Często miałem pewien powtarzający się sen, który zaczął prześladować mnie jeszcze przed wyjazdem z Londynu, a chociaż nie śniłem o tym od dłuższego czasu, to teraz ponownie zaczął mnie nawiedzać, niemal każdej nocy. Zaczynał się niepozornie, bo szedłem w nim przez jakąś bardzo ładną alejkę, obserwując gwiazdy, których było pełno na niebie, a tak jasno świeciły, jakby miały zaraz wybuchnąć. A kiedy ten moment nadchodził, momentalnie czułem za sobą jakąś złą obecność, która nie miała dobrych zamiarów. Zrywałem się wtedy do biegu, biegnąc tak długo, aż nie wpadłem w jakąś ciemną alejkę, a w niej wcale nie było dla mnie bezpiecznej przestrzeni. Wokół była rozbryzgana krew, a martwi ludzie bez twarzy leżeli na zimnym chodniku.
Szaleńczo biegłem więc dalej, nie chcąc na to patrzeć, bojąc się o własne życie, cały czas czując za sobą nieokreśloną obecność, której chociaż nie widziałem, to wiedziałem, że za mną była. W końcu jakimś cudem docierałem do sierocińca, w którym się wychowywałem i wpadałem do swojego dawnego pokoju, zamykając drzwi na klucz. W nim jednak, wcale nie było lepiej, a wręcz jeszcze gorzej. Sceneria, która tam miała miejsce, jeszcze bardziej sprawiała, że zastygałem sparaliżowany strachem. Pełzające robaki po obdartym drewnie chciały na mnie wejść, siostry waliły w drzwi, krzycząc okropne rzeczy, a ja słyszałem dźwięk organów kościelnych, wzywających mnie na mszę za odkupienie grzechów. Kiedy patrzyłem w lustro, byłem albo małym chłopcem, albo dorosłym człowiekiem, ale jaką postać bym nie miał, szkło zaczynało pękać na mój widok, a wtedy zdawałem sobie sprawę, że to nie nikt obcy mnie gonił, tylko ja sam.
Za każdym razem budziłem się niemal z krzykiem, siadając jak poparzony na łóżku, oddychając tak płytko, jakbym miał zaraz umrzeć. W końcu jednak się uspokajałem, powtarzając w kółko, że to był jedynie nieszkodliwy sen i nie mógł być rzeczywistością. Wstawałem na drżących nogach, biorąc zarówno Xanax, jak i kolejną tabletkę na sen, ale nie byłem w stanie już zgasić światła, czy spojrzeć w lustro, bojąc się, że zobaczyłbym swoją upiorną twarz z koszmaru. Czułem, że powoli traciłem rozum, a całe ciało mnie szczypało, jakby chodziły po nim robaki i mnie kąsały. Zawsze obawiałem się obłąkanych ludzi, którymi straszyły nas siostry w sierocińcu, mówiąc, że to grzech doprowadzał do szaleństwa, ale zaczynałem sądzić, że przez moje własne zatrute wnętrze, w końcu stałem się jednym z nich.
Za dnia wszystko wyglądało normalnie i ja też byłem inny, sądząc, że leki mi pomagały i zachowywałem się całkowicie normalnie, jakbym odzyskał kontrolę. Jednak wraz z tym, jak zapadała noc, a ja gasiłem wszystkie światła, ostre szpony moich personalnych demonów wychodziły z każdego zakamarka. Sądziłem, że już z nimi wygrałem i byłem silny, ale w tych rzadkich momentach, nachodziła mnie tak wielka słabość, że cieniste postacie znowu miały łatwy dostęp do tego, żeby dalej mnie męczyć. Czasami nie wiedziałem już, co miałem robić, nie chcąc ponownie popaść w pustkę i swoje personalne piekło, więc dalej walczyłem. Nie miałem jednak siły robić tego w nieskończoność, więc jak tylko nastał gorszy okres, pozwalałem cieniom się do siebie zbliżyć, przyjmując z goryczą to, co dla mnie szykowały, a że nie przychodziły każdej nocy, to kiedy było już jasno, szybko o nich zapominałem.
Pozostanie w tym dawnym otoczeniu, które powinienem opuścić już dawno i nigdy więcej nie wracać, było najgorszą decyzją, jaką mogłem podjąć, ale że zawsze podejmowałem katastroficzne decyzje, to nawet nie byłem zdziwiony. Ethan miał rację, sam to na siebie sprowadziłem tym razem i musiałem ponieść konsekwencje własnej głupoty. A chociaż obezwładniający mnie lęk, który czasami czułem, był wręcz nie do przeżycia, odbierając mi wszystkie zmysły, to nie mogłem się poddać. Wiedziałem od samego początku, że cena jaką będę musiał zapłacić będzie wysoka, ale odkąd całe życie trwałem w wiecznym długu, to zaciskałem zęby i jakoś to przełykałem. Nie miałem nic do stracenia, a więc nie musiałem się za bardzo roztrząsać nad własnym życiem, bo ono było stracone już od momentu mojego urodzenia. Czasami myślałem, że byłem nawiedzony.
CZYTASZ
Ephemeral | boyxboy
RomanceMinęło pół roku odkąd Louis rozstał się z Nicholasem, a chociaż cały jego personalny świat legł w gruzach w dniu ich rozstania, a on sam umarł, to jednak dalej żył. I chociaż dalej czuł się tak, jakby trwał w ogromnej i strasznej pustce, a jego dusz...