Ich serca biły w dzikim rytmie, gdy wciskali się w wąski zaułek między budynkami. Plecami przywarli do zimnego kamienia, a echo alarmu odbijało się od brukowanych ulic niczym złowrogi zwiastun nadciągającego pościgu. Ze wszystkich stron dobiegał metaliczny stukot butów, uderzających o kamienne kocie łby.
- Musimy dostać się do głównej bramy - Willem wyszeptał tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć. Gorączkowo przeszukiwał teren w poszukiwaniu bezpiecznej drogi ucieczki.
Eira przytaknęła bez słów, czując jak jej serce próbuje wyrwać się z piersi. Pod zbroją pulsowało delikatnie Serce Talmhain, emanując kojącym ciepłem. Ten klejnot uratował jej życie, ale teraz przypominał o sobie z każdym uderzeniem jej serca, jakby chciał ją uspokoić.
Unikali głównych ulic, trzymając się głębokich cieni rzucanych przez wysokie mury. Nagle zza rogu dobiegł ich dźwięk szczęku zbroi. Willem, nie wahając się ani przez chwilę, jednym płynnym ruchem przycisnął Eirę do ściany, osłaniając ją własnym ciałem. Znaleźli się tak blisko siebie, że czuła ciepło jego przyspieszonego oddechu na swojej twarzy, a znajomy zapach jego skóry, zmieszany z pyłem i potem, wypełnił jej płuca. W tej chwili, mimo grożącego im niebezpieczeństwa, przez jej ciało przebiegł dreszcz, który nie miał nic wspólnego ze strachem.
Wspomnienie niedawnego pocałunku uderzyło w nią z nową siłą. Czuła, jak jej policzki płoną żywym ogniem. Każdy najdrobniejszy ruch Willema, każde przypadkowe muśnięcie jego ciała wywoływało w niej reakcję, której nie potrafiła - i może nawet nie chciała - kontrolować.
On także wyglądał na rozproszonego. Jego wzrok wędrował z jej oczu na usta i z powrotem, a oddech, coraz bardziej niespokojny, mieszał się z jej własnym. Widziała, jak jego źrenice rozszerzają się, gdy na nią patrzył, a na jego twarzy malowała się wewnętrzna walka.
- Willem... - szepnęła cicho.
- Ciii... - mruknął tak blisko jej ucha, że jego usta musnęły delikatnie jej skórę.
Szczęk zbroi strażników powoli oddalał się, aż w końcu rozpłynął się w miejskim gwarze. Niebezpieczeństwo minęło, ale napięcie między nimi pozostało.
Willem odsunął się od niej z widocznym wysiłkiem. Jego dłoń jednak wciąż spoczywała na jej ramieniu, a kciuk kreślił delikatne kręgi na skraju jej zbroi, tuż przy szyi.
- Musimy ruszać - powiedział cicho.
- Tak... chodźmy - odpowiedziała. Ulga z powodu uniknięcia strażników mieszała się z tęsknotą za bliskością, którą musieli przerwać. Rozsądek podpowiadał, że każda sekunda zwłoki była niebezpieczna, a jednak jakaś jej część chciała, by ta chwila trwała wiecznie.
Kontynuowali ucieczkę przez labirynt wąskich uliczek, gdzie powietrze było ciężkie od wilgoci i kurzu, a brudna mgiełka osiadała na ich rozgrzanej skórze. Gdy w końcu dotarli w pobliże głównej bramy, widok przed nimi sprawił, że zastygli w bezruchu - brama była silnie strzeżona. Co najmniej dziesięciu strażników patrolowało plac, a ich wypolerowane zbroje lśniły w słońcu, oślepiając każdego, kto próbował się im przyjrzeć.
Nagle zza ich pleców dobiegł cichy dźwięk kroków. Willem błyskawicznie obrócił się, jego dłoń już sięgała po rękojeść miecza, gdy nagle zamarł w pół ruchu.
- Fiorg? - jego szept był pełen niedowierzania.
Stary mężczyzna o twarzy pooranej zmarszczkami, przyłożył palec do ust w geście nakazującym ciszę.
- Za wóz z sianem. Teraz - wskazał podbródkiem na stojący nieopodal pojazd. - Natychmiast.
- Jesteś pewny, że... - Willem zawahał się, zaskoczony nagłym pojawieniem się dziadka.
CZYTASZ
Córka Dawnego Świata [TOM I]
FantasyPrzed siedmioma wiekami potężny czarodziej Thalor podjął decyzję, która na zawsze odmieniła oblicze świata - zapieczętował magię w tajemniczym klejnocie znanym jako Serce Talmhain. Jego czyn sprawił, że cała magia zniknęła z powierzchni ziemi, pozos...