Hej, miłego czytania. 🩵
Jeśli stoicie, to sobie wygodnie usiądźcie.
~*~
2 tygodnie wcześniej...
Widział jej smutne oczy, gdy wsiadała do windy. Cholera, nigdy nie czuł takiej pustki jak w tym momencie. Nie wiedział ile usłyszała z jego nieprzyjemnej rozmowy z ojcem, ale nic z tego, co opuściło tego ranka jego usta, nie było prawdą. Łączyło ich coś więcej i właśnie zdał sobie z tego sprawę. Stał pochylony nad kanapą, ciężko oddychając. Dobry Boże, gdyby ktoś stanął przed nim dwa miesiące temu i spytał czy aby na pewno nie ma żadnego powodu, dla którego chciałby walczyć o swoje szczęście, odpowiedziałby bez zająknięcia, że nie. Jednak teraz, po raz pierwszy od kilku lat odnalazł ten jeden powód.
Nora Brown.
Miał nadzieję, że nie było jeszcze za późno. Do ślubu zostały w końcu niespełna dwa tygodnie. Sięgnął do kieszeni spodni i wysłał wiadomość, która prawdopodobnie była jego jedynym ratunkiem.
Do nieznany: Pilna sprawa. Potrzebuję twojej pomocy.
Podszedł do okna, czekając na odpowiedź. Założył dłonie na piersi i zacisnął z całej siły żuchwę, dostrzegając Brown, dyskutującą z jego ojcem. Miał ochotę tam zejść i odciągnąć ją od Antonia. Nie rozumiał, dlaczego ojciec nadal wtrącał się w jego życie. Widział jak Nora wsiada do taksówki, zostawiając Torresa samego na chodniku. Uśmiechnął się nieznacznie, gdyż jej zacięta postawa świadczyła o tym, że nie uległa jego manipulacjom. Z letargu wybudził go dźwięk rozbrzmiewającego telefonu. Odblokował urządzenie i wszedł w odpowiednią konwersację.
Od nieznany: Widzę cię za pół godziny tam, gdzie karety lubią przybywać najbardziej.
Prychnął pod nosem, od razu ruszając w stronę kuchni. Zgarnął kluczyki z blatu i narzucił na swoje ramiona czarny płaszcz. Po tym jak znalazł się na podziemnym parkingu, wsiadł do czarnego audi. Wyjechał na bostońskie ulice, zmierzając prosto do miejsca, w którym ludzie trwonią pieniądze najbardziej. Dotarł do celu po dwudziestu minutach. Opuścił auto i dał znać, że jest już na miejscu.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, kierując się w stronę odpowiedniego budynku. Skinął głowom dwóm ochroniarzom, którzy bez większych problemów wpuścili go do środka. Skrzywił się na zapach cygara zmieszanego z drogimi perfumami. Był wczesny ranek, więc ludzi było tu niewiele. Minął bar i wszedł do ciemnego korytarza, do którego nie docierał żaden zalążek światła. Stanął przed drewnianymi drzwiami, po czym zapukał w nie trzy razy. Usłyszał zgrzyt odsuwanego krzesła, a potem ujrzał tuż przed sobą postawną sylwetkę swojego wybawcy.
- Dorian Torres. - przewrócił oczami na widok tego chytrego uśmiechu. - W czym mogę ci pomóc? - minął go w drzwiach, ruszając w stronę drewnianego krzesła, ulokowanego tuż przy hebanowym biurku.
- W klubie. - zerknął na szatyna, który zajął miejsce tuż naprzeciwko niego. - Kiedy spotkaliśmy się w klubie była tam pewna blondynka.
- Ta niby twoja blondynka? - zgromił Swindlera wzrokiem. - Dobra. - wyrzucił dłonie w obronnym geście. - Kontynuuj.
- Jest moja. - przejechał dłonią po czarnych włosach. - Powiedzmy, że mi się zjebało w życiu. - Chain upił łyk gorzkiej kawy. - Pamiętasz Salt? - zachłysnął się napojem.
- Veronicę Salt? - skinął głową, gdy ten pospiesznie wycierał swoją koszulę. - Tej jędzy nie da się nie pamiętać. - poprawił krawat. - Co z nią?
- Kiedy pięć lat temu zawaliłem projekt w firmie, ojciec postawił mi warunek. - potarł swoje uda, głośno wypuszczając powietrze. - Miałem znaleźć sobie żonę i się ustatkować albo wyjść za Salt. - Swindler podrapał się po podbródku. - Jak widzisz nie mam obrączki na palcu, więc grozi mi duga opcja.
![](https://img.wattpad.com/cover/363330557-288-k83538.jpg)
CZYTASZ
Graphic solace | 18+ ZAKOŃCZONE
RomanceHistoria młodszego z braci Torres. Dorian Torres nie przejmuje się konsekwencjami swoich czynów. Gdy pewnego dnia zostaje wezwany do gabinetu ojca, który oznajmia mu, że czas spełnić złożoną sprzed pięciu lat obietnicę, Dorian czuje, że tym razem bę...