Przed Eirą, na wyciągnięcie ręki, stał masywny dzik. Jego potężna sylwetka rzucała cień na prowizoryczne obozowisko, a ostre kły połyskiwały groźnie w porannym słońcu. Zwierzę wydało z siebie głośne chrząknięcie i trąciło ją raz jeszcze, jakby badając, czy stanowi zagrożenie.
Zamarła.
W każdym ruchu tej bestii tkwiło coś przerażającego: dzikie, pierwotne ostrzeżenie. Nawet najdrobniejsze drgnięcie mogło sprowokować go do ataku. Rozważała swoje opcje: sztylet leżał w zasięgu ręki, ale zaatakowanie tak dużego stworzenia graniczyło z szaleństwem. Może mogłaby spróbować się wycofać? Ale co, jeśli nagły ruch tylko zachęciłby zwierzę do szarży?
Nagle w zaroślach rozległo się głośne szczekanie, które błyskawicznie przykuło uwagę dzika. Znikąd pojawiły się dwa małe psy. Pierwszy kudłaty, szaro-brązowy z figlarnie nastroszonymi uszami, a drugi, gładki, z czarną, podpalaną sierścią i długimi, miękkimi uszami. Oba, choć niepozorne, zdawały się nie czuć żadnego lęku wobec ogromnego zwierzęcia. Z odwagą godną wielkich psów, zaczęły biegać wokół dzika, obszczekując go i odciągając jego uwagę od Eiry.
Kudłaty pies podskakiwał z brawurą, próbując złapać wroga za ucho, podczas gdy jego towarzysz z gracją unikał uderzeń racic, szczekając na całe gardło. Dzika ogarnęła złość i dezorientacja, obracał się w kółko, nie wiedząc, na którym z małych przeciwników skupić swoją uwagę. Eira obserwowała tę nieoczekiwaną bitwę z niedowierzaniem. Te małe psy, ledwo sięgające dzikowi do połowy nóg, zdołały skutecznie rozproszyć jego uwagę, sprawiając, że w końcu, z irytacją chrząknął, odwrócił się i pomknął w głąb lasu, pokonany i zniechęcony.
Kiedy potężne zwierzę zniknęło w zaroślach, psy, dumne ze swojego dzieła, zwróciły uwagę na Eirę. Podbiegły do niej, obwąchując każdy kąt obozowiska z ciekawością. Dziewczyna, wciąż oszołomiona, patrzyła na te małe stworzenia z wdzięcznością i nieukrywaną ulgą. Jeden z psów, kudłaty i uroczo niechlujny, usiadł z językiem wywieszonym na bok, jakby się uśmiechał, podczas gdy jego czarny towarzysz stanął wyprostowany, patrząc na nią z oczekiwaniem.
- Skąd wy się tu wzięliście? - szepnęła, nadal niepewna, czy cała sytuacja nie była wytworem jej wyobraźni.
Usłyszała kroki w zaroślach, ktoś zbliżał się szybko, a trzask łamanych gałązek roznosił się po cichej polanie. Eira wyciągnęła sztylet i stanęła na równe nogi, przyjmując pozycję obronną. Na ucieczkę było już za późno.
Spomiędzy liści dobiegł łagodny, kobiecy głos.
- Mago! Morg! Gdzie się podziewacie? Do nogi, łobuzy!
Na polanę wyszła kobieta. Jej płomiennorude włosy, splecione w luźny warkocz, lśniły w słońcu niczym ogień. Miała na sobie prostą, ale schludną granatową suknię podróżną, a jej nadgarstki i szyję zdobiły rzemyki z kolorowymi kamykami. Gdy spojrzała na Eirę, jej wzrok powędrował od psów do dziewczyny ze sztyletem.
- Och! - westchnęła, kładąc dłoń na sercu. - Wybacz, te łobuziaki zawsze uciekają mi na sam zapach jedzenia. Pewnie wyczuły twoje obozowisko. Straszne z nich żebraki.
Eira nie spuszczała wzroku z nieznajomej. Sztylet wciąż miała w gotowości, a ciało napięte i gotowe do reakcji. Widząc jej nieufność, kobieta uniosła ręce w uspokajającym geście, a jej głos stał się jeszcze cieplejszy.
- Spokojnie, dziecko. Nie mam złych zamiarów. Nazywam się Fanitia i jestem zielarką z miasta Arden. A to moi towarzysze, Mago i Morg. Mam nadzieję, że cię nie przestraszyły. Są trochę nadpobudliwe, ale to dobre stworzenia - zrobiła krok naprzód i wyciągnęła dłoń w geście powitania. - Miło mi cię poznać. Nie spodziewałam się spotkać kogoś w tej części lasu.
CZYTASZ
Córka Dawnego Świata [TOM I]
FantasyPrzed siedmioma wiekami potężny czarodziej Thalor podjął decyzję, która na zawsze odmieniła oblicze świata - zapieczętował magię w tajemniczym klejnocie znanym jako Serce Talmhain. Jego czyn sprawił, że cała magia zniknęła z powierzchni ziemi, pozos...