rozdział 28-wyjaśnienia

166 9 18
                                    

-Przepraszam!!!-Zawołała ponownie dziewczyna tym razem głośniej i jeszcze bardziej o ile to możliwe boleśnie.
Oczy Colette były szeroko otwarte mimo napływających do nich łez. Spojżenie kierowała najpierw na mnie, a potem na zranioną nogę Fanga.
-C-co ja wam zrobiłam...-Wychrypiała Colette na w pół pytanie, a na wpół szeptem odpowiedź do samej siebie.
Po chwili zaczęła się dusić i kasłać już znajomą mi ciemną mazią. Gdy już doszła do siebię ponownie spojżała na nas. Jej oczy szkliły się z bólu i przerażenia. Po chwili oparła się czołem o podłogę i zaczęła cicho płakać. Jej oddech stawał się szybki i nierówny, ciało trzęsło się, a płacz stawał się coraz głośniejszy. Z nagłym strachem zrozumiałem to co właśnie się działo. Colette zaraz dostanie ataku paniki! Nie patrząc do tyły szybko podbiegłem do dziewczyny i objąłem. Colette nie reagowała ale nie dawała też znaków sprzeciwu. Chwyciłem ją mocniej i zaczołem głaskać po jej jasnych włosach. Po chwili Jej oddech stawał się coraz spokojniejszy. Kiedy już wryciła do siebię słabo złapała mnie za koszulkę.
-Prze-przepraszam...-Tyle zdołała wydusić zanim znów zaczęła kasłać krwią.
-Nie przepraszaj. Nie jesteśmy źli-Dobiegł mas znajomy głos od strony drzwi.
Mendy!
-Przestaniecie się już tak obściskiwać? Chce wracać do domu-Ponownie się odezwała teraz jednak z nutą zmęczenia zmieszanego z poddenerwowaniem.
-Colcia?! Na 100 krokodyli! Żyjesz ty?!-Do łazienki wpadł Chester rozglądając się po kafelkach naznaczonych brunatną krwią.
-Ż-żyję...przepra-
-Nie przepraszaj! Nawet nie prubuj! Masz oszczędzać gardło!-Zawołała Janet z troską podchodząc do nas.
-A-ale-
-Nie ma ale!-Dołączył się Fang stając zaraz obok Janet.
Wszyscy staliśmy teraz obok siebie.
-Ja-ja...-Colette nie zdążyła dokończyć bo wszyscy mocno ją obieliśmy stając się teraz jedną, ciasną grupą-Ja chcę wracać do domu...

Time skip

Janet powoli usiadła na pufie obok łużka Colette. Białowłosa dziewczyna leżała pod kołdrą opatulona nią po szyję. Na przeciągniętym w miejsce obok łużka biurku stał talerz z kawałkiem świeżo odgrzanej pizzy i kubek z napisem ,,Jestem dziwna i dobrze mi z tym" napełniony kakaem. Ja, Fang, Mandy I Chester siedzieliśmy na podłodze obok Janet.
-Dobrze. Jesteś pewna że chcesz o tym teraz rozmawiać?-Zapytała różowowłosa dziewczyna z troską w głosię-Zawsze możemy przełożyć tą rozmowę na kiedy indziej.
-Jestem w 100% pewna...-Odezwała się już trochę spokojniejsza po całej sytuacji Colette.
-Więc...Mam kilka pytań. Po 1. Kim jest Trixie?
-Trixie to demon nie mający stałego ciała. Potrafi ona jednak przejmować ciała innych. Szczególnie upodobała sobie ciała ludzkie, ale jest zdolna do przejęcia innego na przykład lisa czy psa. Kiedy wejdzie się w posiadanie z nią umowy co jest niezbędne przy przejmowaniu ciała człowieka Trixie poniekąd staje się częścią twojej dyszy i dopóki demon sam nie zdecyduje się opuścić ciała jest się zmuszonym do posiadania Trixie w środku siebie-Odpowiedziała Colette jakby spodziewając się tego pytania.
-Ok. Po 2. Dlaczego postanowiłaś zgodzić się na umowę z Trixie?
Colette troszę się spieła i spuściła wzrok na pluszaka którego ściskała.
-To-to skomplikowane...ja poprostu byłam zbyt mała by pomyśleć nad konsekwencjami, a sytuacja w której się znalazłam była dla mnie zbyt ciężka by poradzić sobie bez Trixie...
Colette ewidentnie nie chciała rozwijać tematu wyraźnie bardzo dla niej trudnego. Janet na szczęście nie naciskała na dokładniejszą odpowieć.
-Teraz ja mam pytanie-Zawołał Fang wybudzając Colette z transu wspomnień-Czy byłaś świadoma kiedy Trixie była "tobą"?
-B-byłam...-Wychrypiała dziewczyna siadając na łużku i patrząc z bólem na poranioną nogę Fanga-Ja naprawdę próbowałam ją zatrzymać, a-ale...
Nie dokończyła. I wcale nie musiała bo wszyscy wiedzieliśmy że od środka ściska ją współczucie zmieszane z poczuciem winy spowodowane sporą raną na kostce chłopaka.
Przez krótką chwilę panowała cisza którą przerwał nagły atak kaszlu. Mandy siedząca najbliżej biurka szybkim ruchem podsunęła kubek z kakaem do Colette. Ta podniosła go z wyraźną niechęcią pomimo której wzięła spory łyk picia i powoli odłożyła kubek na biurko. Z nas wszystkich to ona odniosła największe szkody na zdrowiu. W szczególności wyraźne były siniaki na całym ciele i suchy kaszel przez który dziewczyna nie mówiła, a chrypiała. Na szczęście podczas kasłania nie wypluwała już krwi więc można uznać że jest stan mimo że nieznacznie to jednak się poleprzył. Była to chyba jedyna rzecz która wydawała mi się pozytywna w tej całej sytuacji.
-Już dobrze?-Zapytała Janet delikatnie głaszcząc Colette po głowie.
Mimo że problem związany z Trixie już miną Janet dalej przejmowała rolę lidera grupy. Chyba z nas wszystkich to ona miała najmocniejsze nerwy i umiała zapanować nad emocjami. Przynajmniej na zewnątrz...
-Tak...już mi lepiej. Macie jeszcze jakieś pytania?
-Ja mam-Zawołałem-Co z Piper I Emz?
Niby Trixie mówiłem nam o tym że nie są martwe, ale nie byłem pewny czy mówi prawdę. W końcu to demon. (XD) Colette wzdrygnęła się jakby naglę przypominając sobie o dziewczynach. Jej oczy rozbłysły nagłym nie smutkiem, a strachem...
-Żyją-Odpowiedziała krótko-Jakieś jeszcze pytania?
Widziałem że się boi. Było to wyraźnie widać w jej wzroku.
-Colette. Nie bój się ich. Po tym co się stało nie zrobią ci krzywdy-Powiedziałem.
-Ja nie boję się ich...-Bąknęła pod nosem Colette-Boje się tego co mogło się im stać...
-Na serio obchodzą cię te głupie baby?! One przeciesz chciały cię pobić!-Krzyknęła Mandy.
-One już raz to zrobiły-Dodałem po cichu, ale tak by reszta mogła mnie usłyszeć.
-Że co jej zdobiły?!-Janet aż wstała z pufy z widoczną wściekłością-Jak je zobaczę to przysięgam że im nogi z dupy powyrywam!!!
(Protectiw bff moment)
-Przestańcie! One nie chciały!-Krzyknęła Colette łapiąc się kołdry i nakrywając się nią po czubek włosów.
-Oj chciały! A ja z chęcią zrobię im to samo!!-Wrzasnęła Janet nerwowo tupiąc.
-Już spokojnie. Bo podłogę rozwalisz-Fang poklepał ją po ramieniu, a ta ze złością z powrotem usiadła na pufie.  
-Colcia...wiem że masz miękie serduszko i każdemu chcesz dać szansę, ale...TO już jest przesada. Nie zasługują na taką kochaną dziewczynę jak ty...-Prubował wyjaśnić dziewczynie Chester ledwo jednak powstrzymując swoją złość by atmosfera nie stała się gęsta jak (myśli Autorki o 2:12...) mleko.
-...one...one na pewno teraz cierpią...-Colette wychyliła głowę zza kołdry-Wszystko je boli...przezemnie...
-Nie przez ciebie! Nie mogłaś nic zrobić! A jak cierpią to dobrze! Może ból wtłoczy im trochę IQ do mózgów których nie mają!-Zawołała Mandy ze swojego miejsca.
Colette nie odpowiedziała. Spojżała tylko niepewnie na Mandy I spuściła wzrok na pluszaka. Na chwilę zapadła niezręczna cisza gdy nagle Janet z nagłym zdziwieniem podniosła nie z pufy.
-Jezu! Na śmierć zapomniałam! Juto jest ten koncert!
Wszyscy w nagłym osłupieniu spojżeliśmy na Janet. Widocznie nagły "problem" Colette zdołał wybić dziewczynie z głowy nawet koncert ulubionej piosenkarki.
-I co teraz zrobimy?-Zapytałem w końcu.
-Nie wiem...-Odparła Janet podpierając się ręką o biurko.
-Na pewno nie idziemy bez Colette!-Zawołałem naglę ożywiony. Koncert miał być swoistym prezentem dla dziewczyny z okazji jej 16 urodzin które jak zdałem sobie naglę sprawę minęły już kilka dni temu. Ale to nie był odpowiedni czas by poruszać ten temat.
-To jest pewne-Odparł Fang-Ale Colette jest w ciężkim stanie...raczej nie będzie na siłach wybrać się na koncert...
-Sprawa jest prosta-Wtrąciła dię Mandy-Albo idziemy wszyscy albo nie idzie nikt.
Sposób w jaki wypowiedziała te słowa dawał jasno do zrozumienia że na pewno ona nigdzie się bez Colette nie ruszy. Jej stanowczość miejscami naprawdę się przydawała.
-Mandy ma rację-Odparł Chester-To miało być coś specjalnie dla Col. Jeśli nie będzie w stanie pójść nie możemy iść bez niej!
-Możecie...-Odparła cicho Colette przerywając kolejnym atakiem kaszlu-Nie będę zła.
-Ale...To miało być specjalnie dla ciebie...-Starała się zaprotestować Janet.
-To teraz nie ma znaczenia. Przecież nikt nie wiedział co się dziś stanie jeszcze kilka dni temu. Zresztą...Janet. Wiem jak bardzo chcesz tam iść. Spełniając swoje mażenie dasz mi najleprzy prezęt jaki mogłabym dostać.
Nagłe okazanie przez dziewczynę tak wielkiej czułości chyba przytłoczył Janet bo w jej oczach zamigotały drobne krople łez. Dotąd prubująca ze wszystkich sił zachować zimny spokuj poddała się omocją. Faktem było że Colette miała rację. Janet od dawna mażyła o tym by wybrać się na koncert Melodie, ale nie spodziewała się że jej przyjaciółka zrezygnuję ze swojego urodzinowego prezętu na rzecz spełnienia jej pragnienia. Ja I cała reszta podobnie jak Janet zamarliśmy w bezruchu. Byłem świadomy że w tym momencie decyzja należy do Colette, a my powinniśmy zrobić to czego będzie chciała. Janet powoli podeszła do łużka Colette I delikatnie obięła dziewczynie. Ta po chwili uśmiechnęła się lekko i zaczęła głaskać ją po głowie, a w jej oczach błysnęła ledwie widoczna iskierka. Iskierka która w oczach dawnej Colette jeszcze z przed paru godzin była wyraźna i jasna. Dało mi to znikomą, ale nadzieję na to że kiedyś może być tak jak wcześniej...

Od wafla ryżowego :]

Tak wiem że zoździału nie było 500 lat. Tak wiem że zjecie mnie za to że urywam w takim momencie.

Dowidzenia >3<

☆Dziwaki☆/☆Colette x Edgar☆/(brawl stars)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz