Katie

619 51 1
                                    

- Dziś w nocy? - spytałam zdenerwowana.
- Tak. Podaliśmy tę informację do mediów. Musicie ruszyć dzisiaj. Im szybciej tym lepiej.
- Dobrze - powiedziałam biorąc mój szkolny plecak.
Niestety nie miałam zbyt wiele. Z domu udało mi się zabrać trochę ubrań, szczoteczkę i szczotkę do włosów. Apteczkę i inne przybory do mycia dała mi mama Davida.. Co jeszcze może mi się przydać?
- Gotowa? - spytał David parę godzin później, kiedy zaczęło zachodzić słońce.
- Spakowana, ale się boję. Chyba nie jestem gotowa. A co jak coś nie wyjdzie? To będzie moja wina...
- Przestań. Wszystko pójdzie dobrze. Zobaczysz.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.
Zaszło słońce. David wyszedł pierwszy, ja i Meg za nim. Przy moim domu stało około piętnastu osób. Zdziwiło mnie, że byli tam tylko młodzi i dzieci. Żadnych dorosłych. Potraktowali to poważnie.
- Jesteście gotowi? - spytał David. - Prowadź - powiedział do mnie.
Poszłam przodem. Zeszłam do piwnicy i otworzyłam drzwi. Wpuściłam wszystkich. Miałam już zamykać drzwi kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Zaczekaj.
Otworzyłam szerzej drzwi.
- Katie, prawda? - spytał chłopak.
Nigdy go nie widziałam...
A jednak gdzieś widziałam te blond włosy i błękitne oczy. To on podszedł do mnie, gdy biegłam do domu Davida po naszej akcji.
- Jesteś Katie? Pamiętasz mnie?
- Ttt... Tak. Widzieliśmy się wczoraj - jak mogła my zapomnieć te oczy.
- Ale chyba się nie znamy. Jestem Eric - powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Katie - uścisnęłam jego rękę.
- Wiem.
- Przepraszam, ale nie mam czasu. Uciekamy... Może pójdziesz z nami?
- Chyba nie powinienem.
- Dlaczego? Zaczekaj... Nigdy nie widziałam cię w mieście.
- Bo ja nie jestem stąd...
- Masz tu rodzinę?
- Nie...
- To co tu roo... - nagle sobie uświadomiłam. - Należysz do tej grupy, prawda?! - nie pozwoliłam mu odpowiedzieć. - Wszystko się zaczęło kiedy wy się tu zjawiliście! To na pewno wasza sprawka!
- Masz rację. To my...
Nie pozwoliłam mu skończyć. Zatrzasnęłam drzwi i zakluczyłam je. Oparłam się plecami o ścianę i usiadłam na ziemi.
- Katie, wiem że tam jesteś. Musisz mnie wysłuchać. Masz rację. Należę do watahy.
- Do watahy?
- Nie mów, że nie połączyłaś tych zdarzeń. Pojawiliśmy się w nocy. A rano nastąpił pierwszy atak. Musiałaś coś podejrzewać.
Może rzeczywiście o tym pomyślałam, ale wydawało mi się to niemożliwe. Musieliby się przemieniać, czyli być... Wilkołakami. A to nie możliwe, prawda?
- Jesteśmy wilkołakami - ciągnął dalej.
- To dlaczego atakujecie w dzień? Myślałam, że zmianę możecie kontrolować albo następuje tylko w nocy.
- Nie jesteśmy jak postacie z książek. Mimo wszystko jednak istniejemy. I zmieniamy się w dzień. Każdy z nas jest posłuszny alfie, a on wskazuje miasta, które mamy zniszczyć. Jak twoje czy moje... - przerwał na chwilę. - Ale kiedy cię spotkałem to poczułem jakby moja więź z alfą i stadem się zerwała. Normalnie byś nie żyła. Zabiłbym cię, bo nie zdążyłaś się schować. Ale jednak żyjesz...
- Dlaczego mi to mówisz?
- Bo chcę żebyś wiedziała, że od wczoraj myślę tylko o tobie. To jest twój dom, prawda?
- Tak - westchnęłam. - Przez was moi rodzice nie żyją... - powiedziałam szeptem.
- Gdybym spotkał cię wcześniej nie pozwoliłbym na to.
- Skąd mogę mieć pewność, że mówisz mi prawdę, a nie grasz na zwłokę, żeby mnie zatrzymać, aż twoi kumple się zjawią?
- Bo gdybym rzeczywiście tego chciał, to nie zdążyłabyś zamknąć tych drzwi. Zaufaj mi. Proszę.
- Nie wiem czy potrafię...
- Szukają cię. Przyjdę tu jutro o tej samej porze, jeśli będziesz chciała pogadać.
- Tak łatwo cię tu nie wpuszczę. Nie myśl sobie - powiedziałam wstając.
- Nie będę nalegał, ale mam nadzieję, że mi zaufasz, i że przyjdziesz jutro.
- Katie! Gdzie jesteś? - to był David.
- Będę czekał.
Sama nie wiem dlaczego, ale wiedziałam, że przyjdę choćby nie wiem co.

Katie i onOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz