Rozdział 4

8.7K 545 83
                                    

Zazwyczaj w weekendy takie jak ten przesiadywali w domu państwa Clifford. Michael wtedy miał cały dom dla siebie gdyż jego wymówki były coraz to lepsze. Do pewnego dnia. Mając już dwadzieścia lat zrezygnował z doprawdy profesjonalnych wymówek dla rodziców i postawił przed nimi fakt – jestem już za stary żeby jeździć z wami, co weekend do dziadków.
Musiał się starać, aby wybić mamie z głowy domysły jak zniszczy ich dorobek życia w dwa dni. Jednak wreszcie, pięknego popołudniowego piątku dopiął swojego a Karen i Daryl o mało, co nie zeszli na zawał widząc jaskrawo-zielone włosy syna. W takim stanie wstyd było im zabrać go do dziadków a ich latorośl wreszcie postawiła na swoim. Mało tego, spodobało mu się farbowanie włosów i robił to tak często aż jego rodzice zaakceptowali ten kolorowy fakt.

Takim sposobem, jeśli gość chciał się dostać na cotygodniową posiadówkę u Cliffordów musiał mieć ze sobą przynajmniej czteropak piwa ze sobą.
Ash, Cal, Luke i oczywiście Mike siedzieli już rozłożeni w salonie niczym żaby na liściu w słoneczny dzień popijając schłodzone piwo i słuchając muzyki z głośników, pracujących na takich obrotach, że biedny Calum, który siedział najbliżej nich bał się, że kiedy już wyłączą muzykę jego płuca nie przestaną wibrować przez następną godzinę.
Opowiadał w między czasie jak prawie poderwał jedną dziewczynę w sklepie muzycznym. Wprost był zachwycony nowopoznaną dziewczyną, miała śliczny uśmiech i pięknie pachniała. Reszta zaś zastanawiała się, w jakich okolicznościach chłopak zdążył już ją obwąchać.
Calum mówił o niej w samych pozytywach, dopiero, gdy zbliżał się do końca swojej opowieści, bardzo ściszonym głosem, na jednym wydechu powiedział, że jego romans bardzo szybko się skończył gdyż nieznajoma miała chłopaka, który mógł zgnieść go jedną ręką a Cal nie chciał ryzykować. To znaczy nie chciał zrobić krzywdy mięśniakowi. Nie miał ochoty robić mu krzywdy. Być może piękność nie była mu przeznaczona..
Jak kto woli Cal.
- Hey Hemmo, nic nie wspominałeś jak twoje tańce – zaczął Ash
- Opowiadaj, jakie laski już uwiodłeś na nowe ruchy taneczne – kontynuował Mike z chytrym uśmieszkiem.
Tego tematu młody Lucas długo nie chciał poruszać jednak wiedział, że prędzej czy później to nastąpi. Na słowo uwieść ponownie jego twarz przybrała blady kolor, co oczywiście nie uszło uwadze jego przyjaciołom. Wszyscy pochylili się bliżej niego i czekali aż wreszcie wyda z siebie jakiś głos.
- Przestańcie, nie ma tam dużo lasek. Jak na razie poznałem tylko gorylicę, i recepcjonistę – i tu przeszły go ciarki, ale zdążył to zamaskować – dziewczyna, która mnie uczy jest w moim wieku. Normalne rzeczy – wzruszył ramionami
- Jaka jest? Jak oceniasz w skali od 1 do 10? – odezwał się Cal
Hemmings wywrócił na niego oczami. On nigdy nie ma dość.
- Nie wiem Calum! Ugh nie każdą laskę oceniam do cholery!
- POWIEDZIAŁEŚ LASKĘ, CZYLI BRZYDKA NA PEWNO NIE JEST! – wykrzyknął Ash
- Chłopaki przestańcie..
- Więc kiedy nam ją pokażesz? – Ciągnął dalej Michael – Co ci szkodzi skoro, aż tak cie to nie obchodzi? ''Bo tylko cie uczy" – zrobił cudzysłów w powietrzu.
- Tak, jasne idioto, przyprowadzę was wszystkich i powiem 'hej Martha, to są moi kumple przyszli cię obczaić i ewentualnie ocenić w skali od 1 do 10?! '
- Przynajmniej będziesz szczery... - burknął Cal
- Panowie spokojnie – zaczął Ashton – skoro sam nie chce jej pokazać to my znajdziemy ich. Włączę apkę ''Gdzie jest moje dziecko" w telefonie i od razu wyjdzie wszystko na jaw
Wszyscy wybuchli śmiechem i zaczęli przybijać sobie piątkę.
Luke czasami nie wierzył, że Irwin jest tym najstarszym i najbardziej dojrzalszym. Czasami w ogóle nie wiedział, dlaczego się z nimi wszystkimi zadawał.

Później przeszli do tematów bardziej ważniejszych ( nie oszczędzając biednego Luka ) czyli koncertów. Zaczęli eliminować te kiepskie piosenki i powoli tworzyć wstępną setlistę. Niestety ich poważne konwersacje zostały przerwane przez nadchodzących ludzi, którzy typowo wciskali na siłę jakieś pierdoły. Ostatnio była lokówka robiąca sama loki. Zawsze w piątek. Michael Clifford po wielu prośbach i groźbach, aby już więcej nie przychodzili miał serdecznie dość. Wymyślił plan idealny, dzięki któremu pozbędzie się ich raz na zawsze a na jego podwórku przed domem znowu zapanuje ład i porządek.
Calum szybko przyciszył muzykę a reszta pobiegła szybko do kuchni. Luke załatwił sztuczną krew, którą wymazali twarz, ręce i koszulkę Mike'a. Pasowała pod kolor jego ognistych włosów.
- Dobra Cal, krzycz jak kobieta! – powiedział Ash
- Dlaczego ja?! Luke ma bardziej kobiecy głos – buntował się
- Panowie do cholery czas nas goni!
I wtedy Luke zaczął krzyczeć. Jak kobieta zabijana w horrorze. Pukania na chwilę ustały. Mike wziął z szuflady wielki nóż kuchenny i pobrudził go krwią.
Otworzył drzwi na oścież i z poważną miną wycierając brudny nóż o koszulkę odezwał się do przerażonych marketingowców.
- To wy mieliście przyjechać po ciało? Jest w kuchni, bierzcie szybciej tą dziewczynę, póki jeszcze ciepła. Zimne zwłoki to ciężkie zwłoki.
Clifford myślał, że oboje zaraz zemdleją, cofali się małymi kroczkami nie mogąc wydusić z siebie słowa. Z ich ust wychodził tylko przerażony bełkot. W mgnieniu oka wsiedli do samochodu i odjechali z piskiem opon a dumny z siebie Michael zamknął drzwi i przybił przyjaciołom zwycięską piątkę ciesząc się ze spokoju, na jaki sobie przed chwilą zapracował.


Breathe | l.h| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz