ROZDZIAŁ 45. Odpieranie ataków i miłosne deklaracje

493 81 47
                                    

HOLDEN

Wysiadłem z auta i wyciągnąłem z bagażnika pudełko, torebkę i bukiet, pilnując, by balon z helem nigdzie nie odleciał. Nie byłem pewien, czy dawanie prezentów wszystkim domownikom było okej. Z jednej strony nie chciałem pojawiać się z pustymi rękami, z drugiej – co jeśli pomyślą, że próbuję ich przekupić? Szczególnie martwiłem się reakcją Henry'ego.

Zamknąłem samochód, wcisnąłem kluczyki do kieszeni i skierowałem się do furtki. Nigdy nie odwiedzałem Ann, bo mieszkała z nią Willow, dlatego zawsze spotykaliśmy się na mieście. Dziś po raz pierwszy mogłem rzucić okiem na jej działkę. Gdy odwoziłem Willow, było zbyt ciemno i nie mogłem docenić tego morza zieleni i kwiatów. A teraz... teraz musiałem zatrzymać się w połowie ścieżki, by pokontemplować otoczenie. Ann miała niesamowitą rękę do roślin. Moja mama również lubiła ogrodnictwo, ale zawsze ograniczała się do prostych krzaków i drzew, a tata dbał o to, by trawnik był równo przystrzyżony, więc nasze podwórko zawsze było schludne i minimalistyczne. Tutaj natomiast było morze kolorów i nie wiadomo było, na czym zawiesić wzrok. Kusiło mnie, by przejść się wokół domu, ale w pierwszej kolejności powinienem przywitać się z mieszkańcami.

Nie stresowałem się, gdy pukałem do drzwi wejściowych. Chyba bardziej byłem podekscytowany i szczęśliwy. Nie widzieliśmy się z Willow od tygodnia, bo miała dużo na głowie i przy okazji potrzebowała chwili na poukładanie myśli. Nie zamierzała się wycofać, ale przyznała, że nie chce przyspieszać spraw ze względu na dzieci. Chciała ich do tego przygotować.

— Hej. — Otworzyła mi drzwi cała uśmiechnięta.

Kąciki moich ust rozciągnęły się na boki.

— Hej.

Wpuściła mnie do środka. Miałem ochotę pocałować ją na powitanie, ale nie byłem pewny, czy gdzieś niedaleko nie czai się jedno z jej dzieci. Wolałem ich nie zszokować, skoro oficjalnie nie byliśmy razem i dopiero co odnowiliśmy kontakt. Nawet jeśli w głębi serca bardzo potrzebowałem tego pocałunku.

Pochyliłem się, by złożyć szybkiego buziaka na jej policzku. Póki co tyle musiało mi wystarczyć.

— Coś czuję, że ciężko będzie mi się dzisiaj skupić. — Obrzuciłem ją wzrokiem, więc spojrzała po sobie. — Podobasz mi się w tej sukience.

Podniosła wzrok, a na jej policzkach rozlał się rumieniec, który mocno kontrastował z bielą, którą dziś ubrała.

— Ty też wyglądasz dziś niczego sobie — odparła. — I przyniosłeś prezenty... — przechyliła głowę. — Wiesz, że nie musiałeś?

— Ale chciałem. — Puściłem jej oczko. — To dla ciebie. — Wysunąłem w jej stronę bukiet kwiatów.

Nie byłem zdrajcą. Kupiłem je w kwiaciarni Ann. Na czas trwania wakacji zatrudniła pomoc – dziewczynę z pobliskiej szkoły średniej, więc nie musiałem specjalnie wyciągać Ann z domu, by zaopatrzyć się w kwiaty.

Willow zaciągnęła się ich zapachem.

— I to. — Lekko zdenerwowany podałem jej niewielką torebkę.

Od razu zajrzała do środka. Przełknąłem ślinę. Spojrzała na mnie z niezrozumieniem.

— Tablet? — Wyciągnęła go z torebki, jakby mogła wyczytać z niego odpowiedź. — I słuchawki... ja nie... nie potrzebuję tego.

Wbiła we mnie zawstydzony wzrok.

— To nie taki zwykły tablet — zganiłem ją. — Poczekaj, aż przekonasz się, co jest w środku.

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz