ROZDZIAŁ 4. Tata

503 54 57
                                    

HOLDEN

Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka. Sfrustrowany przewracałem się z boku na bok, aż w końcu dałem sobie spokój i o trzeciej w nocy zapaliłem lampkę w salonie, by nie porazić sąsiadów jasnym światłem żyrandola. Sięgnąłem do stojaka po gitarę i zająłem miejsce na dywanie. Zacząłem ciągnąć za struny, ale niewiele to pomogło w zwalczeniu stresu, który siedział we mnie, odkąd odebrałem telefon od mojej dziewczyny. Byłej dziewczyny, powinienem powiedzieć. Nie wiedziałem, ile czasu musi minąć, żebym przestał ją tak nazywać, co było całkiem zabawne, jeśli wziąć pod uwagę sytuację, w jakiej się obecnie znajdowaliśmy.

Skończyło się na tym, że snułem się od pokoju do pokoju i przestawiałem i tak starannie poustawiane rzeczy, a potem umyłem ręcznie naczynia, które zalegały w zmywarce. Skutek był taki, że o poranku przywitałem się w lustrze z moimi odwiecznymi przyjaciółmi: workami pod oczami i zmierzwionymi włosami, które stały we wszystkich możliwych kierunkach. Ogarnąłem ten rozgardiasz, ogoliłem się, omijając przy okazji wciąż wrażliwą skórę poniżej dolnej wargi i wyszczotkowałem zęby. W momencie gdy miałem zrobić sobie śniadanie, którego i tak bym nie przełknął, usłyszałem pomruk silnika.

Podszedłem do okna i minimalnie odchyliłem firankę. Na podjeździe zaparkował znajomy, czarny chevrolet. Zmiąłem w palcach materiał, a mój żołądek zrobił podwójne salto w tył. Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem na zewnątrz, nonszalancko wciskając ręce do kieszeni dresów. Trawa była delikatnie zroszona przez wczorajszy deszcz, dlatego pod bosymi stopami czułem lekki chłód.

— Cześć, Holt! — Camille nawet nie wyskoczyła z samochodu, a już zaczęła do mnie machać.

Uśmiechnąłem się do niej, po czym uniosłem rękę w geście powitania. Cam jako pierwsza do mnie podeszła, ale po drodze bacznie zlustrowała wzrokiem cały dom.

— Wygląda świetnie. — Zagwizdała z podziwem, po czym złożyła na moim policzku buziaka.

— Przecież nie wybrałbym rudery — rzuciłem i przyłożyłem dłoń do piersi, na wysokości serca. — Twoje insynuacje ranią moje uczucia.

Wywróciła oczami.

— I co? Jak się tutaj odnajdujesz? — Instynktownie spojrzała na pobliskie działki.

— Jest w porządku. — Wzruszyłem ramionami.

Sunbow to nie Oceanside i z jednej strony to coś dobrego, a z drugiej przykrego.

Zerknąłem ponad nią na Gregory'ego, który otworzył tylne drzwi samochodu i zaczął tam majstrować przy pasach.

— Od początku tygodnia trajkotał o tym wyjeździe jak najęty. — Cam ściągnęła moją uwagę swoim melodyjnym śmiechem. Dawno nie słyszałem tego dźwięku.

Swędziały mnie ręce, bo tak bardzo chciałem jej dotknąć.

— Wcale mu się nie dziwię — skwitowałem, co spotkało się z jej krzywym spojrzeniem.

— Nie mów tak. Czuję się, jakbym była jego mniej ulubionym rodzicem — dąsała się.

— Daj spokój — pocieszyłem ją. — Wiem, że zawsze będzie cię kochał bardziej.

Uśmiechnęła się do mnie wdzięcznie, a moje wnętrzności zawiązały się w supeł. Z trudem odkleiłem od niej wzrok i wpatrzyłem się w przestrzeń. Camille była naprawdę piękną kobietą i do twarzy jej było z uśmiechem. Żałowałem, że tak późno nauczyłem się, jak go u niej wywoływać. [A raczej jak dużo czasu zajęło mi ponowne zdobycie tej umiejętności.]

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz