Rozdział 27

39 8 2
                                    

Zachodzące słońce malowało złociste wzory na wzburzonych falach, gdy powóz toczył się leniwym tempem wzdłuż wybrzeża. Liana siedziała przy oknie, a jej delikatny profil odcinał się wyraźnie na tle płomiennego nieba. Thalor, zajmujący miejsce naprzeciw, nie odrywał od niej wzroku.

- Twoja rodzina nigdy nas nie zaakceptuje - wyszeptała, wciąż wpatrując się w morze, jakby w jego bezkresie szukała odpowiedzi na dręczące ją wątpliwości.

Thalor pochylił się i objął jej drżące dłonie swoimi.

- Nie dbam o ich zdanie - oznajmił stanowczo. - Kocham cię, Liano, i nic tego nie zmieni. Znajdę sposób, byśmy mogli być razem.

Wreszcie oderwała wzrok od okna. W jej oczach, gdy spotkały spojrzenie Thalora, kłębiły się sprzeczne emocje - miłość przeplatała się ze smutkiem i niepewnością.

- Thalorze... - jej głos załamał się lekko. - Jestem tak szczęśliwa... Dajesz mi więcej radości, niż kiedykolwiek sądziłam, że zasłużę - zawahała się, ważąc kolejne słowa. - Ale czy ty jesteś szczęśliwy? Czy sama miłość ci wystarczy? Nie tęsknisz za... za możliwością posiadania dzieci?

Thalor przysunął się bliżej i objął ją ramionami.

- Oczywiście, że pragnę dzieci - szepnął, muskając palcami jej policzek. - Ale tylko z tobą, Liano. Wyłącznie z tobą.

- Wiesz, że to niemożliwe - westchnęła ciężko, wtulając się w jego ramię.

Ujął jej twarz w dłonie, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.

- Znajdę sposób - w jego głosie brzmiała żelazna determinacja. - Przysięgam ci to, Liano. Nie spocznę, dopóki nie odkryję, jak dać nam szansę na rodzinę. Jak uwolnić nas od życia w cieniu.

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w których niedowierzanie mieszało się z nadzieją.

- Ale jak? - wyszeptała. - Jestem Szolem. Nasze dziecko... - głos uwiązł jej w gardle.

- Wiem - przyciągnął ją mocniej do siebie. - Musi istnieć rozwiązanie. I ja je znajdę.

***

Księżyc rzucał blade światło przez okna domu przy jednej z ulic Helder, gdy Liana krążyła niespokojnie po pokoju. Jej długie, ciemne włosy były w nieładzie, a w oczach błyszczały powstrzymywane łzy. Na dźwięk znajomych kroków na schodach znieruchomiała, zaciskając pięści.

Thalor przekroczył próg - zmęczony, z cieniami pod oczami i naręczem ksiąg pod pachą. Nim zdążył się odezwać, Liana nie wytrzymała.

- Znowu cię nie było całymi dniami! - jej głos wibrował od tłumionych emocji. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak długo tym razem?

Thalor westchnął ciężko i położył księgi na stole. Przetarł dłonią zmęczoną twarz, szukając właściwych słów.

- Szukam dla nas rozwiązania, kochanie - powiedział łagodnie, starając się brzmieć rozsądnie. - Robię to wszystko dla nas.

Liana zbliżyła się do niego, a w jej oczach płonął gniew zmieszany z bólem.

- Jakiego rozwiązania? - jej głos załamał się. - Czy ja w ogóle jestem jeszcze dla ciebie ważna? Czasem myślę, że te wszystkie księgi, eksperymenty i magia znaczą dla ciebie więcej niż nasza miłość.

Thalor patrzył na nią z niedowierzaniem. Zrobił krok w jej stronę, chcąc ją przytulić, ale cofnęła się.

- Jak możesz tak mówić? - zapytał zraniony. - Jesteś dla mnie wszystkim. Robię to wszystko tylko dla nas, dla naszej wspólnej przyszłości. Naprawdę tego nie widzisz?

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz