Uwaga!
Przemoc i krew! Jeśli masz problemy z takimi tematami to lepiej nie czytaj tego rozdziału. Jeśli jednak się na to decydujesz to wiedź że robisz to na własną odpowiedzialność!-Spier*alamy!-Zawołała naglę Janet chwytając Fanga za rękę i krzykiem nawołując całą resztę.
-Zwariowałaś?! Mamy ją tu tak zostawić?!-Nie byłem w stanie uwierzyć że Janet chce tak poprostu pożucić Colette.
-Nie ma innego wyjścia!
-A jak coś jej się stanie?!-Pytałem dziewczyny w różowych włosach.
-Nie stanie! Obiecuję na Melodie! A teraz nie gadać tylko spier*alać!
Janet pociągnęła śledzia za sobą i pobiegła zdala od sklepu. Cała reszta pobiegła za nią. Tylko ja odwruciłem się na chwilę i zobaczyłem jak Colette...a raczej to co z niej zostało chwyta Piper za gardło gotowa udusić ją palcami ostrzącymi się z sekundy na sekundę. Jej skóra zaczęła powoli bardziej przypominać łuski i zdawała się czerwienić.
-Edgar!-Dobiegł mnie głos zza pleców.
-Już!
Zdawało się że kierujemy się do szkoły. Był dzisiaj organizowany jakiś piknik na boisku więc mogliśmy z łatwością się tam ukryć. Tak właściwie to nawet nie wiedzieliśmy co robimy. Wbiegliśmy na boisko, a następnie do świetlicy która była dziś otwarta. Zdyszani zatrzymaliśmy się tam przykucając pod drzwiami.
-Co my zrobimy?-Zapytała Mandy przerażona całą sytuacją.
-Nie mam pojęcia. Trzeba będzie coś wymyślić. Narazie powinniśmy być bezpieczni-Chester starał się uspokoić dziewczynę.
-A co z Colette?!-Dalej okropnie się o nią martwiłem.
Gdy padło moje pytanie wszyscy zamilkli. Oni też nie mieli pojęcia co się z nią stało i co może się jeszcze stać.
-N-nie wiem Edgar...-Fang odpowiedział na trzęsących się nogach-Może ona...
Wyczułem co chciał powiedzieć. Jeśli dobrze rozumiałem mowę jego ciał...czy to znaczy?...
-CHCESZ MI POWIEDZIEĆ ŻE NAPRAWDĘ SĄDZISZ ŻE COLETTE MOŻE NAM ZROBIĆ KRZYWDĘ?!
-Nie jest teraz sobą!!! Kto wie jakie ma zamiary!!! Musimy być gotowi na wszystko!!!-Janet włączyła się do rozmowy-Może się nawet okazać że nigdy tak naprawdę nie była TĄ Colette którą znamy!!! Musimy teraz myśleć o sobie, nie o Colette!!!
Chester i Mandy stali na boku przyglądając się naszej kłutni. Chłopak lekko głaskał dalej przerażoną dziewczynę po głowie. Mandy mimo sprawiania pozoru silnej i wytrwałej była tylko lękliwą i przerażoną dziewczyną. Ciężko się jej dziwić. Całą ta sytuacja też mnie okropnie stresowała i sprawiała że przechodził mnie nieprzyjemny dreszcz po plecach. Nigdy nie spodziewałem się że znajdę się kiedyś w takiej sytuacji.
-E-ej...-Fang lekko pociągnoł mnie za rękaw koszulki-Czy to?...
Wszyscy odwruciliśmy wzrok w stronę okna z którego było widać boisko. Naglę przed oczami mignęło mi coś...czerwonego...
-To ona...-Szepnęła cicho i
prawie niesłyszalnie Janet-Zachować spokuj! Musimy być cicho!
Skuliliśmy się w najbardziej oddalonym od wejścia końcie sali i nasłuchiwaliśmy. Na początku była tylko głucha cisza, ale potem...Usłyszałem nagłe krzyki i wrzaski..."Colette" musiała właśnie kogoś dopaść...Ja i Fang spojżeliśmy po sobie przerażeni. Fang zdawał się bać tak okropnie że zaczął cicho szlochać, a jego oczy szkliły się coraz bardziej.
-Nie chcę tu być...-Wyjąkał najciszej jak potrafił.
Położyłem mu rękę na ramieniu i zacząłem lekko głaskać.
-Ja też...nie bój się...damy radę-Próbowałem go pocieszyć.
Siedzieliśmy tak jeszcze kilka minut nasłuchując krzyków dobiegających z boiska. Po chwili jednak wybrzmiał głośny trzask rozwalających się drzwi...przyszła...Zatkaliśy sobie buzie by być jak najciszej i nie ruszaliśmy się. Jeszcze przed tym jak "Colette" wtargnęła na świetlicę Janet zasłoniła nas jakimiś pudłami z klockami i zabawkami więc raczej nie było nas widać. W tym momencie dało się słyszeć nawet najciższe sapanie czy oddech, a ten "Colette" wydawał się ciężki i niespokojny co sprawiało że był jeszcze wyraźniejszy na tle panującej właśnie ciszy. Słyszałem jak powoli stawia kroki po podłodze podtrzymując się rękami, jak jej ostre palce jeżdżą po drewnianych panelach zostawiając za sobą długie rysy, jak cicho pomrukuje i warczy z frustracji i gniewu...bałem się...strasznie się bałem...modliłem się o to by nas nie wyczuła...to trochę dziwne że mimo tego wszystkiego co się teraz działo ja dalej...ją kochałem...Tak sądzę...Po krótkiej chwili dało się usłyszeć jak dziewczyna odchodzi pozostawiając za sową nieprzyjemnie dzwięki skrobania pazurami o podłogę. Powoli wychyliłem głowę by upewnić się że jesteśmy już bezpieczni. Na całe szczęście nikogo nie ujrzałem.
-Bezpiecznie-Szepnołem do moich toważyszy.
-Jezu...jakie to było straszne...-Powiedział Fang powoli się podnosząc.
-Co my teraz z tym zrobimy?-Zapytał Chester.
-Musimy zrobić coś by przywrócić ją do stanu przed przemianą w to gówno-Janet zdawała się poczuwać do roli przywudcy w tym całym barachle. Wydawało się że naprawdę wie co robi.
-Jak?-Zapytała Mandy podnosząc się na trzęsących się nagach z drobną pomocą rudego.
-Tego jeszcze nie wiem...musimy coś wymyśleć...Miał tu ktoś kiedyś styczność z demonami?-Zapytała Janet jakby licząc na równie debilną jak pytanie odpowiedź.
-Ja chyba tak...kiedyś dla beki próbowałem przyzwać demona z siostrą...jeśli to się liczy...-Odpowiedziałem tak debilnie jak chciała.
-Wiesz może jak robi się odwrotność przyzwania takiego bytu?
-Niezbyt...Ale obstawia że musimy poprostu przypomnieć jej coś co spowoduje że nas nie zeżre.
Wszyscy popatrzyliśmy po sobie zmieszani.
-Ma ktoś pomysł co by to mogło być?-Zapytała Mandy już chyba trochę powracająca do siebie.
-Sądzę że Edgar powinien coś wymyślić. Przeciesz zna ją najdłużej z nas wszystkich-Zaproponował Fang.
Jakby nie patrzeć miało to sens. Ale konfrontacja z TYM CZYMŚ czym była teraz Colette raczej nie brzmiała na kuszącą opcję. Pomimo tego czułem że wszyscy pokładają we mnie teraz jakąś może i niewielką, ale nadzieję. Nadzieję na to że coś wymyślę.
-M-mogę spróbować...Tak sądzę...-Bąknąłem pod nosem.
Zaczołem przestępować z nogi na nogę. Nie wiem czemu ale zawsze mnie to w pewien sposób uspokajało. Zamknąłem oczy i skupiłem się na tym na czym miałem. Na wspomnieniach. Szkoda tylko że mój mózg wypiera prawie wszystkie potrzebne informacje robiąc miejsce na memy i śmieszne koty z pina.
-Proszę! Przydaj się na coś chociaż teraz!-Powiedziałem do siebie w głowie I postarałem się skupić tylko na chwilach spędzonych z dziewczyną.
Nagle mnie olśniło.
-Chyba coś wymyśliłem-Powiedziałem do Fanga otwierając oczy.
-To dobrze, ale boję się że to może nie wystarczyć-Janet powoli podeszła do śledzia łapiąc go za ramię-Musimy być przygotowani na to że w najgorszym scenariuszu "Colette" będzie chciała nam coś zrobić. Jeśli chcemy przeżyć musimy się uzbroić.
-A w co niby?! Nie obronimy się naklejkami i brokatem!-Dodał swoje 3 grosze Chester kierując wzrok na szuflady biurka znajdującego się na świetlicy.
Powiedział rudzielec w czapce błazna-Mruknołem pod nosem, ale faktem było że miał rację.
-Możemy sprawdzić na sali gimnastycznej...tam raczej będzie cokolwiek sensownego do obrony-Odezwała się Mandy zza pleców rudego. Chcąc, niechcąc musiałem się z nią zgodzić.
-Popieram-Dodałem.
-Ale przecież teszta szkoły jest zamknięta!-Zwrucił słusznie uwagę Fang.
Zauważyłem kontem oka szyderczy uśmiech Chestera. To nie mogło się skończyć dobrze...
-Nie będzie z tym problemu!-Zawołał kicając w stronę drzwi prowadzących do korytarzy szkoły. (Świetlica miała 2 wyjścia jak coś :])
-Mandy. Wsuwka-Powiedział rudy, a Menda bez słowa zdjęła z włosów spinkę i mu ją podała.
-Nie wieżę że właśnie włamujemy się do szkoły...-Westchnęła Janet klepiąc się ręką w czoło.
-Pomyś sobie że to w słusznym celu i odrazu poczujesz się bardziej legalnie! Zawsze tak robię gdy włamuję się na chatę Mandy!
Wszyscy spojżeliśmy na rudego z miną wstylu ,,Acha???" Ale on sobie z tego nic nie zrobił i dalej rozpracowywał zamek. Po jakiś 30 sekundach Cesteruś elegancko otwożył przed nami drzwi. Ewidentnie miał w tym wprawę...Wszyscy weszliśmy do szkoły. Przemierzając nieoświetlone korytarze czułem ciarki na plecach. Obok siebię słyszałem niespokojne oddechy swoich toważyszy i ich szybko stawiane kroki których odgłos roznosił się głośnym echem w ciemności. Gdy doszliśmy do końca korytarza spróbowałem zapalić światło klikając w włącznik, ale nic się nie działo. Ktoś musiał wyłączyć korki. A tym kimś była pewnie...Jest znacznie mądrzejsza niż myślałem...Musieliśmy więc przejść całą resztę szkoły bez żadnego światła. Gdy tak zmierzaliśmy w kierunku sali gimnastycznej po paru minutach gubienia się w tych egipskich ciemnościach poczułem że ktoś mnie obserwuje...Gdy poczułem na barkach ciężki oddech instynktownie odskoczyłem...To była ona...Ostre jak brzytwy pazury zatapiające się w palcach, białe jak śnieg zęby odbijające słabe światło żółtych oczu, a oczy miały źrenice jak u jaszczurki. Masywne rogi, ogon i drobne skrzydła w koloże krwisto-bordowej skóry...Przez mój unik uderzyła o ścianę, a z jej gardła wydobył się bolesny, nieludzki wrzask. Szybo jednak otrząsnęła się i odbiła nogami od ściany gotowa do ataku. Już miałem wołać o pomoc, ale poczułem że TO COŚ znowu planowało skoczyć więc przygotowałem się, a gdy usłyszałem ciche odbijanie się od ziemi odbiegłem w bok, a dziewczyna wylądowała z powrotem na...no właśnie...
-AAAAAA KU*WAAA!!!-Rozległ się donośny wrzask z ciemności.
-Fang?!-Zapytałem przerażony odwracając głowę i szybko pobiegłem w stronę krzyku.
Zobaczyłem jak ostre zęby wbijają się w łydkę chłopaka, a z rany leję się krew zostawiając czerwone smugi na podłodze. Szybko podbiegłem do "Colette" odpychając ją nagłym, mocnym ruchem. Ta szybko odepchnięta chwyciła się pazurami wyłożonego na ziemi gumoleum i prędko powruciła do ataku. Tym razem skoczyła na mnie wbijając mi pazury w plecy. Z całej siły próbowałem powstrzymać łzy gdy te wbijały się coraz głębiej, ale Fang szybko zareagował kopiąc dziewczynę nie poszkodowaną nogą, a ta padła na podłogę. Gdy się otrząsnęła jej wzrok wydawał się mimo wszystko tak samo, a może i bardziej przerażony i rozpaczliwy niż nasze. Mimowolnie poczułem że coś we mnie pęka, a serce rozrywa mi się patrząc na jej trzęsący się wzrok...Zauważyłem że zaczyna cicho szlochać, ale dalej stała twardo szczerząc ostre zęby. W pewnym momencie opuściła głowę i warkneła żałośnie. Wydawała się walczyć z samą sobą. Wiedziałem że Colette nie chce nas krzywdzić, ale TO COŚ ma inne zamiary...
-H-hej...Colette...-Fang powoli zaczoł również poruszony jej stanem.
Ta natychmiast podniosła głowę i z donośnym warknięciem skoczyła na chłopaka przygniatając go pazurami do ziemi. Już miałem reagować gdy usłyszałem czyiś bieg, a z ciemności wyłoniła się...Janet. Trzymała w rękach kij bejzbolowy którym szybko ogłuszyła dziewczynę mocnym uderzeniem w głowę. Ta padła nieprzytomna na podłogę. Spodziewałem się jakichkolwiek wyjaśnień ze strony dziewczyny, ale ta bez słowa podbiegła do Fanga i mocno go przytuliła.
-Bardzo boli?-Zapytała nie puszczając chłopaka. Domyśliłem się że chodzi o ranę na nodze.
-Tak, ale dam radę. Ważne że nie trzeba amputować heh...-Zaśmiał się cicho jakby prubując podnieść Janet na duchu.
Ta jednak dalej go nie puszczała. Ledwo wykrztusiła przez łzy:
-Bałam się o ciebie...o was...Ale głównie o ciebie...
Fang poklepał delikatnie dziewczynę po plecach. Spojżałem na Colette...dalej nieprzytomna...podniosłem ją i oparłem jej nogi o ścianę. Mama zawsze tak robiła gdy Bibi mdlała. Jako małe dziecko panicznie bała się krwi i najmniejsza jej kropelka przyprawiała ją o zawroty głowy.
-Uwież Edgar...nie chciałam tego robić, ale...-Zaczęła Janet, ale nie dałem jej dokończyć.
-Rozumiem. Nie zamierzam cię za nic winić. To było konieczne.
Wbiłem wzrok w podłogę i bez większego celu zacząłem mierzwić ręką białe włosy Colette. Poczołem rozmyślać. Czemu? Czemu akurat teraz kiedy wszystko zaczęło się układać? Czy los aż tak mnie nienawidzi? Czy jeszcze kiedyś będzie tak jak było przed tym wszystkim? I najważniejsze...co tak właściwie czuję teraz do Colette?Od Autorki :]
Ten rozdział jest jak sam jego tytuł. Do dupy. Ale mam nadzieję że sprawił wam choć odrobinkę frajdy! No i jest dość długi więc to chyba rekompensuje tą całą przerwę w pisaniu! Dobra! Ja już znikam bo muszę myć dupsko!
Bajo jajo!
(Rozdział pewnie jutro jak coś :])
CZYTASZ
☆Dziwaki☆/☆Colette x Edgar☆/(brawl stars)
Novela Juvenil16 letni Edgar poszukując pracy natrafia na ogłoszenie gift shopu. Nie wąchając się przyjmuje pracę, lecz nie wie że przez to jego emo życie nabierze paru jaśniejszych barw.