22'słuszne, nie zawsze znaczy dobre'

279 20 9
                                    

tw: przemoc

Często myślałem nad tym, co tak naprawdę było dobre, pośród tego wszystkiego co się działo, a co sam zdecydowałem, że takie będzie, żeby jak najdłużej się chronić. Chciałem namalować jak najbardziej idealną rzeczywistość, żeby była chociaż w połowie tak piękna, jak najwspanialsze obrazy, namalowane przez artystów wszech czasów. Chociaż w moich wyobrażeniach, trawa, po której stąpałem była zieleńsza od tej prawdziwej, a niebo nieskazitelnie niebieskie, to rzeczywistość malowała się inaczej. Świat na zewnątrz był okropnym miejscem, zepsutym. Zgniłym od środka i rozprzestrzeniającym się aż na to, co nie było dalej widzialne. To byłoby naiwne myśleć, że cokolwiek mogłoby być tutaj dobre i czyste, kiedy tak naprawdę było brudne. Dlatego decyzje, które wydawały się słuszne, nie zawsze były dobre. Miały tylko spełnić swój cel.

Mogłem sądzić, że pozornie wszystko było w porządku i wróciło do normalności, ale gdzieś w głębi zawsze czułem, że już nic nie będzie takie same. Nawet kiedy przez większość czasu byłem szczęśliwy i cieszyłem się swoim udawanym spokojem, wiedziałem, że to były jedynie pozory. Te, które zachowywałem ja, jak i wszyscy wokół mnie. Pocałunki i czułe uściski, które otrzymywałem od Nicholasa, mogły przez jakiś czas utrzymywać mnie w naszym wyimaginowanym świecie, gdzie wszystko było perfekcyjnie. Wiedziałem, że nawet on sam wpadał w tę pułapkę, którą była gra pozorów, tocząca się zarówno przez nas samych, jak i naszych wrogów. Doskonale jednak oboje znaliśmy prawdę i pod fasadą fałszu, zdawaliśmy sobie sprawę z istnienia niewygodnej prawdy. Wszystko wydawało się lepsze, ale wcale takie nie było, bo oboje czekaliśmy na pogrążenie.

Źli ludzie, którzy na nas czyhali poza murami bezpiecznego domu i świata Nicholasa, cały czas krążyli nad naszymi głowami, niczym krwiożercze sępy. Nie byli zbyt oczywiści w swojej rządzy krwi, ale ich potworne oblicza co jakiś czas ukazywały się jako groźba nadejścia czegoś gorszego. Davies, który pierwotnie był wrogiem Nicholasa, stał się również moim, nie tylko przez połączenie w naszej teraźniejszości, ale również mojej przeszłości. Ten człowiek zawsze miał odpowiednich przyjaciół, którzy znajdowali się w jeszcze odpowiedniejszych miejscach. Prawie tak, jakby byli pionkami w jego chorej, aczkolwiek idealnie zaplanowanej grze. Tak było jeszcze w sierocińcu, kiedy sterował swoimi bogatymi znajomymi i samym przełożonym, oraz teraz, kiedy kierował już o wiele groźniejszymi ludźmi.

Czasami obawiałem się, że nasza walka była bez sensu, bo skoro Davies był potężnym lalkarzem, zawsze pociągającym za sznurki, wykonując za każdym razem odpowiednie ruchy, czułem się na starcie jak przegrany. Nie chciałem dłużej już się tak czuć i sam mówiłem to niedawno Nicholasowi, że nie zamierzałem dalej być ofiarą, ale w obliczu realnych działań, było to niezwykle trudne w utrzymaniu. Nie mogłem poradzić nic na to, że dalej się bałem, coraz częściej wyobrażając sobie, że ktoś mógłby skrzywdzić kogoś mi bliskiego. Najbardziej jednak bałem się o Nicholasa, bo to on był najbardziej zamieszany w porachunki z Daviesem. Coraz częściej w snach zaczęło nawiedzać mnie jego zakrwawione ciało, które trzymałem w swoich ramionach. Bezwładne i pozbawione życia. Chociaż ten scenariusz należał przez jakiś czas jedynie do sfery koszmarów sennych, to teraz, wcale nie był aż taki niemożliwy.

Przez jakiś czas sądziłem, że wiedzieliśmy, dokąd zmierzamy, a droga, którą obraliśmy, była dobra. Każdy wydawał się idealnie wpasować, niemal tak, jakby znał swoje miejsce w tej grze i perfekcyjnie ją wykonywał. Długo łudziłem się, że wcale nie byłem zagubiony, odnajdując swoje szczęście i zapominając o tym, jak faktycznie wyglądała rzeczywistość. Zdałem sobie sprawę, że szczęście nie mogło być zbudowane na nieszczęściu kogoś innego. Nie mogłem w nieskończoność ignorować cierpienia niewinnych ludzi, którymi handlował Daviesa, bo chociaż chciałem czasami zniknąć z tego miasta i ukryć się razem z Nicholasem, to byłoby zbyt okrutne. Odrzucałem od siebie myśl, że jeszcze chwila, a ja stałbym się dokładnie taki sam jak on i jego ludzie. Może to było słuszne, ale niekoniecznie dobre.

Ephemeral | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz