Rozdział 26

45 9 12
                                    

Kobieta na portrecie miała jej oczy - ten sam odcień błękitu, który codziennie witał ją w lustrze. Pełne usta, wygięte w tajemniczym uśmiechu, zdawały się być lustrzanym odbiciem jej własnych. Wysoko osadzone kości policzkowe nadawały twarzy szlachetny, arystokratyczny wygląd.

Patrzyła w obraz niczym w niewzruszoną taflę wody, która odbijała nie tylko jej rysy, ale także ciężar nieznanej historii. Historii, która niespodziewanie splotła się z jej własną w niepojęty sposób. Ciało Eiry zadrżało, reagując na szok, który ogarnął jej umysł.

- Jak... jak to możliwe? - pytanie zawisło w powietrzu, przepełnione niedowierzaniem i lękiem przed odpowiedzią. Willem, widząc jej wstrząs, objął ją opiekuńczo.

- Nie wiem - wyszeptał, a w jego głosie pobrzmiewało zdumienie. - Ale to nie może być przypadek.

Z wahaniem wyciągnęła rękę. Drżące palce zbliżyły się do powierzchni obrazu. Delikatnie musnęła płótno, jakby chciała się upewnić, że to nie iluzja, która za moment się rozpłynie. Obraz jednak trwał niewzruszony, był namacalnym dowodem tego, co wydawało się niemożliwe.

- Kim ona jest? - zapytała, choć w głębi duszy znała odpowiedź.

Willem, wciąż obejmując Eirę, odsłonił dolną część ramy. Pod materiałem kryła się niewielka, elegancka tabliczka. Jedno wygrawerowane słowo sprawiło, że oboje zamarli, jakby samo jego wypowiedzenie mogło odmienić rzeczywistość.

- Ina - przeczytał cicho.

- To musi być zbieg okoliczności - powiedziała, lecz niepewność w jej głosie zdradzała, że sama w to nie wierzy. Nie mogła oderwać wzroku od portretu, od twarzy tak znajomej, a zarazem tak obcej.

Studiowała każdy szczegół, szukając choćby najmniejszej różnicy, czegokolwiek, co pozwoliłoby jej odrzucić to nieprawdopodobne podobieństwo. Wysoko upięte włosy Iny odsłaniały jej szyję, co przykuło uwagę Eiry. Przesunęła palcem po płótnie, zatrzymując się na ciemnej plamce.

Willem, który nie spuszczał z niej oka, nagle znieruchomiał.

- Gdzieś to już widziałem - powoli uniósł dłoń do szyi Eiry. Jego palce musnęły skórę, znajdując znamię w kształcie jaskółki w locie. - Jest identyczne.

Dreszcz przebiegł przez jej ciało pod jego dotykiem. Strach mieszał się ze zdumieniem, a serce biło jej coraz szybciej.

- To niemożliwe - wyszeptała ponownie, choć jej własny głos zabrzmiał obco i niepewnie.

Willem nagle odwrócił się i podszedł do portretu Thalora. Jego oczy lśniły intensywnym skupieniem, gdy wskazał szyję mężczyzny na obrazie.

- On też ma identyczne znamię.

Eira poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Nogi się pod nią ugięły, jakby ziemia straciła swoją stabilność.

- Co to znaczy? - wydusiła z siebie.

- Jesteś potomkinią Thalora - powiedział spokojnie, choć jego oczy zdradzały burzę emocji.

- Nie, nie, nie! - potrząsnęła głową, cofając się. Jej głos nabierał paniki z każdym słowem. - To się nie dzieje naprawdę. Jak to możliwe? Ina pisała, że Thalor kochał kobietę Szoli. Nawet jeśli zaszła w ciążę... to dziecko nie mogło przeżyć.

Willem zbliżył się i delikatnie objął jej ramiona.

- Masz rację - powiedział łagodnie. - Ale nie dokończyliśmy dziennika. Wyruszyliśmy od razu, gdy tylko domyśliliśmy się, czym może być Wzgórze Kryształów.

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz