ROZDZIAŁ 19. Kup sobie Lucky Charms

386 60 47
                                    

WILLOW

W poniedziałek odwiozłam dzieciaki do szkoły i pojechałam na zakupy. Po ciężkim weekendzie nie miałam ochoty na wychodzenie do ludzi, ale musiałam uzupełnić zapasy jedzenia, bo w lodówce miałam pustki i nawet nie miałam, z czego przygotować posiłków dla sąsiadów. Dodatkowo musiałam zrealizować ich listy zakupowe, które wcale nie były krótkie. Czekały mnie zatem przynajmniej dwie godziny spędzone na wykonywaniu sprawunków na mieście.

Miałam nadzieję, że nie natknę się na nikogo znajomego, bo moje baterie społeczne były w pełni rozładowane.

Moje wizje szybko legły w gruzach.

— Och, przepraszam. — Jakaś kobieta wjechała swoim wózkiem w mój, aż podskoczyłam. — Czy pani przypadkiem jest żoną Bryce'a Chambersa?

Być może to była właśnie ta sytuacja, która miała przelać czarę goryczy.

— Tak, Willow — odparłam chropawym głosem.

Z jakiegoś powodu dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak mało znaczę dla świata. Jak niewiele osób zna moje imię i to, kim jestem – bez łatek i stanowisk. Większość osób kojarzyła mnie tylko z tego, że byłam czyjąś żoną i matką. Nikim więcej.

— Och, co za cudowny zbieg okoliczności. — Rozpogodziła się. — Tak myślałam, że skądś panią kojarzę. Proszę pozdrowić męża. Mój syn chodził z nim do szkoły i był na waszym ślubie. Ma w domu zdjęcie z wami, bo akurat poszedł wtedy z dziewczyną, z którą ostatnio się zaręczył.

— Gratulacje. — Wysiliłam się na uśmiech. — I oczywiście, pozdrowię. — Nim zdążyła coś jeszcze dodać, ruszyłam do kolejnej alejki.

Nie sądziłam, że mój nastrój się pogorszy, a jednak. Nie podobała mi się myśl, że nikt nie znał mojego imienia.

— Willow? — Podniosłam głowę na dźwięk znajomego głosu.

Kąciki ust Holdena powędrowały ku górze. Podszedł bliżej, a mnie, z ulgi, opadły ramiona. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby to był ktoś inny.

— Hej. — Zerknął na mój ubogi koszyk. — Zakupy?

— Powiedzmy — odpowiedziałam, wypuszczając wstrzymywane powietrze.

Spojrzał mi w oczy i przez chwilę intensywnie mi się przyglądał. Podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej pękłam. Stałam się zbyt szczera i obawiałam się, że może być niezręcznie, ale Holden temu zaprzeczył.

— Co się dzieje? — zagadnął łagodnie.

Nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem ktoś taki jak on potrafił przejrzeć mnie na wylot. Miałam wrażenie, że nikogo nie obchodziło to, jak naprawdę się czuję i nikt nie doszukiwał się we mnie strapień. Holden od razu to wyłapywał, nawet jeśli starałam się to ukrywać.

— Nic — zbyłam go i pchnęłam koszyk dalej.

Podążył za mną.

— Nie przekonuje mnie to — burknął ledwo słyszalnie.

— Jak wieczór kawalerski? — sprowadziłam naszą rozmowę na inne tory.

— Może być.

Jego zdawkowa odpowiedź skłoniła mnie do zerknięcia na niego. Ściągnął brwi.

— Nie każ mi się spowiadać, jeśli sama tego nie robisz.

Parsknęłam na jego tłumaczenie.

— Trafił swój na swego — skwitowałam, co go rozbawiło.

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz