ROZDZIAŁ I

512 21 22
                                    

Hej, miłego czytania Wam życzę <3

~*~

Dorian nie spał całą noc. Niezwykle frustrowało go to, że nie wiedział co było tego przyczyną. Miał dziwne przeczucie. Przeczucie, że coś tego dnia zwali się na jego życie niczym górska lawina i nie oszczędzi go w najmniejszym stopniu. Nie mylił się absolutnie, co do swojej intuicji. Czasem złożone przez nas obietnice w końcu wracają, a gdy to robią, domagają się wypełnienia.

Przebywał właśnie w swoim mieszkaniu, zapinając guziki czarnej koszuli. Jedyne o czym marzył to ciepłe łóżko i jakiś dobry alkohol. Jednak matka, aby podtrzymać swój niedzielny zwyczaj, urządzała rodzinny obiad, a on żeby jej nie rozczarować, postanowił się na nim pojawić.

Przejechał dłonią po czarnych włosach lekko je mierzwiąc. Spojrzał w lustro, krzywiąc się nieco na widok worów pod oczami, które były skutkiem wyczerpania. Zarzucił na siebie czarny płaszcz, a przez szyję przewiesił srebrny łańcuch oraz naszyjnik z płaską zawieszką w kształcie prostokąta z wygrawerowanymi inicjałami rodzeństwa Torres.

Zgarnął kluczyki do czarnego Audi i ruszył windą na podziemny parking. Wyjechał z piskiem opon, szczerząc się do długonogiej sąsiadki, która właśnie wsiadała do swojego auta. Posłała mu seksowny uśmiech, który odwzajemnił. Ależ był z siebie dumny. Naprawdę miał ku temu zajebiście dobry powód.

Przez całą drogę starał się nie zasnąć za kierownicą. Dojechał chwilę przed czasem i zaparkował na podjeździe rezydencji tuż obok czarnego mercedesa brata. Uśmiechnął się, dostrzegając naklejki na szybach samochodu oraz mnóstwo pieluch upchanych w fotelik. Opuścił pojazd, nasuwając na oczy ciemne okulary. Skinął ochroniarzowi na powitanie i ruszył po marmurowych schodach prosto do drzwi wejściowych. Nie fatygował się nawet z pukaniem. Wszedł do domu, a do jego uszu dotarł od razu płacz dziecka. Dobry Boże, mały Torres naprawdę dawał czadu, a kolejny był w drodze. Zastanawiał się jak to możliwe, że jego brat zafundował sobie w tak krótkim czasie solidne, bocianie gniazdo.

Odwiesił płaszcz i ruszył do jadalni, napotykając po drodze Dalię oraz Dane'a. Posłał siostrze uprzejmy uśmiech, zaś jej męża mordował już tysiączny raz w swojej głowie.

- Ty przed czasem? - zaśmiała się, idąc w jego stronę z otwartymi ramionami. - Dobre mi sobie. - wtuliła się w jego ciało, a on objął ją ramieniem.

- Po prostu nie mogłem się doczekać aż ujrzę twoją twarz. - poderwała głowę, mierząc go pełnym politowania spojrzeniem. Uśmiechnął się i zaraz od razu przybrał poważny wyraz twarzy, widząc przed sobą szwagra. - Dane, a ty co zgubiłeś się, skarbie? - Dalia kopnęła go w kostkę, na co głośno syknął. - Siostra. - posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. - Nie bądź wredna.

- To bądź miły dla mojego męża. - skrzywił się na to określenie. Dalia oderwała się od niego i złapała Breckena za nadgarstek, prowadząc go do jadalni.

- No gówno mi nie mąż. - usłyszał za sobą ciche prychnięcie, a po chwili ujrzał brata, który stanął z nim ramię w ramie. - Wykastrujmy go. - założył ręce na piersi, taksując wzrokiem dłoń Dane'a na pośladku Dalii.

- Zajebiście dobry pomysł. - spojrzeli na siebie, posyłając chytre uśmiechy. - Wyglądasz jak gówno. - Dorian zmarszczył czoło.

- Ty nie lepiej. - widział zmęczenie wymalowane na twarzy brata.

- Ząbkowanie. - Dorian skrzywił się na wyobrażenie wyrzynających się zębów. Sam miał problemy z ósemkami. - Jest porażka. - Dylan przetarł zmęczoną twarz. - Jak z drugim będzie to samo, to się załamię.

- Kurde, brzmi strasznie. - ruszyli w kierunku rodziny. - Grace nie chciała trójki? - posłał mu pytające spojrzenie.

- Chce nadal. - zaśmiał się jedynie, widząc twarz zdeterminowanej Grace. - Cześć szwagierka. - przytuliła się do boku Dylana, trzymając za zaokrąglony brzuszek.

Graphic solace | 18+ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz