Rozdział 24

54 9 16
                                    

Dni w zrujnowanej posiadłości mijały powoli, odmierzane rytmem codziennych obowiązków. Eira spędzała większość czasu w prowizorycznym laboratorium, które urządziła w jednej z lepiej zachowanych komnat na parterze. Pochylona nad masywnym dębowym stołem, mieszała zioła i eliksiry, a powietrze wypełniał gorzkawy zapach ziół i dymu z małego paleniska. Jej palce, poplamione sokami roślin, pewnie odmierzały składniki do kolejnych mikstur, które miały przyspieszyć powrót Willema do zdrowia.

Haen, niczym niespokojny duch, przemykała między ruinami i okolicznym lasem. Przynosiła świeżą wodę ze strumienia i to, co udało jej się upolować, ale jej milczenie było ciężkie jak ołów. Spojrzenie, którym obrzucała Eirę, pozostawało chłodne i odległe, jakby dzieliła je nie tylko przestrzeń fizyczna, ale też jakaś niewidzialna przepaść wypełniona niewypowiedzianymi słowami. Eira dawno przestała próbować przełamać ten mur między nimi.

Tego wieczoru, gdy ostatnie promienie słońca zaczęły przeciskać się przez zniszczone okna posiadłości, Eira wyszła na klif. Niebo i morze zlały się w jedno płótno malowane odcieniami złota i purpury, a szum fal rozbijających się o skały tworzył kojącą symfonię z szeptem wiatru. To było jak muzyka - dzika i jednocześnie uspokajająca.

Usiadła na krawędzi klifu, pozwalając, by słony wiatr muskał jej twarz i bawił się jej włosami. Z torby wyciągnęła dziennik Iny, którego pożółkłe strony kryły w sobie więcej tajemnic niż odpowiedzi. Delikatnie przesunęła palcami po wytartej okładce, czując pod opuszkami każde zadrapanie i rysę.

- Miałaś rację, Ino - szepnęła do zachodzącego słońca. - To miejsce naprawdę jest rajem na ziemi - rozejrzała się po dzikim, ale wciąż majestatycznym krajobrazie. - Może trochę zaniedbanym, ale wciąż pięknym. Chociaż pewnie nie tak wyobrażałaś sobie jego przyszłość.

Otworzyła dziennik, a kartki zaszeleściły na wietrze jak skrzydła motyla. Zanurzyła się w lekturze, chłonąc każde słowo zapisane pewną ręką czarodziejki. Gdzieś tam, między wspomnieniami i obserwacjami, między opisami codziennego życia a głębszymi przemyśleniami, musiały kryć się odpowiedzi.

- Wolę takie piękne okoliczności niż byle jakie krzaki - Willem podszedł do niej bezszelestnie.

Eira podskoczyła, zaskoczona jego obecnością. Dziennik Iny niemal wyślizgnął się z jej dłoni. Pomimo ran, wciąż poruszał się z gracją doświadczonego zwiadowcy, co wywołało w niej mieszaninę podziwu i irytacji. Próbowała zamaskować swoje zaskoczenie, prostując się i udając, że tylko poprawia pozycję.

- Powinieneś odpoczywać - powiedziała, starając się, by jej głos brzmiał neutralnie.

Willem stanął obok niej, a jego sylwetka odcinała się wyraźnie na tle zachodzącego słońca. Przeciągnął się ostrożnie, a cichy syk bólu zdradził, że rany wciąż dają o sobie znać. Wziął głęboki oddech, delektując się świeżym, morskim powietrzem, jakby chciał nim wypełnić każdy zakamarek płuc.

- Całymi dniami tylko leżę i odpoczywam - mruknął, a w jego głosie pobrzmiewała nuta przekory. - Jeszcze trochę, a zapuszczę korzenie w tej kanapie.

Eira obserwowała go kątem oka, dostrzegając zmiany, których wcześniej nie miała okazji zauważyć. Jego twarz, kiedyś zawsze radosna, nabrała ostrości, jakby wyrzeźbiona przez trudy ostatnich miesięcy. Był poważniejszy, bardziej skupiony, a w jego oczach dostrzegła cień smutku - głęboki i niepokojący jak ciemne wody pod klifem. To nie był już ten sam beztrosko żartujący chłopak, którego poznała w Arden.

Willem złapał jej badawcze spojrzenie i delikatnie się uśmiechnął.

- Tak bardzo się zmieniłem? - zapytał cicho, jakby odczytując jej niewypowiedziane myśli.

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz