa. A ja właśnie zignorowałam kolejne połączenie od mojego szefa. Dałam mu znać, że potrzebuję jeszcze kilku dni wolnego, zanim się z nim spotkam. Ale prawda jest taka, że bałam się odebrać. Jakie to dorosłe i odpowiedzialne. Wiedziałam, że chcę zostać w kraju i zrezygnować z Meriggiare. Nie wiedziałam za to jak mam to powiedzieć i zmierzyć się z rozczarowaniem i zawodem. Ale z jego rozczarowaniem bym sobie poradziła. Nie byłabym też pierwszym pracownikiem na świecie, który podejmuje taką decyzję i powoduje bałagan.
Wiedziałam, że zawiodę tatę.
Z tym nie potrafiłam się pogodzić. I próbowałam wymyślić jakiś sposób, żeby to wszystko ułożyć.
Gdybym tylko miała możliwość mu to wszystko wytłumaczyć.
Pokręciłam bezradnie głową, podnosząc się z kanapy.
– Stell, słuchasz nas? – Kat ściągnęła na siebie moją uwagę.
Nie słuchałam. Boże, zapomniałam w ogóle, że tutaj były. Totalnie odpłynęłam w swoich myślach.
Przeszłam do kuchni, żeby nalać sobie wody.
– Zjecie coś? Może przyrządzimy coś dobrego na obiad? – Zignorowałam wcześniejsze pytanie Kat.
– Tak. Za chwilę – Jules stanęła przede mną. – Kiedy wracasz do pracy? Rozmawiałaś z panią Nihan?
– Jezuuuu, ale mnie dziś męczycie tymi pytaniami – przewróciłam oczami, wymijając Jules i otwierając lodówkę.– To może w końcu nam na nie odpowiedz? – Blondynka zaczynała się irytować.
– Daj spokój, Jules. Przecież obie wiemy, że po prostu nie ma odwagi, żeby nam powiedzieć, że nie wraca. Boi się spojrzeć nam w oczy, tak samo jak boi się wsiąść do samolotu. – Kat stała ze skrzyżowanymi ramionami.
– Och, jaka ty jesteś domyślna! – Udałam, że biję jej brawo. – Skoro uprzejmości mamy już za sobą, możemy zabrać się za gotowanie. – Zaczęłam wyjmować z lodówki składniki na makaron.
– Nie zamierzasz nic więcej dodać? – Wiedziałam, że nie odpuszczą, ale nie mogą powiedzieć nic, co zmieni moje zdanie.
– A co tu dodawać? Chyba tylko tyle, że proszę was, żebyście zaakceptowały moją decyzję. Nie musi się wam podobać. – Wrzuciłam pieczarki do zlewu z zamiarem ich umycia.
– Przypomnieć ci ile pracy włożyłaś, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym jesteś? – Zapytała mnie Kat.
– Przypomnieć wam, że mój narzeczony miał wypadek, bo mi się zachciało robić karierę za granicą?! I że przez kilkanaście okropnych godzin myślałam, że nie żyje? – Obie patrzyły na mnie ze współczuciem, co irytowało mnie jeszcze bardziej. Bo przez to poczułam się znacznie gorzej.
– Stell, przecież to nie twoja wina. Doskonale to wiesz, kochanie. – Delikatny głos Kat sprawił, że znów zachciało mi się płakać.
– Od kogo wracał? Gdyby nie ja to nie byłoby go na tym lotnisku. Do tej pory ma zawroty głowy – spojrzałam na nie, przeczesując włosy palcami. Obróciłam się i oparłam plecami o szafkę. – Przecież takie są fakty. Nie mogę im zaprzeczać – starałam się im wytłumaczyć. – Nie chcę stracić z nim ani sekundy.
– Rozumiemy, że się boisz, ale nie możesz tak żyć... – Kat nie odpuszczała.
– Możemy, proszę, już o tym nie rozmawiać? – Zapytałam, a one obie westchnęły, ale przestały drążyć temat. Chociaż doskonale wiedziałam, że mają jeszcze wiele do powiedzenia.
![](https://img.wattpad.com/cover/366628155-288-k490807.jpg)