Rozdział 22

48 10 2
                                    

Przemierzali ciemne, wilgotne zaułki Lerton, starając się stąpać bezszelestnie. Księżyc, przesłonięty strzępami chmur, rzucał blade światło na bruk, wydobywając z mroku złowrogie cienie. Wokół nich przemykały szczury, drapiąc pazurkami o kamienie, a w oddali błyskały ślepia bezpańskich kotów.

Powietrze było ciężkie od zapachu zgnilizny i stęchlizny - woni, która na stałe wrosła w mury tej nędznej dzielnicy. Na ulicach i chodnikach leżeli ludzie, zbyt wyczerpani, by zwracać uwagę na przechodniów. Skuleni w cieniu, otuleni łachmanami lub spoczywający na gołej ziemi, nawet we śnie nie znajdowali ukojenia - ich twarze wykrzywiał grymas niepokoju i bólu. Na szczęście nikt nie zwracał uwagi na trójkę przybyszów.

Eira czuła, jak Willem staje się coraz cięższy. Z każdym krokiem jego ciało bardziej osuwało się na jej ramię, a oddech stawał się płytszy i bardziej urywany. Haen kroczyła na przedzie z ukrytym sztyletem w pogotowiu, a jej czujne spojrzenie wypatrywało najmniejszych oznak zagrożenia.

- Jeszcze kawałek - szepnęła Eira do Willema, widząc jego zmagania z bólem. - Wytrzymaj.

Willem tylko skinął głową, nie próbując nawet odpowiedzieć. Mimo chłodnego powietrza, jego czoło lśniło od potu.

Masywna, dębowa brama miasta stała otwarta na oścież. W powietrzu wisiała niepokojąca cisza, którą zakłócało jedynie dalekie szczekanie psa i monotonne skrzypienie szyldów tawerny. Strażnicy przy bramie, odziani w zardzewiałe zbroje, byli pochłonięci własnymi sprawami - jeden dłubał w zębach źdźbłem słomy, drugi drzemał wsparty na włóczni.

Wykorzystując ich nieuwagę, przemknęli do stajni. Konie stały przywiązane do drewnianego płotu, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

Haen zręcznie odwiązała swojego wierzchowca, szepcząc do niego kojące słowa. Eira podeszła do siwej klaczy, która na jej widok parsknęła cicho, wyczuwając napięcie. Szperaczka kątem oka obserwowała, jak Eira szarpie się z węzłem.

- Willem pojedzie ze mną - oznajmiła stanowczo, wskazując na ich ledwo przytomnego kompana. - Sama ledwo trzymasz się w siodle. Nie możemy ryzykować, że spadnie.

Eira zacisnęła usta w wąską linię. W jej oczach błysnął gniew, ale po chwili westchnęła ciężko. Nie miała już sił na sprzeczki i musiała przyznać Haen rację.

- Dobrze - powiedziała z goryczą, unikając jej wzroku. - Niech jedzie z tobą.

Willem wspiął się na grzbiet konia przy pomocy obu kobiet, każdy ruch przypłacając bólem. Haen upewniła się, że siedzi pewnie, po czym zręcznie zajęła miejsce w siodle przed nim. Chłopak oplótł ją ramionami w pasie i oparł czoło o jej plecy.

Szperaczka odwróciła głowę ku Eirze, która już dosiadła swojego wierzchowca. Jej twarz wyrażała determinację, choć w oczach czaił się cień niepewności. Haen dostrzegła to wahanie. Widziała, że Eira nie czuje się pewnie w siodle, ale na lekcje jazdy nie było już czasu.

- Trzymaj się blisko - poleciła stanowczo. - Musimy wymknąć się stąd cicho i szybko. Żadnych zbędnych hałasów.

Eira przełknęła ślinę, czując przyspieszony puls. Mimo braku doświadczenia w jeździe konnej musiała zapanować nad wierzchowcem i nadążyć za Haen. Od tego zależał sukces ich ucieczki. Zacisnęła palce na wodzach i spojrzała na Szperaczkę.

- Jestem gotowa - szepnęła, starając się ukryć drżenie w głosie.

Haen skinęła i delikatnie ścisnęła boki konia, który ruszył bez zwłoki. Eira podążyła jej śladem, naśladując pewne ruchy towarzyszki. Wjechali w ciemność, pozostawiając za sobą pogrążone w mroku Lerton.

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz