43

2.8K 154 38
                                    

ARES

Nie pozwoliła mi się dotknąć. Kurwa, nigdy bym się po niej nie spodziewał, że może być aż tak ostra. Zmieniła się, w cholerę się zmieniła, ale na dobre. Jest teraz nie do złamania.

Siedzę właśnie w swoim gabinecie i rozmyślam nad tym, co robi teraz Vivian. Odwiozłem ją do jej mieszkania około godziny osiemnastej. Od tamtej pory żadne z nas się nie odezwało. Byłem ciekawy, co kobieta przygotuje na swój rewanż. Nie mogłem się właśnie teraz skupić na pracy, bo moją głowę znowu przejęła piekielnie cudowna kobieta -Vivian Carter.

W przyszłości Herman.

Do mojej głowy powróciły wspomnienia z dzisiejszego dnia. Jak jęczała moje imię, jak wtulała się w moje ciało, jak cudowne były jej miękkie usta. Nie mogę zapomnieć widoku jej ciała i oczu, które w tamtym momencie błyszczały, jak promyk słońca.

Ona była takim promykiem słońca, w mojej ciemności.

Siedziałem właśnie przed laptopem i projektowałem jakąś mało ważną ulotkę. Wybrałem już rozmiar stronicy, czcionkę i kolory dwa plus jeden. Ulotka nie miała być kolorowa, więc wybrałem po prostu złoty i czarny. W końcu złoto i czerń były moim znakiem rozpoznawczym. W końcu moja firma miała czarno-złote logo. Siedziałem tak od kilku godzin, wsłuchując się w panującą, w rezydencji ciszę. Brakowało mi tutaj kogoś. Czułem się delikatnie samotny. Nigdy bym tak nie pomyślał, że przez jedną kobietę będę czuł, że to jest moje miejsce na ziemi. Nigdy bym nie pomyślał, że z jej odejściem, odejdzie też moje szczęście i poczucie bezpieczeństwa.

Bo ona nim była. Była moim szczęściem i poczuciem bezpieczeństwa.

Kocham ją. Cholernie.

Zamknąłem laptopa i wpatrywałem się w ciemny las. Była końcówka lata, przez co na dworze robiło się szybciej coraz ciemniej. Westchnąłem przeciągle, nadal wpatrując się w delikatnie kołyszące się drzewa. Nie padało, nie było burzy, a Bóg nadal walczył.

Tym Bogiem byłem ja. To ja walczyłem. Walczyłem z tym, by powiedzieć jej, że ją kocham.

Cholernie bałem się jej to powiedzieć.

Nie wiem, jak mam to zrobić. Nie wiem, jak dać jej te listy. Kurwa, nie wiem nic. Jedyne co wiem, to że ją kocham i nie chce wypuszczać ją z rąk.

Czy to tak wiele? W tym momencie tak.

Nasze życie nie było usłane różami, a w szczególności jej. Starałem się, by jej życie stało się lepsze, koło mojego boku. Jednak skrzywdziłem ją tym, że sam miałem wrogów. To nie tak miało wyglądać. Nie tak miało wyglądać nasze wspólne życie.

Z rozmyśleń wyrwał mnie mój dzwoniący telefon. Na początku go zignorowałem, bo nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Czekam cierpliwie, jak przestanie dzwonić. Nie spoglądałem nawet na wyświetlacz. Chciałem w tym momencie pobyć sam ze swoimi myślami.

Chociaż i tak nikogo tutaj nie było. Byłem tylko ja i moje nędzne życie.

Telefon po raz drugi zaczął dzwonić, aż w końcu postanowiłem spojrzeć na wyświetlacz, bo pierwsze, o czym pomyślałem, to była Vivian. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i spojrzałem na ekran. Zmarszczyłem brwi, gdy zauważyłem imię mojego najmłodszego brata-Zana.

God Of Darkness [+18] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz