Rozdział XXII

75 5 0
                                    

Nie minęło za dużo czasu od spotkania, żeby w życiu Harry'ego i Dracona działo się coś co oboje jeszcze przez jakiś czas będą pamiętać. Bo wszystko działo się dwa dni po Pierwszym Oficjalnym Zebraniu Zakonu Feniksa. Zapowiadał się zwykły dzień w Londynie. Pogoda jak zwykle była jak pod psem, bo w każdej chwili mogło zacząć padać.

Harry wstał rano do pracy i po około dziesięciominutowej dyskusji zostawił Malfoya samego w domu. Pokazał mu jak włączyć telewizor, radio, przygotował śniadanie i zostawił mu klucze na wypadek jakby chciał wyjść, jednak miał nadzieję, że blondyn tego nie zrobi. Martwił się o niego, bo był pozbawiony magii, a ministerstwo stanowczo zakazywało mu kupna nowej różdżki dla Malfoya. Harry na stole naszykował też dzisiejsze wydanie proroka, w razie gdyby chłopak chciał poczytać. Dopiero po wykonaniu tych wszystkich czynności(i szybkim buziaku w nos na pożegnanie) wyszedł do pracy, prawdopodobnie spóźniony.

Uśmiechał się, bo czuł, że dobrze zaczął dzień. Skocznym krokiem powędrował w jakiś zaułek i tam deportował się do ministerstwa.

Nie wiedział tylko, że w tym zaułku ktoś stał. Choć bardziej siedział, ukryty za stertą worków na śmieci, w czarnym kapturze i różdżką w gotowości. To i tak była tylko jedna z pięciu postaci. Każda siedziała w innym zaułku, każda czekała na niego.

Dostali wczoraj rano zlecenie na Harry'ego Pottera, było anonimowe jak większość z nich. Mężczyzna miał na sobie ciemną bluzę z kapturem, a na twarzy maskę zasłaniającą ją całą. Nie trudno było się dowiedzieć jak dotrzeć do Stowarzyszenia Spokojnej Śmierci, trudniej było się wydostać z jego sidła jakim są kolejne składane zlecenia, większe zaufanie pokładane w ich usługi, lepsze… zniżki na kolejne zadania do wykonania. Oczywiście
w opcji "uwagi" klient mógł sobie zażyczyć jak chce, żeby ta osoba zginęła lub/i kto jeszcze może zginąć. Co ciekawe to nie było pierwsze zgłoszenie na Harry'ego Pottera.

Harry gdy pojawił się już na korytarzu prawie wpadł na Weasleya, a ten wylał na siebie kawę z papierowego kubeczka. Ron spojrzał na niego spod byka, ale Harry prędko przeprosił i zaoferował, że kupi mu następną. Rudzielec rzucił na ubranie zaklęcie czyszczące, a kubek po rozlanej kawie wyrzucił do kosza:

- Wiedziałeś, że mugole mają takie wielkie maszyny i jak klikniesz w nazwę jakiejś kawy i zapłacisz to dostajesz kawę! - mówił podekscytowany

- To są automatu do kawy, Ron - odparł - Gdy chodziłem do mugolskiej szkoły, to była połączona z gimnazjum i mieliśmy takie.

- Niesamowite

Rozmowa potoczyła się dalej, a potem wspólnie zasiedli do papierów i dalszego śledztwa w sprawie nie cierpiącej zwłoki. Wszystko jednocześnie nabierało i traciło sens. Wiedzieli, że Stowarzyszenie Spokojnej Śmierci dostaje zlecenia, ale kto kieruje tą organizacją? Kto ją wymyślił?
I dlaczego? Te wszystkie pytania pożerały im mózg czekając na więcej informacji, a odpowiedzi na nie, nie było widać.

Wtedy w ministerstwie przyszła do niego jakaś wiadomość. Przyniosła ją nie znana mu sowa i od razu wyleciała przez okno na wolność. Harry rozwinął kartkę, a tam było napisane czarnym atramentem.

Grimmauld Place, 19:30

Potter w swoim wieloletnim doświadczeniu wiedział, że takie wiadomości nie znaczą nic dobrego. Bo zawsze kończą się źle. Od razu dzięki swojemu naszyjnikowi wysłał wiadomość do całego zakonu.
W dość krótki czas, w jednej wiadomości przedstawił o co chodzi  i jaki jest mniej więcej plan działania. O 19:15 wszyscy działający w terenie mieli spotkać się na ulicy. Draco i Blaise będą siedzieć
w domu gotowi, żeby w razie czego przesłuchać kogoś lub wysłać patronusa do ministerstwa. Do gabinetu wbiegła Hermiona:

I'll keep you in my memory//drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz