Rozdział 14

123 8 4
                                    

Alex

– Żartujesz sobie ze mnie? – Zapytałem, bo kurwa, sam nie dowierzałem w to, co do mnie mówi.

Pokręciła przecząco głową.

– Chciałabym – zerknęła na mnie. Ale po chwili wróciła do pilnowania drogi.

To jest jakaś jebana ironia losu. Nie wiem ile jeszcze wytrzyma zanim osiwieje ze stresu.

Trzymała się bardzo dzielnie, biorąc pod uwagę fakt, że nie do końca pozbierała się po tym, gdy myślała, że nie żyję. Więc wiem jakie scenariusze układała sobie w głowie, gdy nie odbierałem telefonu.

Położyłem dłoń na jej udzie, chcąc ją pocieszyć, ale od razu zmieniła temat.

– Eej, to ty jesteś dziś passenger princess – zaśmiała się dźwięcznie. – Ja powinnam to robić.

– Ociągasz się, więc przejmuję inicjatywę – wzruszyłem ramionami. – Wiesz, możemy jechać do ciebie... U mnie w domu są współlokatorzy – żartowałem, żeby ją rozluźnić.

Chociaż wyglądała już na spokojną. Ale obawiałem się, że po prostu bardzo się stara ze względu na mnie.

– Och, maleńki... Masz ochotę na odrobinę zabawy? – Sięgnęła dłonią do mojego kolana.

Znacznie więcej niż odrobinę.

– Tak, ale wiesz... – zawiesiłem głos. – Odrobinę się stresuję. Dawno nie widziałem mojej dziewczyny. Chyba muszę sobie co nieco przypomnieć.

– Masz pecha, bo trafiłeś na przyzwoitą kobietę i najpierw zapraszam cię na śniadanie – wyszczerzyła się. – Zainwestuję w ciebie trochę pieniędzy zanim zaciągnę cię do łóżka – dodała konspiracyjnie. – Oby tylko było warto.

W całej tej pojebanej sytuacji, cieszył mnie fakt, że nie skupiała się na wydarzeniach z lotniska.

– Wczoraj wieczorem aresztowali mężczyznę, który brał udział w napadzie na mnie – poinformowałem ją, kiedy zaparkowała pod restauracją.

– W końcu! Oby go nigdy nie wypuścili – powiedziała z determinacją.

– Marne szanse – założyłem jej włosy za ucho. – Za mała szkodliwość czynu na długą i surową karę – tłumaczyłem jej.

– Nie będę się tym teraz irytować, bo chcę się skupić na tym, że jesteśmy razem – odparła, łapiąc moją dłoń i całując tatuaż. – Ale niech jego poduszka będzie zawsze z każdej strony ciepła.

– To okrutna kara – wyszeptałem prosto w jej usta.

– Prawda? Jestem okrutną kobietą – patrzyłem jak poruszają się jej wargi przy każdym wypowiadanym przez nią słowie.

Wiedźma.

– Drogi narzeczony, zapraszam na śniadanie. Przysięgam, że zwariujesz na punkcie deserów w tej knajpie.

Już zwariowałem. Tyle, że na jej punkcie.

Nie zdążyłem jej pocałować, bo rozdzwonił się jej telefon. Przymknęła oczy i westchnęła zirytowana.

– Halo? – Przywitała się. – Wczoraj wszystko zleciłam – słuchała, kiwając głową. – Powiem ci po weekendzie.

Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem składać delikatne pocałunki na jej smukłej szyi. I dotarło do mnie, że muszę odwiedzić  jubilera. Nie dostała ode mnie jeszcze żadnej biżuterii, oprócz pierścionka zaręczynowego..

– Mam dziś wolne, Theo – powiedziała, po czym wplotła mi palce wolnej dłoni we włosy.

Theo? Theodor Archibald?

You make me loved /18+ ( II część You make me calm)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz