Rozdział 23

49 10 2
                                    


Słońce opadało leniwie ku horyzontowi, rozlewając po niebie oszałamiającą feerię barw - od płomiennej purpury po miękkie złoto. Powietrze, które przez cały dzień dusiło żarem, wreszcie łagodniało, niosąc ze sobą pierwszą zapowiedź nocy. Grupa wykorzystywała ten moment zmierzchu, gdy cienie wydłużały się w fantastyczne kształty, a pierwsze gwiazdy nieśmiało przebijały się przez gasnący błękit nieba.

Willem, choć wciąż powoli wracał do sił. Opatrunki nasączone leczniczymi ziołami, które Eira zmieniała z żelazną regularnością, skutecznie koiły jego rany. Jego chód, początkowo chwiejny i niepewny, nabierał stabilności z każdym krokiem. Na jego twarzy, pokrytej siniakami i zadrapaniami, zaczął pojawiać się rumieniec, a w oczach, dotąd zamglonych bólem, na nowo zaiskrzyła dawna energia.

Haen okazała się prawdziwym darem losu. Jej łowieckie zmysły nie zawodziły, zawsze wracała z polowania ze zwierzyną lub naręczem jadalnych roślin. Z niezwykłą wprawą przyrządzała posiłki, które przywracały Willemowi siły.

Eira prowadziła grupę, jej sylwetka była napięta niczym cięciwa łuku, gdy wciąż oswajała się z rytmem końskiego chodu. Starannie śledziła trasę opisaną w dzienniku Iny, który spoczywał bezpiecznie w jej torbie. Świadomość, że cel podróży był na wyciągnięcie ręki, wprawiała jej serce w dziwny taniec nadziei i lęku. Każdy zakręt ścieżki mógł być tym ostatnim, każdy następny krok mógł prowadzić do miejsca, którego tak desperacko szukali.

Nagle na tle granatowego nieba zamajaczył niewyraźny kształt. Z początku wydawał się złudzeniem, mirażem zrodzonym z ich pragnień, lecz z każdą chwilą stawał się coraz bardziej realny. Uniosła dłoń, dając znak do zwolnienia.

- Tam - wyszeptała, wskazując przed siebie. - Chyba ją znaleźliśmy.

Posiadłość Arrela wyłaniała się z mroku jak zjawa z dawno zapomnianych czasów. Usadowiona na krawędzi niskiego klifu, zdawała się trwać w wiecznej zadumie nad bezkresem morza. Jej niegdyś dumna sylwetka teraz chyliła się ku ziemi pod ciężarem lat zaniedbania.

Jednak pośród tego obrazu rozkładu jedno przyciągało wzrok - potężne drzewo rosnące przy głównej bramie budynku. Jego gruby, poskręcany pień był jak księga zapisana historią minionych wieków. Korona, wciąż bujna i pełna życia, rozpościerała się nad posiadłością niczym opiekuńcze ramiona strażnika czuwającego nad tym zapomnianym miejscem.

Eira i Willem spojrzeli na siebie w milczeniu. W ich oczach migotało światło gwiazd, odbijając nieme zrozumienie. Willem przechylił się w siodle, a jego głos, gdy w końcu przemówił, był pełen ekscytacji.

- Naprawdę tu dotarliśmy - wyszeptał, jakby głośniejsze słowa mogły spłoszyć tę chwilę. Jego szept, choć cichy, zdawał się nieść echem przez pustkowia wokół nich.

Eira zerknęła na niego, a jej wargi drgnęły w ledwo dostrzegalnym uśmiechu. Skinęła głową - prosty gest, który znaczył więcej niż najdłuższe przemowy. Rozumieli się bez słów, połączeni teraz wspólnym celem.

- Nie możemy tu dłużej stać - wtrąciła się stanowczo Haen. - Jesteśmy zbyt odsłonięci.

Eira wyprostowała się w siodle i delikatnie ścisnęła boki swojego wierzchowca. Czas było zmierzyć się z tajemnicami posiadłości Arrela.

***

Zbliżali się powoli do głównej bramy, a wokół nich rozciągał się ponury krajobraz, który niegdyś tętnił życiem i obfitością. Teraz martwe winnice ciągnęły się po horyzont niczym morze brązowych, poskręcanych gałęzi.

Gdy stanęli przed wejściem, ich oczom ukazał się widok zapierający dech w piersiach. Dostrzeżony wcześniej z oddali dąb, teraz górował nad nimi niczym odwieczny strażnik. Jego obecność była tak monumentalna, że przez chwilę świat zdawał się wirować wokół tego kolosa. Masywny pień wznosił się ku niebu jak filar podtrzymujący sklepienie niebios, a głęboko spękana kora, znaczona bliznami stuleci, opowiadała historie minionych epok. Dąb trwał niewzruszony, jakby czas nie miał nad nim władzy.

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz