ROZDZIAŁ 14. Tylko muzyka nas ocali

337 54 14
                                    

HOLDEN

Pomijając miesiące, kiedy Austin był noworodkiem i ignorowałem jego istnienie, nie miałem z nim żadnego kontaktu przez niespełna rok. Nie byłem świadkiem tego, jak się zmieniał, nie wiedziałem, jak wyglądał, dlatego kiedy Camille zaproponowała, że odwiedzi mnie z nim trzy tygodnie po drugim powrocie z kliniki, zgodziłem się. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę to, że wciąż czułem się nieswojo z myślą, że miałem dziecko, ale chciałem postawić następny krok.

Cam odwiedziła mnie w zakładzie tylko raz, sama. Wyglądała wtedy dobrze i nie widać było po niej śladów zmęczenia. Nie wiedziałem, jak wyglądało jej życie, bo od jej ucieczki sprzed ośmiu miesięcy, nikt mi o niczym nie mówił. Ja też się tym nie interesowałem. Gdy po raz pierwszy wsadzili mnie do kliniki, szybko z niej uciekłem i znowu wróciłem do nałogu. Za drugim razem Reed musiał się bardziej nagimnastykować, by mnie tam zamknąć, bo nie pojawiałem się w domu. Sypiałem u kolegów i ciągle zmieniałem lokalizację. To było wykańczające, a jednocześnie bycie z dala od tego całego bałaganu, sprawiało, że było mi lżej.

W końcu jednak nadszedł moment, gdy czara goryczy się przelała i zostałem postawiony pod ścianą. Musiałem iść na odwyk, bo moje życie zawisło na włosku. Nie miałem innego wyjścia, niż poddać się leczeniu.

Reed się do tego nie przyznawał, ale wiedziałem, że miał problemy w związku z moim stylem życia. W końcu który szanowany policjant miał w rodzinie ćpuna i alkoholika? Był jednak zbyt zdeterminowany, by dawać sobą pomiatać i walczył o swoje. Walczył też o mnie.

— Przyjechali — poinformowała mama, wychylając się na taras.

Nie podeszła do mnie, ale kątem oka widziałem, że mnie obserwowała. Stukałem palcami o drewniany blat stolika, przy którym siedziałem, próbując tym odzyskać równowagę. Wpatrywałem się w swoją dłoń, bo nie mogłem zmusić się do podniesienia wzroku na mamę. Nie chciałem, by odniosła sprzeczne wrażenie, że byłem pozytywnie zdenerwowany na myśl o spotkaniu, bo później z pewnością byłaby rozczarowana.

Kątem oka zauważyłem, że tuż za mamą wysunęła się kolejna osoba. Wiedziałem, że to ona. Nie dałem rady się powstrzymać i wkrótce podniosłem głowę. Posłała mi uśmiech, a ja zwinąłem dłoń w pięść i ukryłem ją pod blatem. Opadłem na oparcie krzesła ogrodowego i uciekłem wzrokiem.

Cam, niezrażona moim zachowaniem, podeszła bliżej i zajęła miejsce po mojej lewej, sadzając sobie syna na kolanach. Terapeuta przygotowywał mnie na tę chwilę, ale to było nic w porównaniu z rzeczywistością. Wciąż czułem te gorzkie emocje związane z tym, że Cam nie była już moja.

— Dobrze wyglądasz — odezwała się swoim spokojnym i melodyjnym głosem.

Nie zdziwiło mnie mrowienie na skórze, bo moje ciało często reagowało na nią w ten sposób. Działała na mnie. Zawsze to robiła. 

— Słyszałam, że znalazłeś pracę.

— To praca za barem — rzuciłem kpiąco, bo wiedziałem, co wszyscy o tym myśleli.

Ilekroć wracałem do domu, mama i tata witali mnie długimi uściskami i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że robili to po to, by sprawdzić, czy nie czuć ode mnie woni alkoholu. Dodatkowo w łazience, w apteczce, znalazłem garść narkotestów.

Wszyscy czekali, aż znowu wrócę do stanu sprzed kilkunastu tygodni. 

— Wiem i wiem też dlaczego ją podjąłeś.

Po raz pierwszy odkąd usiadła, przeniosłem na nią wzrok. Co prawda nie zwróciłem się do niej ciałem i jedynie na nią zerkałem, ale już to wymagało ode mnie wysiłku. Camille znała mnie najlepiej i świadczył o tym jej uniesiony kącik ust i czułość w oczach. Musiałem zacisnąć szczękę, by czegoś nie powiedzieć. Okropnie za nią tęskniłem.

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz