33

2.1K 157 53
                                    

VIVIAN

Gdy tylko go zobaczyłam w tym sądzie-zamarłam. Wyglądał dobrze, bardzo dobrze. Z wiekiem coraz bardziej był przystojny. Nie mogłam powiedzieć inaczej. Jednak, gdy uderzył Colina, miałam ochotę krzyczeć. Nie chce wracać do tego, co było kiedyś. Nasze drogi się rozeszły, a ja ułożyłam sobie życie z kimś innym. Jednak nie chciałam udawać wrednej suki i po prostu tolerowałam Aresa. Nie rzucałam w niego okropnymi wyzwiskami, za to, co zrobił. Szanowałam go. Zrobił dla mnie wiele i jestem mu za to bardzo, ale to bardzo wdzięczna. Zrobił to, co zrobił, czasu nie cofnę. Wtedy byłam zdruzgotana, bo czułam coś do niego. Teraz jednak minęło to, a ja mam u boku Colina Petersa, trzydziestolatka, który oczarował mnie na imprezie. Colin był naprawdę dobry, chociaż miewał swoje momenty, gdzie mnie rozczarowywał. Często nie wychodziły nam nasze randki, bo on wolał spędzać czas z kolegami. Rozmawialiśmy na ten temat i z początku było dobrze, jednak później on zaczął gdzieś znikać. Nie miałam siły się z nim kłócić, więc zbywałam temat. Chciałam się teraz skupić na mojej pracy u Artura. Z moich rozmyślań wybudził mnie nagle głos Hermana.

-Ja wiem, że się za mną stęskniłaś, ale musisz mnie puścić. -rzucił.

Od razu się od niego oderwałam i zdjęłam z siebie kask. Niemal zamarłam, gdy zobaczyłam, że jesteśmy niedaleko jego posiadłości.

-Miałeś mnie zawieść do pracy. Ja muszę tam dzisiaj być! -warknęłam rozzłoszczona.

Ares zatkał mi usta swoją dłonią i rozejrzał się wokoło.

-Ktoś włączył w rezydencji alarm, muszę to sprawdzić. -mówił, patrząc w moje oczy.

Oderwałem jego dłoń on moich ust i westchnęłam. Ares przyglądał mi się chwilę, a bardziej przyglądał się moim ustom. Już chciałam coś powiedzieć, ale mężczyzna niespodziewanie potarł kciukiem miejsce niedaleko moich ust.

-Rozmazałem ci szminkę. -rzucił swobodnie.

Otworzyłam buzię w szoku i odepchnęłam jego dłoń.

-Mogłeś mi powiedzieć, a nie mnie dotykać. -warknęłam, bo mężczyzna zaczynał działać mi na nerwy. -Idź, zobacz ten zjebany alarm, a później odwieź mnie do pracy.

Herman spojrzał na mnie i kiwnął głową, ruszając w stronę domu. Rozejrzałam się wokoło i delikatnie się spięłam. A co jak włamywacz jest gdzieś w okolicy? Nie chce zostawać tutaj sama, bo mnie jeszcze porwie i zabije. W kilku krokach podeszłam do Hermana i stanęłam z nim ramię w ramię.

-Co ty tu robisz? Wracaj na miejsce. -warknął cicho, spoglądając na okolice.

-Drzwi są otwarte. -mruknęłam, pociągając go za rękaw marynarki.

Herman porzucił złoszczenie się na mnie i przekręcił głowę w stronę drzwi.

-Kurwa. -mruknął. -Musimy stąd iść, ktoś może być w środku. -odwrócił się w moją stronę i szepnął do mojego ucha.

Ciepły podmuch wiatru owiał moją szyję, a po mojej skórze przeszedł przyjemny dreszcz. Ja pierdole.

-Muszę jechać do pracy, mój szef Artur mnie zabije. -ponownie pociągnęłam go za rękaw, by zwrócić na siebie uwagę.

Ares warknął pod nosem i złapał mnie w talii, niosąc z dala od posiadłości. Nie chciałam krzyczeć, by nie zwrócić uwagi kogoś, kto mógł być w domu.

-Wiesz, kto to może być? -zapytałam, gdy szliśmy lasem, a mężczyzna dzwonił na policję.

Kiedyś marzyłam o tym, by chodzić z nim po lesie na spacery. Jednak nie chciałam w ten sposób. Chyba jednak Bóg nie do końca mnie słuchał.

God Of Darkness [+18] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz