Stella
– Jak tam, Hunterówna, wręczyłaś już prezent urodzinowy swojemu mężulkowi? – Zapytał Connor, opadając na kanapę obok mnie. – Czy po takim czasie łóżkowe... akrobacje robią takie samo wrażenie? – Spojrzał na mnie sugestywnie.
– Może powinnam wypróbować biurkowych akrobacji? – Odparłam. – A nie, czekaj! Już tam byłam – uniosłam brwi, upijając łyk swojego napoju.
– Czyli podobało jej się tak samo jak mnie – powiedział zadowolony z siebie. – Ląduje to w moim top 3. Dokładniej na drugim miejscu.
– Uwielbiam, kiedy udzielasz mi informacji, których nie potrzebuję – zaśmiałam się.
– Twoje życie bez tego nie byłoby pełne – odpowiedział i zarzucił mi ramię na szyję, przyciągając mnie do siebie po bratersku.
– Rozumiem, że pierwsze jeszcze przed wami.
– Od początku wiedziałem, że jesteś bystra. Pamiętaj o tym – pochwalił mnie. – Cholera, nie mogę doczekać się jutra.
Zmarszczyłam brwi. A to ciekawe.
– Dlaczego? – Posłałam mu pytające spojrzenie.
– No jak to? Przecież to będzie... – zaczął podekscytowany. – Wspaniały dzień dla mnie i Jules! Tak, tak! Dlatego nie mogę się doczekać.
Mogłabym dać uciąć sobie rękę, że chciał powiedzieć coś innego, ale jakby w ostatniej chwili się opamiętał.
– Yhm... – przytaknęłam. – Jestem z ciebie dumna, Connor – powiedziałam.
– Bo zadowoliłem twoją przyjaciółkę? – Parsknął śmiechem, a ja chwilę po nim.
Pacnęłam go w ramię.
– Oczywiście. Tylko dlatego. Brawo, chłopie. Świetne osiągnięcie. Gdzie się tego nauczyłeś? – Ironizowałam. – Nie, czekaj. Nie chcę wiedzieć, żartowałam! – Dodałam pospiesznie, czym tylko pogłębiłam jego rozbawienie.
Przecież on był gotów mi o tym opowiedzieć.
– Jesteś zajebistym kumplem, Stella – podsumował.
– Jestem dumna, bo o siebie walczysz – wróciłam do bycia poważną. – I bardzo cię za to podziwiam – wskazałam głową na jego szklankę.
– Daj spokój – wzruszył ramionami, jakby to nie było ważne.
A było.
– Wiem, że ja wybitnie często korzystam z twojej pomocy – zaśmiałam się. – Ale mam nadzieję, że ty wiesz, że jestem.
– Wiem, Hunterówna – odparł. – Wiem.
– To dobrze.
– Wiem, że Salinger oprócz załatwienia sobie żonki, załatwił mi przyjaciółkę.
– – –
O rany. Wpatrywałam się w swoje odbicie i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Aż serce zaczęło mi szybciej bić.
– Sabacie, ta sukienka jest tak piękna, że mogłabym iść w niej do ślubu – wyszeptałam zachwycona, przesuwając dłońmi po talii, uważając, żeby nie uszkodzić delikatnego materiału.
I dokładnie to miałam na myśli. Trudno było o coś bardziej w moim stylu.
Emanowała delikatnym pięknem, idealnie łącząc klasyczną elegancję z nutą nowoczesności. Zmysłowo opływała moją sylwetkę, podkreślając figurę w subtelny sposób. Góra sukni przyciągała wzrok romantycznym dekoltem w stylu off-shoulder, który odsłania ramiona, dodając całości lekkości i wdzięku. Długie, dopasowane rękawy zakończone eleganckimi, ale zwiewnymi mankietami, nadają jej wyrafinowania, a lejący się dół z delikatnym trenem, opada na podłogę. Oczami wyobraźni widziałam jak niemal płynie z każdym krokiem. Złamana biel kontrastowała z moją już opaloną i błyszczącą skórą.