36

2.1K 165 37
                                    

VIVIAN


-Co z nim? -zapytałam, ubierając się w pośpiechu.

-Jest cały poobijany i ma kilka dość bardzo widocznych ran. -mówił, a po moim ciele przeszły dreszcze. -Ktoś wjechał w niego samochodem, tracąc panowanie nad pojazdem. Ares nie mógł tego przewidzieć, ponieważ on wyprzedzał ten samochód, a wtedy mężczyzna przy nim zaczął przyspieszać i samo się stało. Herman nie zdążył odbić, przez co auto walnęło w niego, a on sam został odrzucony na drugi pas.

Zacisnęłam mocniej dłonie. Ares leżał teraz w szpitalu, cały pokaraskany, a ja myślałam o nim pod prysznicem.

-Przyjedź do niego. Pewnie będzie chciał cię zobaczyć, jak się obudzi. -powiedział błagalnie, a ja jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na urządzeniu.

-Podaj adres, zaraz będę. -rzuciłam i się rozłączyłam.

Kilka minut później dostałam wiadomość od Caleba z adresem. Włożyłam na siebie płaszcz i buty, które miałam wcześniej na sobie, i wyszłam z mieszkania, uprzednio je zamykając na kluczyk. Zamówiłam taksówkę, bo nadal nie było mnie stać na auto, i pojechałam w stronę szpitala. Nie mogłam tego wytłumaczyć, dlaczego towarzyszy mu taki mocny ścisk w sercu.

Czy się o niego bałam? Tak.

Czy chciałabym się teraz z nim zobaczyć? Cholernie.

Wczoraj naprawdę mi pomógł. Gdybym nie dostała jego numeru od Caleba, nie wiem, co bym zrobiła. Nie zmienił numeru, ale wymazałam ciąg liczb z głowy, by przypadkiem sama do niego nie zadzwonić. Zmieniłam numer telefonu, by nic głupiego nie przyszło mi do głowy. Jednak nie zadzwoniłam ze swojego numeru, bo wiedziałam, że wtedy Ares by do mnie wydzwaniał. Dupek o tym wiedział, że nie dzwoniłam ze swojego telefonu. Ares nie był głupi.

Skubany...

Mimo tego, że między nami nie było najlepiej, to czułam, że muszę po prostu przy nim być. Czułam, że jestem mu to winna. To on był przy mnie, gdy te dwa lata temu było ze mną źle. To on pocieszał mnie i dbał o mnie, kiedy ja nie byłam w stanie sama tego zrobić. Caleb i Ares byli przy mnie i wiedziałam, że mimo tego, że nie jest między nami dobrze, to ja muszę teraz być przy nich. Wysiadłam z taksówki, podając plik banknotów dla kierowcy i popędziłam w stronę szpitala. Na wejściu od razu czekał na mnie mój przyjaciel, bym nie musiała się użerać z recepcjonistką.

-Jesteś w końcu. -mężczyzna mnie w swoje ramiona.

Przytuliłam się do niego, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Czułam, że w moich oczach zbierają się łzy.

-Choć do Melanie. -mężczyzna oderwał się ode mnie i spojrzał w moje oczy.

Nie skomentował moich łez, tylko zacisnął mocniej szczękę. Na plastikowym krzesełku siedziała jego rudowłosa narzeczona.

-Cześć Vivian. -zgarnęła mnie w swoje ramiona.

Niestety jej brzuszek nie pozwalał na to, byśmy dobrze się przytuliły.

-Jak się czujesz? -zapytałam, dotykając jej brzucha.

Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy malec kopnął akurat w moją dłoń.

-Dobrze, chociaż coraz bliżej porodu, to coraz bardziej się stresuje. -uśmiechnęła się słabo, patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami.

Melanie była naprawdę kochaną kobietą. Poznała Caleba, wtedy gdy ją pieprzyłam się z Aresem. Do tej pory pamiętam, gdy Caleb siedział w moim gabinecie i był zły o to, że nie powiedziałam mu o Aresie. To wtedy powiedział, że z kimś sypia, to była właśnie Melanie. Jego przyszła żona i matka jego syna.

God Of Darkness [+18] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz