Stella
Alex zabrał mnie do Londynu kilka dni temu i nie pozwolił wrócić.
A ja nie protestowałam.
Miałam poczucie, że przegrałam, ale z drugiej strony, tyle się działo. I było tyle osób, które cieszyły się z mojej obecności, że skupiałam się wyłącznie na tym.
Rozmawiałam z panią Nihan, która zaproponowała mi kilka dodatkowych dni urlopu, żebym nie podejmowała pochopnych decyzji.
Ale ja zaskakująco łatwo pogodziłam się z tym stanem rzeczy i w pewnym sensie mi ulżyło, że Alex zdecydował za mnie.
Nie chciałam tam być.
Przygotowywałam się właśnie do kolacji z potencjalnymi kontrahentami Alexa i Teda. Byłam zadowolona z tego, jak wszystko udało się przygotować.
Podobała mi się taka rola. Przyszłej pani Salinger.
Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.
Na dzisiejszy wieczór wybrałam krótką jedwabną sukienkę w kolorze złamanej bieli z długimi rękawami, które nachodziły na dłonie. Miała dodatkowe marszczenie na biuście i dekolt w stylu hiszpańskim, który idealnie eksponował naszyjnik od Alexa.
Zastanawiałam się właśnie czy upiąć włosy, czy zostawić rozpuszczone, kiedy do garderoby wszedł Alex.
– Wiedźma w bieli – wyszczerzył się, rozpinając koszulę. – Baaardzo przyjemny widok.
Podszedł do mnie, pochylił się i pocałował mnie w skroń.
Przejechał dłonią po moich włosach.
– Zostaw rozpuszczone – uśmiechnął się.
Sabacie, jak ja uwielbiałam sprawiać mu przyjemność.
– Mieliśmy się spotkać na miejscu – powiedziałam, łapiąc jego dłoń i podsuwając ją sobie do ust, żeby móc złożyć pocałunek po wewnętrznej stronie jego nadgarstka.
– Dżentelmen odbiera damę przed kolacją – odparł.
– Nawet służbową?
– Każdą, Wiedźmo – patrzył na mnie w lustrze. I dosłownie rozbierał mnie wzrokiem.
Było coś z nami i lustrami.
Działało to wybitnie intensywnie.
– Nie mamy czasu – odchrząknęłam, bo nagle zaschło mi w gardle.
– Jestem tego świadomy – chwycił swoją dłonią moją szyję, a ja oparłam się o jego pierś. – Czy nie wypada się modnie spóźnić?
– Nie gospodarzom – próbowałam zapanować nad uśmiechem.
– Czy nie płacimy komuś za witanie gości?
– Do czego próbuje mnie pan namówić, panie prezesie? – Przełknęłam ślinę.
– Łatwo będzie ci poprawić fryzurę – wyszczerzył się.
– Łatwo będzie ci mnie namówić... – odparłam, czując wibracje jego telefonu. – Ale ktoś nie daje za wygraną.
Przeklął pod nosem i odebrał połączenie.
– Ted, tak... Już jesteśmy w drodze – przeczesał włosy palcami.
– Cierpliwość jest cnotą – wyszeptałam ze śmiechem, sięgając po błyszczyk.
– – –
– Jesteś zajebiście wspaniała – szeptał między naszymi gwałtownymi pocałunkami. – Przebiegła – przygryzł moją dolną wargę. – Sprytna – wymieniał. – I nieprzyzwoicie mądra.