Rozdział 1

17.8K 753 65
                                    

Wyczekiwała dzwonka niczym wybawienia ze śmiertelnej sytuacji. Matematyka dla Marthy była istnym koszmarem, zwłaszcza algebra i Pani Watson. Wydawać by się mogło, że ta kobieta jest uosobieniem spokoju jednak, gdy wchodziła do swojej klasy na lekcje czar magii pryskał a na miejsce spokoju wstępował istny terror. Dziewczyna schowała się za większą koleżanką z klasy siedzącą z przodu i modliła się, aby nauczyciela nie wzięła jej do odpowiedzi. Niski wzrost, chociaż tutaj się przydawał. Zostało 5 min do końca lekcji, jednak to nie stanowiło problemu dla Pani Watson.
Kiedy zadzwonił tak bardzo wyczekiwany dzwonek nie tylko przez Marthę, dziewczyna spakowała książki do torby i wybiegła niczym torpeda z sali.
Zaczynała się przerwa obiadowa, czyli ploteczki z Vee, dobre jedzenie i oczywiście bezkarne wpatrywanie się w obiekt westchnień – Camerona.
- Myślałam, że nigdy nie przeżyję tych dwóch lekcji historii – jęknęła znużona Vee
- Spróbuj przeżyć dwie lekcje matematyki z Watson, to dopiero walka o przetrwanie.
Dziewczyny rozumiały siebie nawzajem aż za dobrze.
Wtedy Martha zobaczyła Camerona wchodzącego na szkolną stołówkę a jej nogi momentalnie się pod nią ugięły. Chłopak jak zawsze wyglądał perfekcyjnie. Włosy idealnie ułożone, flirciarski uśmiech na twarzy i perfekcyjnie leżąca na nim koszulka.
- Hej, nie śliń się tak bardzo, tu są ludzie. – Vee wyciągnęła brunetkę z transu.
- Matko, dlaczego on musi być taki idealny!? – jęknęła żałośnie.
Vee nie skomentowała jej zachowania, jedyne, co przewróciła na nią oczami jak miała to w zwyczaju.
Im bliżej stołówki tym serce wybijało szybsze rytmy. Dziewczyny wybrały swoje posiłki i poszły do stolika, przy którym zawsze siedziały z innymi znajomymi ze szkoły. Wtedy o mało, co Martha nie zadławiła się jedzonym budyniem. Cameron zauważył ją siedzącą przy stoliku i puścił do niej oczko – dzień staje się coraz lepszy. Szczęśliwa odmachała w jego stronę i odwróciła się do znajomych udając, że tam gdzieś w środku wcale nie skakała z radości.


Obudziła go mama sprawdzająca czy jej najmłodszy syn żyje czy umarł przez typowy chłopacki zapach w swoim pokoju. Luke już dawno zaspał na śniadanie, zegar w jego pokoju wskazywał już, 12:30 co oznaczało, że za niecałą godzinę ma próbę z chłopakami. Jego rodzice dali mu ultimatum, jako że skończył już szkołę średnią dali mu rok czasu na to, aby zespół osiągnął jakiś sukces, jeśli nie, idzie na jakieś dobre studia. Luke nie miał aż takich problemów w szkole jak mogłoby się wbrew pozorom wydawać, był mądry, ale leniwy a jedyne, do czego się przykładał duszą i sercem była muzyka.
- Wstawaj leniu, już po 12. – powiedziała Pani Hemmings odsłaniając rolety
- Mamo, dlaczego Ty mi to robisz?! Oślepnę zaraz! – zaczął jęczeć chowając bardziej głowę w poduszki.
- Nie tylko oślepniesz, ale też porośniesz brudem! Kiedy Ty tu ostatni raz sprzątałeś!? Planujesz wybudować fortecę z tych starych pudełek po pizzy?!
Może i jego mama miała trochę racji, co do panującego bałaganu w jego pokoju, ale wspomniane pudełka po pizzy mogły mieć lepsze zastosowanie. Ostatnio Calum wymyślał, że chłopcy mogą zbudować z nich mały stolik, jeśli będzie ich wystarczająco dużo..
Młody Hemmings niechętnie wstał z łóżka i poszedł załatwić poranną toaletę.

Po godzinie czasu wspólnego garażowego grania, zespół zaszczycił ich ''menager'' David. Wszedł z uśmiechem na twarzy tak wielkim, że Michael tylko odliczał, aż jego twarz eksploduje i poleje się z niej tęcza.
- Mam wspaniałe wieści! Pociągnąłem za kilka moich sznurków i załatwiłem Wam koncert w tej kafejce naprzeciwko sklepu z płytami.
Twarze chłopaków wyrażały różne emocje, ale wszyscy jednogłośnie się ucieszyli, wreszcie wyjdą z garażu. Ciężko pracowali na próbach no i napisali nową piosenkę. Dobrze byłoby zobaczyć reakcję publiczności.
Jednakże byłoby zbyt pięknie gdyby David nie miał jakiegoś, 'ale' w zanadrzu.
- Macie szczęście, że podczas występu nie będziecie musieli się ruszać. Luke, stary nie wiem, co się z Tobą dzieje, ale kiedy wychodzisz na scenę poruszasz się jak dryfująca kłoda, która chce wydostać się na brzeg..
Komentarz ich menagera rozbawił do łez każdego oprócz samego blondyna, hej to, że odrobinę się stresował, przed publicznością nie oznacza, że zaraz jest kłodą! Prawda?
- Wasza publika powoli się rozszerza, więc trzeba zadbać też o Was, nie tylko o kawałki, dlatego zapisałem cię na lekcje tańca. Nauczysz się tam ruszać jak człowiek i zyskasz trochę pewności siebie.
Po tych słowach dzień Hemmingsa z dobrego zyskał status jakiejś porażki. Ashton popłakał się ze śmiechu razem z resztą nie mogąc opanować cieknących łez z oczu. Serio? Serio!? Lekcje tańca?!

Szybkim dziarskim krokiem szła jak zwykle do studia z paczką pączków i kawy mrożonej z pobliskiej kawiarenki. Pączek był dla starego ochroniarza a kawa dla przyjaciela Zacka, pracującego na recepcji. To dzięki niemu miała małą rzadko używaną salkę dla siebie. Jej dzień z godziny na godzinę stawał się coraz lepszy, w drodze napisał do niej sam Cameron pytając, co u niej słychać, dziewczyna była taka szczęśliwa, że bała się o swoją twarz, mogła chwila moment eksplodować. Gdy weszła do środka pomieszczenia przywitała się ze starym ochraniarzem i podała mu jeszcze ciepłego pączka.
Wchodząc na piętro usłyszała już krzyki kłócących się Zacka z Amy – instruktorką tańca, która bardziej wyglądała jak facet niżeli kobieta.
- Uważaj lalusiu żebym nie obiła ci tej pięknej buźki, jeszcze twój nowy chłoptaś cie nie pozna! – wrzeszczała cała czerwona
- Oh Amy, Amy... przynajmniej ja mam chłopaka. Nie ładnie tak zazdrościć. – skwitował jej pobłażliwym uśmiechem Zack.
Wściekła dziewczyna zabrała swoją torbę i wyszła z pomieszczenia o mało nie taranując Marthy. Ta patrzyła na swojego przyjaciela z szeroko otwartymi oczami, aby móc później razem z nim wybuchnąć donośnym śmiechem.
Zack był najprawdziwszym w świecie gejem, mentalnie oczywiście był najlepszą przyjaciółką Marthy od zakupów, gdyż Vee ich nie cierpiała. Dziewczyna stanęła wysoko na placach, aby przywitać się z przyjacielem.
Standardowo na początku Zack opowiadał jej ploteczki z dnia dzisiejszego, ale Martha nie mogła już wytrzymać buzujących w niej emocji i wykrzyczała podekscytowana
- ZGADNIJ, KTO DZIŚ DO MNIE NAPISAŁ !!!!!!
Zack wytrzeszczył oczy w szoku i szeptem niepewny spytał czy Cameron, na to dziewczyna zaczęła skakać, ze szczęścia za recepcją. Po chwili oboje fangirlowali niczym młode 13-nastolatki.
- Dziewczyno teraz padniesz, zapomniałem ci powiedzieć najlepszego! Załatwiłem Ci ucznia! Wysoki, niebieskooki blondyn, mówię Ci ciacho nie z tej ziemi!! Miał pracować indywidualnie z Amy, ale cholera takie ciacho nie może męczyć się z tą jędzą!
Martha nie wierzyła, jak to załatwił jej ucznia?! Nie mógł jej tego zrobić. Ona nie uczyła ludzi, ona nikogo nie uczyła. Ona nawet nie była profesjonalistką!
- Zack powiedz, że żartujesz... - uśmiech momentalnie zszedł z jej okrągłej twarzy
- Przestań mała, dasz radę, on nie ma być zawodowcem tylko ma być trochę pewniejszy siebie i nie ruszać się jak kłoda, z resztą jest w twoim wieku, więc jest perfekcyjnie!
Zack klaskał szczęśliwy a Martha miała ochotę go zabić za wplątanie jej w coś takiego. Dobiła ją tylko informacja, że od jutra już zaczynają.
- Jesteś trupem mój drogi. – skwitowała i poszła się przebrać.



/ No więc witam w pierwszym rozdziale, mam nadzieję, że nie powiało tutaj nudą. :D 

Jest to moja pierwsza w życiu książka, więc proszę bądźcie wyrozumiali haha. 


Jeśli ktoś wie, jak dodać obsadę, proszę o podpowiedź, bo jeszcze nie do końca ogarnęłam ustawienia WA. 

Gwiazdkujcie, komentujcie, to mega motywuje. Piszcie co sądzicie i takie tam inne haha :D 

Do następnego rozdziału ! :*


Breathe | l.h| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz