Rozdział 20

98 6 2
                                    

Stella

– Lauren, co ten osioł wyprawia? Co mu odbiło?

Nadal nie rozumiałam co się wydarzyło.

– Nie wiem, kochanie – odparła równie zmartwiona.

Usiadła obok mnie na kanapie i chwyciła mnie za dłoń.

– Myślisz, że zrobiłam coś nie tak? – Wypowiedziałam na głos pytanie, które mnie przerażało.

– Nie wygaduj głupstw – zaprzeczyła natychmiast. – Jestem pewna, że nie o to chodzi – zapewniła mnie. – Coś innego musi być na rzeczy.

Założyła mi włosy za ucho, w czułym, matczynym geście.

Bardzo doceniałam, że ją mam. I że mogłam przyjechać do niej w takim momencie, a zrobiłam to instynktownie.

— Myślę, że nie ma rzeczy, którą Alex określiłby, że zrobiłaś nie tak — uśmiechnęła się. — Ten chłopak dosłownie czci ziemię, po której stąpasz — pokręciła głową.  — Coś go zamroczyło, rozum mu odjęło — przeżywała.

– Jak mam się tego dowiedzieć? – Zastanawiałam się.

Lauren otarła dłonią łzy z moich policzków.

Byłam w bojowym nastroju. Chciałam działać, a nie miałam wielkiego pola do popisu.

A jednocześnie byłam też zrozpaczona. Całkowicie zdruzgotana samą możliwością tego, że Alex mówił poważnie.

Że to koniec.

Wróciłam wspomnieniami do początków naszej znajomości i tego, czego Alex od niej oczekiwał.

– Może rzeczywiście się mną znudził? – Zapytałam, czując nową falę łez. — Przecież faktycznie od początku uprzedzał mnie, że oczekuje niezobowiązującej relacji.

— Stella, ten chłopak nigdy nie był tak szczęśliwy jak przy tobie. Powiedział mi, że ciężko mu uwierzyć w to, że chcesz z nim być. I że nie sądził, że można mieć aż taką potrzebę dbania o kogoś.

Boże, Alex... Co ty najlepszego wyprawiasz?

Przytuliła mnie, głaszcząc moje włosy.

Z jednej strony mnie to uspokoiło. A z drugiej sprawiło, że byłam jeszcze bardziej skołowana.

Nie zraniłby mnie tak bez powodu.

A jedyny logiczny powód, dla którego by to zrobił to fakt, że rzeczywiście nie chce ze mną być.

— Lauren, dziękuję że jesteś — objęłam ją mocniej.

— Oczywiście, że jestem, córeczko — odparła wzruszona.

Rany, jak ja lubiłam, kiedy mnie tak nazywała.

Nie robiła tego często, zapewne nie chcąc się za bardzo narzucać.

Była tak szczera i dobra.

— To takie szczęście mieć cię w swoim życiu. Jesteś wspaniała — powiedziałam, odsuwając się od niej.

Odpowiedziała mi przepięknym uśmiechem.

— Zostajesz na noc. Bez dyskusji — zakomunikowała mi. A ja nie protestowałam. — Chcesz coś wygodniejszego do przebrania? — Zapytała. — Zrobię ci kakao, kochanie.

Nie przepadałam za kakao, ale wypiję wszystko, co przyrządzi ta kobieta.

— Brzmi dobrze — odparłam poruszona, ale tym razem jej opiekuńczością.

You make me loved /18+ ( II część You make me calm)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz