19.2'najcenniejszy skarb'

236 20 23
                                    

tw: przemoc, krew , przekleństwa, wulgaryzmy, wzmianki o handlu ludźmi

Perspektywa Nicholasa

Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz tak dobrze mi się spało, zasypiając niemal od razu i nie budząc się kilka razy w ciągu jednej nocy. Nie miałem za dużo okazji do spokojnego wypoczynku, a czasami ironicznie sobie myślałem, że od dziesięciu lat porządnie się nie wyspałem. Z satysfakcją leżałem w miejscu, będąc przykryty czymś bardzo miłym, a mięśnie miałem tak ciężkie, ale jednocześnie przyjemnie rozluźnione, że nic mi nie przeszkadzało. Nawet to przeraźliwie twarde posłanie, na którym leżałem. Nie mogłem już momentami znieść niezbyt wygodnego łóżka Louisa, tęskniąc za swoimi miękkim materacem i luksusową pościelą, która była tak droga, że kosztowała prawdopodobnie więcej, niż całe jego łóżko. Uśmiechnąłem się błogo, wiedząc, że Louis również za nim tęsknił, jak i za całym domem, dlatego przekonanie go, żeby ponownie u mnie zamieszkał, nie byłoby zbyt trudne.

Mój mały chłopiec był uparty, wiedziałem o tym bardziej niż o czymkolwiek innym, ale nigdy nie był zbyt trudny w odczytaniu. Jego jasnoniebieskie oczy zawsze zdradzały, co tak naprawdę myślał. Kiedy mówił 'nie' doskonale wiedziałem, że miał na myśli kompletnie coś innego. Myśląc o nim jeszcze bardziej odpływałem, ponownie zasypiając. Nie mogłem nic poradzić, że był moją jedyną słabością, a to było bardzo niebezpieczne, zwłaszcza w świecie, w którym żyłem. Był dla mnie wszystkim, a to oznaczało, że łatwo ktoś mógłby to wykorzystać przeciwko mnie. Nic tak bardzo nie bolało niż odebranie ukochanej osoby. Wiedziałem o tym aż zbyt dobrze, bo sam praktykowałem takie nieczyste sztuczki.

Kiedy chciałem coś osiągnąć, dostać się do jakichś informacji albo po prostu się zemścić, sięgałem po dość drastyczne środki. Znajdowałem osobę, zazwyczaj niewinną i niczego nieświadomą i groziłem jej śmiercią, patrząc jak moi wrogowie zalewali się łzami i błagali o litość. Nigdy nie zrobiłem nikomu prawdziwej krzywdy, po prostu lekko ich straszyłem. Nie byłem przecież potworem, tak jak ci wszyscy obrzydliwi ludzie, z którymi od lat miałem konflikt. Nigdy nie byłem z siebie dumny i nie sprawiało mi to przyjemności, wręcz przeciwnie, brzydziłem się sobą, ale musiałem to robić. Nie miałem wyjścia, jeśli sam chciałem przeżyć, a teraz, kiedy ponownie byłem z Louisem, nie miałem żadnych hamulców, aby zrobić wszystko, żeby ochronić go przed złem, które sam sprowadziłem do naszego życia.

Czasami się bałem, że sprawiedliwość w końcu by mnie dopadła, ale zamiast ukarać mnie, zrobiłaby to jemu. Może dlatego tak ciężko było mi zasnąć w nocy. Moje sumienie mi na to nie pozwalało. Przez lata sądziłem, że wcale go nie miałem, skutecznie uciszając je alkoholem, narkotykami i bawieniem się we władcę moje personalnego świata. Uwielbiałem mieć władzę i kontrolę nad innymi, bo to był jedyny obszar mojego życia, którym mogłem chociaż minimalnie kierować. Było tak do chwili, aż nie pojawił się Louis i pewnego pamiętnego wieczora, powiedział mi w twarz całą prawdę o tym, jaki naprawdę byłem. Chociaż znaliśmy się wtedy tylko kilka miesięcy, to jednak wystarczyło, że rozszyfrował jaką osobą byłem.

W tamtym momencie chciałem go jedynie zabić, tak jak robiłem to ze wszystkimi, którzy sprzeciwili się mi i sposobami w jakie rządziłem. Bardzo długo byłem wściekły, chcąc wyrzucić go z pracy i patrzeć jak bardzo by cierpiał, prosząc mnie o litość. Doszło do mnie jednak, że nikt zasługiwał na takie okrucieństwo, tylko dlatego, że powiedział mi prawdę, która wiedziałem, że była prawdziwa. Może dlatego tak bardzo pokochałem tego chłopaka, bo jako jedyny nigdy nie bał się mnie, oraz rzeczy, które robiłem. Nigdy nie patrzył na mnie tak, jakbym był najgorszym człowiekiem na świece, a chociaż powinien, bo taki właśnie byłem, to on widział coś innego. Uratował mnie, w każdym tego słowa znaczeniu.

Ephemeral | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz