Rozdział 12

56 10 9
                                    

Trzask łamanego patyka przerwał ciszę, a dwa psy, zaskoczone tym nagłym dźwiękiem, wpatrywały się w siebie, każde z połową kija w zębach. Po krótkiej chwili ciszy, jakby na niewidzialny sygnał, rzuciły się w szaleńczą pogoń przez ogród. Mago pędził ile sił w łapach, a Morg gnał za nim w niepohamowanym pędzie, tratując bujne zioła i pozostawiając spustoszenie w starannie uprawianej ziemi.

- Nie po grządkach, wy małe diabły! - zawołała Fanitia, podnosząc się z bujanego fotela, który tego poranka wystawiła na ganek.

Eira, siedząca obok z książką, uniosła wzrok i z rozbawieniem obserwowała tę scenę. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech - pierwszy od dawna.

- Trzeba będzie naprawić płot - westchnęła zielarka, kręcąc głową. - Jeszcze kilka takich „zabaw", a moje zioła nie przetrwają.

- Nie tylko od stratowania - zauważyła Eira, rozbawionym tonem. - Wczoraj, patrząc mi prosto w oczy, bezczelnie podjadały koperek. Chyba uznały, że to ich prywatny bufet.

Fanitia parsknęła śmiechem, teatralnie łamiąc ręce.

- A myślałam, że dobrze je karmię! Wygląda na to, że potrzebują więcej zieleniny w diecie - dodała, nadal się śmiejąc.

Eira powróciła do książki, zatapiając się w słowach opisujących dzieje Helder. W ostatnich tygodniach pochłaniała kolejne tomy, jakby próbowała wypełnić pustkę w sercu zapomnianymi opowieściami i legendami. Mimo że od tamtych wydarzeń minęły już dwa miesiące, ból wciąż pozostawał świeży i dojmujący. Dni mijały jej na prostych, monotonnych obowiązkach, a życzliwość Fanitii działała niczym delikatny, uzdrawiający dotyk - łagodziła cierpienie, choć nie była w stanie całkowicie uciszyć nawracających wspomnień.

Drogę powrotną do Arden pamiętała jak przez mgłę. Jej umysł chronił ją przed bólem, zamazując obrazy mijanych pól i lasów, które zdawały się zlewać w jedno. Każdy dzień był walką, nie tylko z wyczerpaniem, ale i z własnymi myślami. Noce spędzała pod gołym niebem, a gwiazdy, choć piękne, zdawały się zimne i odległe, jak jej dawne życie. Zdarzało się, że odnajdywała opuszczone chatki lub stary młyn, gdzie mogła spędzić noc, wsłuchując się w ciszę przerywaną jedynie szmerem leśnych stworzeń.

Przy sobie miała zaledwie kilka monet zabranych z domu, gdy wyruszała do Helder. Oszczędzała je jednak na prawdziwie trudne chwile. Tymczasem radziła sobie, zbierając jadalne rośliny i leśne owoce. Gdy mijała wioski proponowała swoją pomoc w zamian za ciepły posiłek lub łyk świeżej wody. Rąbała drewno, nosiła ciężkie wiadra, pomagała w przydomowych ogrodach. Te proste, fizyczne zajęcia stawały się dla niej niczym blaski w mrocznym tunelu, pozwalały uciec myślom, które zbyt często krążyły wokół bolesnej przeszłości.

Z każdym dniem Arden było coraz bliżej, a gdy w końcu przekroczyła bramy miasta, poczuła falę nieoczekiwanej ulgi. Przywitał ją delikatny szmer codzienności - tak różny od wewnętrznego chaosu, który dotąd ją pochłaniał. To miasto miało w sobie osobliwą aurę, która sprawiała, że nie czuła się jak obca przybyszka. Może to była jego nieprzypadkowa cisza, może subtelna prostota. Wiedziała już, że tu znajdzie więcej niż tylko schronienie. Tu będzie mogła odetchnąć, złapać dystans i powoli próbować oswoić ból skrywany w sercu.

Gdy dotarła do domu Fanitii, czuła się całkowicie wyczerpana - wypalona zarówno fizycznie, jak i duchowo. Weszła przez skrzypiącą furtkę do ogrodu, zauważając zielarkę pochyloną nad grządkami. Fanitia podniosła wzrok i momentalnie zastygła w bezruchu. Zdziwienie błyskawicznie ustąpiło miejsca trosce, gdy dostrzegła jej zmęczony, zbolały wyraz twarzy.

- Eira? Co się stało? - zapytała miękkim, uspokajającym głosem, podnosząc się i zmierzając w jej stronę.

Eira, nie wypowiadając ani słowa, osunęła się w ramiona kobiety. Łzy popłynęły swobodnie, uwalniając nagromadzone emocje. Fanitia przytuliła ją mocno, pozwalając na kojącą ciszę, która mówiła więcej niż jakiekolwiek słowa. Trwały tak, aż stopniowo gniew, smutek i rozczarowanie zaczęły ustępować.

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz