21'nieprzyjemna prawda'

235 21 10
                                    

Nigdy wcześniej tego nie dostrzegałem, ale było coś magicznego w letnich wieczorach. Od jakiegoś czasu zacząłem doceniać ciepło lipcowego słońca, bo chociaż było minimalnie gorętsze niż to wiosenne, to przestało mi przeszkadzać. Zamiast tego, coraz częściej wystawiałem całe swoje ciało na jego promienie, ciesząc się, że przestałem je odrzucać. W końcu było ciepłe, przyjemne i sprawiało, że czułem się lepiej. Nie wiedziałem, dlaczego przez całe życie lubiłem zimno, skoro sprawiało, że jeszcze bardziej zamykałem się na świat nie tylko zewnętrzny, ale i wewnętrzny. Zawsze sądziłem, że to było właśnie tym, co preferowałem – zimne dreszcze, igiełki lody wbijające się w ciało i obezwładniające opuszczenie. Nie tylko mróz był moim sprzymierzeńcem, ale i przeświadczenie, które wbijałem sobie od lat do głowy, że bycie zimnym było najlepszym uczuciem, mogącym uchronić mnie przed wieloma rzeczami.

Kiedy siadałem wieczorami na tarasie, przestałem czuć już przytłaczającą melancholię, która od zawsze mi towarzyszyła. Nie czułem również smutku, chociaż do wewnętrznego spokoju również było mi daleko. Najczęściej starałem się nie myśleć o niczym i skupić na tym, co w danym momencie widziałem i czułem. Były to najróżniejsze rzeczy, niektóre małe, a inne większe. Czasami zdarzało się, że musiałem naprawdę wytężyć wszystkie swoje zmysły, żeby dostrzec coś pięknego, co napełniało moje serce ciepłem, chociaż słońce już dawno przestało świecić, powolnie znikając za horyzontem.

Pierwsze rzucały mi się w oczy kolorowe kwiaty i najróżniejsze ich odmiany, a chociaż nie potrafiłem nazwać połowy z nich, to nie przeszkadzało mi to w podziwianiu ich piękna. Były cudowne, ale jednocześnie tak krucze i delikatne, że bałem się ich dotknąć. Wiedziałem, że nawet mały dotyk mógłby sprawić, że rozleciałyby się w moich dłoniach. Chociaż wydawały mi się niebiańskie, tak naprawdę były materialne. Przemijały tak samo jak wszystko inne na tym świecie. Lubiłem patrzeć również na niebo, patrzeć jak jego kolor się zmieniał, w zależności od godziny. Im była późniejsza, tym bardziej ciemne się stawało. Najbardziej lubiłem, kiedy niebiańskie sklepienie przybierało różową barwę. Pomarańczowe za bardzo kojarzyła mi się z krwią, ale różowe było przyjemniejsze. Napawało mnie spokojem i przygotowywało na noc, która niedługo nadchodziła. Chociaż cały czas obawiałem się zasypiać, bojąc się, że coś złego mi się przyśni, to zachody słońca potrafiły skutecznie mnie uspokoić.

Wciąż nie byłem pewien, co miałem zrobić i jak rozegrać to wszystko, co wydarzyło się przez minione tygodnie, ale jednego byłem pewien. Nie mogłem przecież w nieskończoność walczyć. Nie tylko z samym sobą, ale też innymi. Ciągłe zamartwianie się i kłótnie sprawiały, że nigdy nie czułem się spokojny, trwając wręcz w stanie uśpienia, ciągle czekając na coś złego, co w każdej chwili mogło się wydarzyć. I chociaż tak było w rzeczywistości, to nieustanne myślenie o ewentualnej krzywdzie – czy to swojej, czy osób mi bliskich, wcale mi nie pomagało, a wręcz doprowadzało do paniki. Tego nie potrzebowałem w sobie mieć, a wręcz było czymś niepożądanym. Jeśli chciałem ochronić siebie, jak i innych, to musiałem wziąć się w garść i przestać myśleć jak ofiara. Już dawno przestałem nią być.

Po wielu zaciętych kłótniach i kolejnych przemilczanych dniach, postanowiłem przystać na niezbyt delikatną sugestię Nicholasa i wrócić do niego. Zrobiłem to jedynie z tego względu, iż miał rację jedynie w jednym – tam było na razie najbezpieczniej. Chociaż na początku sądziłem, że brunet przesadzał ze swoją podejrzliwością, to po jakimś czasie zauważyłem pewne odstępstwa od normy, jeśli chodziło o nasze otoczenie. Koło posiadłości zaczęły pojawiać się dziwne i nieznane osoby, podając się za najróżniejsze persony. Raz był to kurier, kilka godzin później dostawca z jedzeniem, dzień później ktoś podający się za znajomego Nicholasa, a ostatnio odwiedziła nas nawet przedstawicielka jakiejś międzynarodowej agencji. Wszyscy wiedzieliśmy, że tak naprawdę byli to ludzie Daviesa.

Ephemeral | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz