46

2.4K 158 44
                                    

ARES

Dłoń zadrżała mi, gdy tylko usłyszałem jakiś męski głos.

Skądś go kojarzyłem. Gdzieś już go słyszałem, ale nie miałem pojęcia gdzie. Wydawał mi się znajomy, jakby był blisko mnie, a jednak był tak daleko.

-Ares, musimy w końcu to zakończyć. -Vivian położyła swoją, małą dłoń na moim policzku i skierowała moją głowę w swoją stronę. Spojrzałem w jej oczy, chłonąć jej cudowny widok. -Jeśli mamy stworzyć razem coś cudownego, coś, co będzie miało przyszłość. Musimy to zakończyć. Nie możemy żyć w ciągłym strachu, że ktoś może coś nam zrobić. Nie wiemy, jakie ten ktoś ma zamiary. W pewnym momencie może stać się tragedia. A ja bardzo nie chce cię stracić.

Przegryzłam wargę, ponieważ skupiłem się na ostatnim zdaniu. Ja też bardzo nie chciałem jej stracić. Byłem tak bardzo w niej zakochany, że mógłbym jej wybaczyć wszystko. Chciałem mieć ją przy sobie przez resztę swoich lat. Chciałem, by była moją żoną i matką moich dzieci.

Ale nie wiedziałem, czy miało to prawo bytu.

Świat był zepsuty. Był pełen nie przewidywań, których nie mogliśmy ukryć. Nasze życie nie było scenariuszem filmowym, które ktoś nam napisał. Nasze życie zależało tylko od nas i jakie my kroki podejmiemy. Mieliśmy kilka dróg do wyboru, to od nas zależało, którą drogą podążymy. Nigdy nie wiedzieliśmy tak naprawdę, gdzie ona nas doprowadzi.

Chciałem się już odezwać, ale mój telefon ponownie zadzwonił. Carter wstała i zaczęła się ubierać, a ja przyglądałem się jej, obierając telefon.

-Muszę jechać z wami do Paryża. -usłyszałem głos Caleba.

Zmarszczyłem brwi, przyglądając się, jak Vivian wciąga na siebie swój biustonosz i resztę rzeczy.

-Co? Dlaczego? Coś się stało? -zmarszczyłem brwi i wpadłem w monolog pytań.

-Pracuję zdalnie, bo chce być blisko Melanie, ale mam dużego klienta, który może jeszcze bardziej wybić nas, niż jesteśmy teraz wybici. -mówił, a ja wstałem i zacząłem wciągać na swój tyłek bokserki. -Melanie się zgodziła, bym pojechał z wami. Będziemy stałe w kontakcie i jej rodzice się nią zajmą. Wszystko jest dopięte, więc będę leciał z wami.

Niezbyt podobał mi się ten pomysł, jednak nie miałem nic do gadania. Jeśli to miało przynieść zysk naszej firmie, nie kwestionowałem tego.

-Dobrze, jeśli Melanie nie ma nic przeciwko, to ja też. -przytaknąłem, a Vivian nagle podeszła do mnie i zaczęła zapinać moje guziki od koszuli. Spojrzałem na nią z pożądaniem w oczach. Nadal nie mogłem się nią nasycić. -Właściwie to jak się ona czuje? Za półtora miesiąca ma chyba termin, prawda?

-Czuje się bardzo dobrze. Narzeka jedynie na ból pleców i na to, że nie widzi swoich stóp przez brzuch. -zaśmiał się, a jego narzeczoną krzyczała na niego w tle. -Oboje się już nie możemy doczekać, gdy nasze szczęście przyjdzie na świat.

Duma rozpierała mnie właśnie w piersi. Oboje byliśmy już po prostu starzy. Dwa lata brakowało nam do czterdziestki. Czułem, że to ostatnie dwa lata na posiadanie dziecka. A ja nadal nie miałem swojej partnerki.

Tak jakby.

Mój przyjaciel ogarnął się wcześniej. Zakochał się po uszy w Melanie i ustabilizował się. Ja zaś dalej pędzę za jedenaście lat młodszą kobietą, którą kocham. Sam bym chciał się już ustabilizować i żyć w spokoju.

Vivian oparła się o mój tors swoimi plecami, a ja ją objąłem. Moja ręka niekontrolowanie zjechała na jej brzuch, gdzie zacząłem ją gładzić. Kobieta spięła się nieznacznie, a ja momentalnie strzeliłem sobie liścia w twarz.

God Of Darkness [+18] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz