ROZDZIAŁ 20. Sąsiedzkie przebieżki i atak wirusów

389 61 46
                                    

WILLOW

O jedenastej dwadzieścia myślałam, że wyzionę ducha.

— Holden! — jęczałam, nie mogąc przestać sapać.

Już nawet przestałam zwracać uwagę na swój strój, przez który w pierwszej chwili miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę. Nie miałam ani jednej pary krótkich spodenek, więc zostałam zmuszona pożyczyć szorty męża, które były przynajmniej o trzy rozmiary za duże. Spięłam je agrafkami w kilku miejscach, by mi nie spadły. Przynajmniej sięgały mi do kolan, więc nie musiałam za dużo odkrywać. Z koszulką i tenisówkami miałam mniejszy problem.

Holden odwrócił się i zaczął biec przede mną tyłem, uśmiechając się przy tym tak szeroko, że miałam wrażenie, że zaraz pękną mu policzki. Ten podły drań był z siebie wybitnie zadowolony.

— Zaczęliśmy biec pięć minut temu — rzucił rozbawiony.

No tak, bo przez kwadrans się rozciągaliśmy i przy okazji próbowałam go zagadać na tyle, byśmy jak najkrócej biegali. Szybko mnie przejrzał i ukrócił mój pomysł.

— Nienawidzę cię, Holden — wysapałam.

Roześmiał się i wrócił do biegu przodem. Nawet nie potrafiłam się na nim skupić, bo musiałam patrzeć pod nogi, gdyż w innym wypadku chybabym się potknęła. Kiedy na nie patrzyłam, przynajmniej miałam pewność, że je podnoszę. Już kilkukrotnie byłam bliska padnięcia na jezdnię przez to, że szurałam stopami po ziemi, bo mięśnie mi się zastały, tak długo z nich nie korzystałam.

— Zrobimy postój w parku.

— To tak daleko!

— Nie gadaj, bo tracisz energię — zganił mnie.

Przewróciłam oczami. Miałam go dość. Jego pomysł był do kitu. Czułam się okropnie, bo on był w świetnej kondycji i miał rewelacyjną sylwetkę a ja wciąż nie wróciłam do figury sprzed drugiej ciąży. O pierwszej nawet nie chciałam myśleć. Może dzięki tym ćwiczeniom przynajmniej coś poprawię w swoim wyglądzie. Choć wolałabym się mniej męczyć.

Zatrzymaliśmy się przy ławce w parku – ja cała zdyszana, a on z lekko urywanym oddechem.

— W porządku? — zagadnął, przyglądając mi się z uśmiechem.

— Nie — burknęłam i opadłam na drewnianą ławkę. — Ja się do tego nie nadaję. Muszę znaleźć coś innego.

Pochyliłam się i schowałam twarz w dłoniach. Starałam się odzyskać oddech. Holden przykucnął przede mną i odciągnął moje ręce.

— Do wszystkiego się nadajesz — oznajmił łagodnie. — Jesteś w stanie zrobić wszystko, tylko musisz w siebie uwierzyć i pozwolić sobie zaryzykować.

Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów i wtedy po raz pierwszy poczułam potrzebę wtulenia się w niego. Był taki... miły. Sprawiał, że wierzyłam w siebie, nawet jeśli wszystko było przeciwko mnie.

— Ale może bieganie nie jest dla mnie? — wymruczałam.

Uśmiechnął się.

— Możesz nie lubić czegoś robić, ale nigdy nie daj sobie wmówić, że nie jesteś w stanie tego zrobić.

Jego słowa były takie ciepłe. Holden od początku dobrze mnie traktował i przez to nie potrafiłam sobie odmówić widywania się z nim. Lgnęłam do niego, bo czułam się przy nim pocieszona i zrozumiana. Skupiał się na mnie i jeśli nie był moim najlepszym przyjacielem, to nie wiem, kim był. Potrzebowałam go, bo dzięki niemu zaczynałam wierzyć, że mogę wszystko i nic nie było w stanie stanąć mi na przeszkodzie.

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz