Rozdział 19

116 7 11
                                    

Stella

Alex zabrał mnie do Londynu kilka dni temu i nie pozwolił wrócić.

A ja nie protestowałam.

Miałam poczucie, że przegrałam, ale z drugiej strony, tyle się działo. I było tyle osób, które cieszyły się z mojej obecności, że skupiałam się wyłącznie na tym.

Rozmawiałam z panią Nihan, która zaproponowała mi kilka dodatkowych dni urlopu, żebym nie podejmowała pochopnych decyzji.

Ale ja zaskakująco łatwo pogodziłam się z tym stanem rzeczy i w pewnym sensie mi ulżyło, że Alex zdecydował za mnie.

Nie chciałam tam być.

Przygotowywałam się właśnie do kolacji z potencjalnymi kontrahentami Alexa i Teda. Byłam zadowolona z tego, jak wszystko udało się przygotować.

Podobała mi się taka rola. Przyszłej pani Salinger.

Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.

Na dzisiejszy wieczór wybrałam krótką jedwabną sukienkę w kolorze złamanej bieli z długimi rękawami, które nachodziły na dłonie. Miała dodatkowe marszczenie na biuście i dekolt w stylu hiszpańskim, który idealnie eksponował naszyjnik od Alexa.

Zastanawiałam się właśnie czy upiąć włosy, czy zostawić rozpuszczone, kiedy do garderoby wszedł Alex.

– Wiedźma w bieli – wyszczerzył się, rozpinając koszulę. – Baaardzo przyjemny widok.

Podszedł do mnie, pochylił się i pocałował mnie w skroń.

Przejechał dłonią po moich włosach.

– Zostaw rozpuszczone – uśmiechnął się.

Sabacie, jak ja uwielbiałam sprawiać mu przyjemność.

– Mieliśmy się spotkać na miejscu – powiedziałam, łapiąc jego dłoń i podsuwając ją sobie do ust, żeby móc złożyć pocałunek po wewnętrznej stronie jego nadgarstka.

– Dżentelmen odbiera damę przed kolacją – odparł.

– Nawet służbową?

– Każdą, Wiedźmo – patrzył na mnie w lustrze. I dosłownie rozbierał mnie wzrokiem.

Było coś z nami i lustrami.

Działało to wybitnie intensywnie.

– Nie mamy czasu – odchrząknęłam, bo nagle zaschło mi w gardle.

– Jestem tego świadomy – chwycił swoją dłonią moją szyję, a ja oparłam się o jego pierś. – Czy nie wypada się modnie spóźnić?

– Nie gospodarzom – próbowałam zapanować nad uśmiechem.

– Czy nie płacimy komuś za witanie gości?

– Do czego próbuje mnie pan namówić, panie prezesie? – Przełknęłam ślinę.

– Łatwo będzie ci poprawić fryzurę – wyszczerzył się.

– Łatwo będzie ci mnie namówić... – odparłam, czując wibracje jego telefonu. – Ale ktoś nie daje za wygraną.

Przeklął pod nosem i odebrał połączenie.

– Ted, tak... Już jesteśmy w drodze – przeczesał włosy palcami.

– Cierpliwość jest cnotą – wyszeptałam ze śmiechem, sięgając po błyszczyk.

– – –

– Jesteś zajebiście wspaniała – szeptał między naszymi gwałtownymi pocałunkami. – Przebiegła – przygryzł moją dolną wargę. – Sprytna – wymieniał. – I nieprzyzwoicie mądra.

You make me loved /18+ ( II część You make me calm)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz