ROZDZIAŁ 38. Niewygodna prawda

302 60 21
                                    

WILLOW

Wczesnym wieczorem nasza mało ruchliwa uliczka wypełniła się niemal po brzegi. Pod przeciwległym domem zaparkowały dwa duże samochody – jednym z nich była laweta, drugim dostawczak. Tuż za nimi stało nieznane mi sportowe auto. Dopiero kiedy blond głowa wyłoniła się z wnętrza otwartego garażu, zrozumiałam, kto przyjechał.

Bez zastanowienia wyszłam na zewnątrz. Easton niemal od razu mnie zauważył.

— Cześć — przywitał się, podchodząc bliżej.

— Hej — wydukałam przez ściśnięte gardło. — Zabieracie jego rzeczy?

Chyba zastanawiał się, ile może mi powiedzieć, bo dłuższą chwilę lustrował moją twarz. Jego nerwowe uderzanie kluczykami o wnętrze dłoni potwierdziło moje przypuszczenia.

— Rozmawiałaś z Reedem? — uniknął odpowiedzi.

— Tak, ale mówił same ogólniki.

Skrzyżowałam ramiona. Mimowolnie spojrzałam na stojący obok nas samochód, uświadamiając sobie, że musi kosztować fortunę. Jak na studenta dobrze mu się powodziło. Aż za dobrze.

Widząc jego zaciśniętą szczękę, dostałam wystarczającą odpowiedź. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak poważnego.

— Co chcesz wiedzieć? — Jego pytanie miało w sobie sugestię.

To, co robił w życiu, nie było moją sprawą i nie chciałam się do tego mieszać. Ale jeśli dzięki temu mogłam wyciągnąć z niego odpowiedzi, bez skrupułów zamierzałam to wykorzystać.

— Jest bardzo... źle?

— Reed twierdzi, że nie — powiedział.

— A ty?

Wzruszył ramionami.

— Co mogę powiedzieć? Ciężko zaufać komuś, kto ciągle cię okłamuje. Wierzę w niego, ale nie wierzę w to, że nie wiedział, że to, co robi, nie doprowadzi go do obecnej sytuacji. My też byliśmy lekkomyślni, pozwalając mu zamieszkać samemu, ale wtedy wszystko wyglądało inaczej i nie dawał żadnych sygnałów, że sobie nie poradzi. Z perspektywy czasu można by pomyśleć, że to mogła być część jego planu. Tyle że się tego nie dowiemy, bo Holden jest szczery wyłącznie z samym sobą.

Mój podbródek zaczął drżeć. Zagryzłam dolną wargę, by trochę to zniwelować.

— Reed sprawdził jego rzeczy i okazało się, że niemal pół roku nie chodził do psychologa — tłumaczył cicho. — Leki też musiał brać sporadycznie, bo w jego sypialni znalazłem niezrealizowane recepty, które powinien wykupić już dawno temu. Sam się do tego doprowadził swoją lekkomyślnością.

Czułam się winna, że nic nie zauważyłam, nie odczytywałam znaków. Ile razy mówił mi o swoich trudnościach, a ja nie kwestionowałam jego stabilności psychicznej?

— Nie bierz tego do siebie, Willow — powiedział jak na zawołanie. — Nie mogłaś nic zrobić.

— Mogłam bardziej mu się przyglądać.

— Nie mogłaś — skontrował. — Bo on tego nie chciał.

Przeszukałam swoją pamięć w poszukiwaniu luk, nietypowych zachowań. Jak często fałszywie się do mnie uśmiechał? Jak często nie mówił o czymś, co dusił w sobie? Nie potrafiłam być o to na niego zła. Potrzebował pomocy, ale nie umiał o nią poprosić. To był jego jedyny błąd. Ale ile razy wierzymy, że sobie z czymś poradzimy, by na koniec przekonać się, że się pomyliliśmy? Może on też w siebie wierzył i bał się przyznać, że sobie nie radzi, by nie martwić innych? To byłoby bardzo w jego stylu. Zawsze chciał być nieskazitelny, idealny.

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz