Karen
Obudziłam się w szpitalu i zobaczyłam jak przy mnie jest Viv. Byłam otumaniona. Widziałam jak Viv uśmiecha się do mnie a ja rozejrzałam się po mojej sali. Dlaczego ja żyję? Przecież powinnam umrzeć po takim mocnym gównie.Spojrzałam na drzwi , w których Brandon rozmawiał ze swoją mamą i szybko odwróciłam od nich wzrok.
- Nie rób tak więcej Karen.- odezwała się Viv powstrzymując się od płaczu.- Bałam się o ciebie.
- Viv ja musiałam to zrobić. Musiałam pozbyć się tego bólu.
- Jakiego bólu?
- Brandon wrócił do Grace i dowiedział się , że jestem bezpłodna.
- Co on kurwa zrobił?
Zobaczyłam jak lekarka do mnie podchodzi i patrzy na mnie z uśmiechem na ustach. Spojrzała się na Viv i na Mel i podała małej zabawkę.
- Ma pani dużo szczęścia. Bardzo dużo. Gdyby, pani partner , pani nie przywiózł w odpowiednim czasie pani by nie żyła.
Wbiłam swój wzrok w ziemię i ona powiedziała o partnerze ale wiem , że Brandon nie będzie moim partnerem. On woli Grace.
- Ale mam kolejną dobrą wiadomość.
- W takim razie słucham.
- Jest pani płodna. Może pani zajść w ciążę.
Jakim kurwa cudem? Przecież byłam bezpłodna.
- Pani doktor ale ja byłam bezpłodna.
- Pani była niepłodna a ginekolog pani wpisał bezpłodność.
Lekarka odeszła od nas a ja widziałam uśmiech Viv. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie. Chciała , żebym została matką. Na salę weszła pani Emma i Brandon.
- Jak się czujesz, kochanie?- zapytał Brandon.
Spojrzałam na niego a jego wyraz twarzy był inny. Był miększy , delikatny i czuły. Nie dam się zwieść na jego urok.
- Brandon przestań udawać, że cię obchodzę. Dobrze wiem jaka jest prawda. Po prostu jesteś ze mną bliżej ze względu na moje ciało.
- Karen co ty mówisz? Kocham cię.
- Gdybyś mnie kochał nie wybrałbyś Grace. Spierdalaj stąd teraz.
Przynioslam wzrok na Mel, która puknęła mnie w dłoń. Zobaczyłam, że narysowała mi laurkę i się uśmiechnęłam.
- Jest piękna, Mel.- powiedziałam.
Spojrzałam jeszcze raz na kartkę i położyłam ją na stoliku obok mojego łóżka. Przeniosłam wzrok na panią Emmę , która patrzyła na mnie z troską w oczach.
- Mamo i Vivi mogłybyście wyjść?
Zobaczyłam jak kobiety idą a za nimi idzie Mel. Zostawiły mnie samą z brunetem. Zobaczyłam jak Brandon siedzi przy mnie i obróciłam się plecami do niego. Jego duża dłoń znalazła się na moim biodrze a on mnie przekręcił twarzą do niego.
- Blondyneczko... Posłuchaj. Grace nawet nie wiem skąd się tam znalazła.
- W dupie to mam.
- Kocham cię moja blondyno.
Zobaczyłam jak brunet przybliża swoją twarz do mojej ale nie chciał mnie całować. Po prostu patrzał się w moje oczy.
- Kochasz mnie za moje ciało czy ogólnie?
- Karen nawet gdybyś nie miała takiego ciała jakie masz teraz i tak kochałbym ciebie.
- Dlaczego byłeś na mnie zły , gdy się dowiedziałeś o tym , że jestem bezpłodna?
- Nie byłem po prostu nie rozumiałem dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś.
- Nie masz wyprasowanej koszuli.- stwierdziłam.
- Nie mam ,bo jakaś pierdolnięta blondyna postanowiła się zaćpać na śmierć. Siedziałem przy tobie całą noc i nawet nie zmrużyłem oka z nadzieją, że się obudzisz.
- Serio siedziałeś tu całą noc?
- Tak.
***
Dopiero co weszłam do pokoju i zobaczyłam jak Brandon leży na łóżku i śpi. Położyłam się obok niego i przykryłam go kocem. Położyłam się plecami do niego i próbowałam zasnąć ale poczułam jak brunet przyciąga mnie do siebie.
- Karen Lancaster chcesz zostać panią Ivanov?
Usłyszałam ciche pytanie a jego chrypka w głosie sprawiła, że nie mogłam się nad niczym skupić.
- Moją panią Ivanov?
Cieszyłam się i odwróciłam się do niego twarzą. Zobaczyłam jak w ręce trzyma pierścionek zaręczynowy a moje serce zabiło mocniej.
- Chcę abyś została moją żoną, blondyneczko.
- Co?
Nie dowierzałam w to co mówi a myśl o tym , że chce mnie za żonę sprawiała, że miałam ochotę się popłakać. Moje uczucia , w tym momencie były nie do opisania. Czułam radość, wielkie szczęście.
- Zostaniesz moją żoną Karen?
- Tak!
Poczułam jak wkłada na mojego przedostatniego palca pierścionek, który błyszczał się kryształami. Moje usta przyległy po jego a moje dłonie znalazły się na jego policzkach przyciągając go do mnie. Jego dłonie znalazły się wyżej niż nad moim tyłkiem a on położył się na plecach naciągając mnie na niego. Jego jedna dłoń odsuwała moje włosy od jego twarzy. Odsunęłam swoje usta od jego i się uśmiechnęłam.
- Jesteś kochany.
- Oh moja blondyno. Dla ciebie to nawet dałbym się pociąć.