Rozdział 42

39 8 10
                                    


Dotarli do znajomych ziem, które teraz wydawały się dziwnie obce. Krajobraz, choć niby niezmienny, emanował czymś niepokojącym. Jakby sama ziemia wyczuwała nadchodzące wydarzenia i wstrzymywała oddech w oczekiwaniu.

Willem przystanął gwałtownie, unosząc dłoń w geście ostrzeżenia. Jego palce, zaciśnięte na wodzy, zbielały od napięcia. Eira podążyła za jego spojrzeniem. W oddali majaczyła posiadłość Arrela, wciąż dumna i majestatyczna mimo upływu czasu.

- Nie możemy jechać główną drogą - szepnął Willem, ściągając wodze. - Jeśli nas wypatrzą... - urwał znacząco, a jego oczy przesunęły się po posiadłości, gdzie mogli czaić się Sainowie.

- Wiem - przerwała mu cicho Eira, nie mogąc jednak oderwać wzroku posiadłości. Każdy kamień tej posiadłości zdawał się być połączony z jej przeszłością, z historią jej przodków. Z historią Thalora.

Willem poprowadził ich bocznymi ścieżkami, omijając otwarte przestrzenie, kryjąc się w cieniu starych drzew. Otaczająca ich cisza wydawała się wręcz namacalna, przerywana jedynie przytłumionym stukotem kopyt i szelestem liści. Kiedy zbliżali się do terenów otaczających Wzgórze Kryształów, Willem nagle podniósł rękę, dając Eirze znak, by się zatrzymała.

- Słyszysz to? - powiedział cicho, nachylając się do niej, a jego spojrzenie przebiegło przez gęstwinę.

Z lewej strony dobiegł ich cichy szelest, jakby coś poruszyło się w zaroślach. Willem momentalnie spiął mięśnie, jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza. Eira wstrzymała oddech. Z ciemności wynurzyła się postać - mężczyzna nieco starszy od Willema, o jasnych włosach, które połyskiwały w promieniach słońca przedzierających się przez korony drzew.

- Widać was z daleka - powiedział z przekąsem, choć jego oczy pozostały czujne, obserwując otoczenie.

Willem uniósł brew i odgarnął włosy z czoła niedbałym gestem, nie kryjąc uśmiechu.

- Ach, wybacz, że nie wszyscy mamy dar znikania jak ty, Fennar - odparł z udawaną skruchą. - Ostatnio próbowałem twojej techniki, ale skończyło się tylko na tym, że wpadłem na drzewo - wzruszył ramionami. - My, zwykli śmiertelnicy, musimy polegać na szczęściu.

Fennar przewrócił oczami, ale kąciki jego ust drgnęły w rozbawieniu.

- Chodźcie, zanim wasze 'niezwykłe szczęście' przyciągnie kogoś, kto doceni je mniej ode mnie - powiedział, a jego ton stał się poważniejszy. - Sainowie patrolują te tereny częściej niż się spodziewaliśmy.

Willem spoważniał momentalnie, jego żartobliwy ton zniknął bez śladu. Zeskoczył z konia jednym płynnym ruchem.

- Jak sytuacja?

- Chodźcie - odparł Fennar, rzucając im wymowne spojrzenie. - Wszystko wam pokażę. Ale nie spodoba wam się to, co zobaczycie.

Odwrócił się i zniknął w cieniu drzew z taką gracją, jakby był ich częścią. Willem i Eira poprowadzili konie za nim, starając się stąpać równie cicho.

Dotarli do małej jaskini ukrytej między drzewami i pnączami, tak zręcznie zamaskowanej, że nawet stojąc tuż przed nią, trzeba było wiedzieć, gdzie patrzeć. Dzikie wino i bluszcz tworzyły naturalną zasłonę, za którą kryło się wejście. Eira rozglądała się uważnie, wyłapując każdy szczegół otoczenia. W półmroku jaskini dostrzegła dziesięciu Szperaczy, mężczyzn i kobiet przygotowanych na każdą ewentualność.

Niektórzy siedzieli przy małych ogniach, pilnując, by dym uchodził specjalnie przygotowanymi szczelinami w sklepieniu. Jedni ostrzyli broń z precyzją i skupieniem, jakby od każdego pociągnięcia kamieniem zależało ich życie. Inni zajmowali się przygotowywaniem pożywienia, ale nawet wtedy ich oczy co chwila omiatały otoczenie, a dłonie spoczywały blisko broni. Jeszcze inni szeptali cicho między sobą, wymieniając wskazówki i informacje, rzucając co chwilę ukradkowe spojrzenia w stronę wejścia do jaskini.

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz