ROZDZIAŁ 7. Sąsiedzkie przysługi i groźby włamania

387 50 51
                                    

HOLDEN

— Wczoraj namówiłam ojca na postawienie altanki za domem. — Trzymałem telefon między uchem a ramieniem, starając się przy okazji włożyć buty do biegania. — Wiesz, jak przyjemnie będzie teraz usiąść w ogrodzie bez rozstawiania parasoli? Już nie mogę się doczekać. Będę miała, gdzie pić poranną kawę.

— I tak zwyczajnie się zgodził? — Dotychczas tata nie był skory do spełniania podobnych fanaberii mojej mamy.

— Powiedziałam mu, że jeśli tego nie zrobi, nigdy więcej nie zrobię mu lasagne.

Parsknąłem śmiechem i chwyciłem telefon w dłoń.

— Przy takiej groźbie sam bym ci nie odmówił, mamo — mruknąłem, śmiejąc się. — Chociaż kiepsko sobie radzę z narzędziami, ale dla ciebie zrobiłbym wszystko.

— Wiem i nie mam pojęcia, po kim odziedziczyłeś ten brak talentu. — Prychnęła, co mnie rozbawiło. Westchnęła ciężko. — Wczoraj widziałam w sklepie Camille... — zaczęła niepewnie — ostatnio nie pytałam, a też sam nic nie mówiłeś, ale chyba ostatnio wszystko było okej?

— Tak — odparłem szybko.

— Na pewno?

Cam mieszkała w Oceanside, toteż moja rodzina niekiedy na nią wpadała. Prawdę mówiąc, jedyne co ich w tym momencie łączyło to Austin, bo od chwili, gdy się rozstaliśmy, stosunki między nią a moimi bliskimi się pogorszyły. To była wyłącznie moja wina i rozumiałem Cam. Chciała się od nas odsunąć, żeby sobie z tym wszystkim poradzić i zacząć żyć. Nigdy nie zabroniła mi widywania się z synem, od początku nie blokowała mi dostępu do niego, ale jednocześnie nie utrzymywała kontaktu z moimi rodzicami. Tak naprawdę wnuka spotykali tylko wtedy, gdy zabierałem go do siebie na dzień lub dwa. W obecnej sytuacji, kiedy mieszkałem tak daleko, ilość spotkań moich rodziców z Austinem znacząco się zredukowała. Są zżyci z małym, więc na pewno jest to dla nich bolesne i źle się z tym czułem, ale nie mogłem nic z tym zrobić. 

— Tak, następnym razem go odwiozę i wpadniemy do was na chwilę — zapewniłem, starając się przywołać weselszy ton. — Ozzy się ucieszy.

— Kupiłam mu ostatnio hulajnogę. Miał ją dostać na urodziny, ale skoro przyjedziecie, to dostanie ją wcześniej. Wiesz, jaka jestem niecierpliwa z takimi sprawami. — Zachichotała, choć dało się słyszeć w jej głosie smutek.

Zacisnąłem szczękę, bo wiedziałem, że ta sytuacja ją dobija.

— Muszę kończyć — powiedziałem. — Trochę się spieszę.

— W porządku. Jeśli będziesz jeszcze czegoś potrzebował, to dzwoń. Kocham cię, skarbie.

— Ja ciebie też, mamo. — Kliknąłem czerwoną słuchawkę i wsunąłem telefon do kieszeni.

Przez chwilę stałem w miejscu i wpatrywałem się w drzwi, starając się wziąć w garść. Nie chciałem przesadnie tego analizować, chociaż było ciężko. W takich momentach miałem wrażenie, że mój umysł w ogóle mnie nie słucha i podsuwa mi wszystkie moje błędy i upadki, jak gdybym nie rozmyślał nad nimi przez ostatnie lata. Terapia pomogła mi je przepracować, ale nie oznaczało to, że o nich zapomniałem. Nie zapomnę o nich do końca życia.

Nacisnąłem w końcu klamkę i wyszedłem z domu. Po pracy i krótkiej drzemce lubiłem trochę pobiegać. Im bardziej jestem zmęczony, tym mam mniej czasu na głupoty – w moim przypadku dogłębne analizowanie – zatem często w ten sposób spożytkowałem nadmiar energii. Jeszcze nie do końca byłem obeznany z okolicą, ale Sunbow nie było duże i trudno się tutaj zgubić. Najwyraźniej tym razem mój strzał nie okazał się beznadziejny.

Cornflower Blue || [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz