22

2.9K 147 50
                                    

ARES

Musiałem jechać do firmy, nie chciałem jej jednak zostawiać samej. Scarlett miała dzisiaj wolne, a ona wychodzi z Alice. Byłem ciekawy, gdzie idą o tej porze, jednak nie pytałem o nic więcej. Musiałem zająć się pracą. Chciałem dzisiaj zostać dłużej w firmie, by wszystko dopiąć na ostatni guzik. Dojechałem do firmy trochę po południu, bo dobrze spało mi się z Vivian i chłopcami. Byłem zadowolony z tego, że obudziłem się koło niej. Miała coś w sobie, co przyciągało mnie do niej cholernie. Nadal byłem delikatnie na nią zły, za to, że zostawiła mnie przywiązanego do krzesła, jednak wiedziałem, dlaczego to zrobiła. Zachowałem się jak skończony kretyn. Przecież Caleb jest naszym przyjacielem, nie mogłem być o niego zazdrosny. Jednak, gdy zauważyłem jego dłoń, na jej udzie i kolanie, miałam ochotę coś rozpierdolić. Elizabeth nie odezwała się po tym do mnie, nie było mi z tego powodu przykro. To z Carter miałem układ i to niej powinienem się trzymać. Po tym, gdy spróbowałem ją pierwszy raz, wiedziałem, że chce ją czuć przy każdym kolejnym razie. Smakowała jak niego. Jak spełnienie moich marzeń. Nie mogłem się od niej oderwać. Carter miała cięty języczek, ale gdy poznałem ją bliżej, okazało się, że ma kruche serce. Cała jest krucha. Lubiłem to w niej. Lubiłem spędzać z nią czas. Lubiłem, gdy razem jechaliśmy do pracy i z niej wracaliśmy. Lubiłem nawet jej kubek z kapibarą i pościel, chociaż wydawało się to strasznie dziecinne. Ja po prostu to lubiłem. Lubiłem patrzeć na nią, gdy się śmiała, gdy próbowała mnie od siebie odepchnąć, jednak nie mogła, bo coś ją blokowało. Lubiłem, gdy mnie całowała i się do mnie przytulała. Przywykłem już do jej obecności. Chciałem, by było już tak zawsze. Nie rozumiałem, czy może coś do niej czuje, czy nie. Ale wiedziałem, że Vivian nie była już tylko moją sekretarką i współlokatorką, bo zdałem sobie sprawę, że znaczyła dla mnie więcej, niż się tego spodziewałem.

-Panie Hermanie. - usłyszałem głos mojej recepcjonistki.

Oderwałem głowę od papierów i spojrzałem w oczy brunetki.

-Tak? Coś się stało? - poprawiłem swój krawat.

Nie lubiłem krawatów, ale odkąd zobaczyłem wzrok Vivian, gdy pierwszy raz go włożyłem, wiedziałem, że się z nimi polubię. Lubiłem, gdy na mnie patrzyła tym pożądliwym wzrokiem.

-Ktoś zostawił dla pana kopertę. - uśmiechnęła się życzliwie i podała mi do dłoni czerwoną rzecz.

Zmarszczyłem brwi. Czerwona koperta?

-Wie może Pani, od kogo jest? - zapytałem, nie widząc podpisu.

Kobieta pomachała głową na boki.

-Nie wiem, przyniósł ją średniego wzrostu blondyn. - powiedziała. - A bardziej listonosz, przynajmniej tak mi się zdaje.

-Tak się Pani zdaje? - zakpiłem. - Następnym razem proszę nie przyjmować niepodpisanych kopert. W szczególności, gdy listonosz nie wygląda na listonosza. - mruknąłem.

-Tak, Panie Hermanie. - kiwnęła głową i wyszłam z mojego gabinetu.

Zmarszczyłem brwi, ponieważ zazwyczaj jakieś listy, przychodziły mi drogą elektroniczną, a nie poprzez list. Z westchnieniem rozdarłem papierek, a ze środka wyleciały uschnięte płatki róży.

-Co do kurwy. - warknąłem.

Spojrzałem do środka i nic więcej nie było. Zmarszczyłem jednak brwi, gdy dostrzegłem coś napisanego na jednej ze ścianek koperty. Rozerwałem mocniej papier i zaschło mi w ustach, gdy zobaczyłem tam imię Vivian.

God Of Darkness [+18] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz