ROZDZIAŁ 10. Jestem do bani, ale się staram

487 59 41
                                    

HOLDEN

W weekendy, w które przyjeżdżał Austin, starałem się wypaść nieskazitelnie przed Cam i Gregorym. Bywało to trudne, szczególnie gdy w ciągu tygodnia umysł nie dawał mi spokoju, tak jak to miało miejsce przez ostatnie dni. Codziennie biegałem i pomagałem Willow w rozwożeniu posiłków, by przynajmniej przez te dwie godziny dziennie zapomnieć o wszystkim.

— Chcesz zobaczyć moją suknię? — zagadnęła podekscytowana Cam.

Przed chwilą podrzuciła do mnie Austina (sama, bez Gregory'ego), a ponieważ miała trochę więcej czasu zgodziła się wejść do domu. Siedzieliśmy w pokoju Austina, bo mały koniecznie chciał jej pokazać, jak wyglądał – mnóstwo zieleni i dinozaury w każdym możliwym kącie. Czyli tak jak lubił.

Cam przewijała zdjęcia w telefonie, a kiedy znalazła właściwe podetknęła mi je pod nos.

— Już jest w pełni gotowa i tylko czeka na swój wielki dzień.

Jej uśmiech był tak szeroki, a w oczach miała tyle ekscytacji, że poczułem w środku ból. Nie tylko dlatego, że była szczęśliwa z kimś innym, ale głównie z powodu tego, że na długi czas pozbawiłem ją tych uczuć.

— Wyglądasz świetnie — przyznałem szczerze, widząc jej zdjęcie.

Sukienka była obcisła od bioder w górę i eksponowała jej kształty. Była prosta i elegancka. Bardzo w stylu Cam.

— Się wie. Pracowałam na tę figurę niemal półtora roku — zażartowała i sama wpatrzyła się w ekran.

Patrzenie na siebie w takim wydaniu ewidentnie sprawiało jej radość.

Przeniosłem wzrok na Austina, by odwrócić swoją uwagę. Od razu zauważył, że na niego patrzę i podszedł do mnie z tablicą ścieralną w ręku.

— Co to? — Zaprezentował mi niestarty napis.

Odchrząknąłem i spoważniałem. Już miałem skłamać albo zmazać tekst, ale Cam złapała tabliczkę i przesunęła w swoją stronę. Zmarszczyła czoło, a potem spojrzała na mnie. Zaczerwieniłem się i starłem tekst, jakby kompletnie mnie nie obchodził.

— Hola, hola — zaoponowała i złapała mnie za nadgarstek, zmuszając mnie do przeniesienia wzroku na nią. — Co to było?

— Nic? — prychnąłem.

Zrobiło mi się trochę cieplej.

— Jak to nic? — obruszyła się ze śmiechem. — Rozmawiasz z kimś, wykorzystując do tego zabawki naszego syna – oczywiście, że to jest coś. Kto to jest, co?

— Nikt — odparłem i potarłem palcami skronie.

— No weź — oburzyła się i uklęknęła tuż przede mną. Usiadła na piętach, złączyła dłonie i wbiła we mnie surowe spojrzenie. — Spowiadaj się, Holdenie Hale'u.

— Cam. — Odrzuciłem głowę do tyłu, zmęczony jej nachalnością.

— No powiedz mi. — Pchnęła mnie w kolano, by zmusić mnie do poświęcenia jej uwagi.

Spojrzałem na nią sceptycznie i westchnąłem. Ponagliła mnie wzrokiem.

— Nie wyobrażaj sobie za wiele — skomentowałem oschle i pochyliłem się do przodu. Otoczyłem ramionami zgięte kolana i skupiłem uwagę na bawiącym się Ozzym. — Jest mężatką.

— U. — Jej entuzjazm opadł. Zajęła miejsce obok mnie i przyjęła tę samą pozę. — Coś się między wami dzieje?

— Nie. — Skrzywiłem się. Sam nie byłem pewien. Może? — To i tak bez znaczenia.

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz