tw: przemoc, krew, nieodpowiedni dotyk, grożenie śmiercią, wzmianki o handlu ludźmi
Rozpacz, to byłe jedyne co czułem w tej chwili, ale nawet się nie zdziwiłem, bo przez całe życie tak się czułem. Powinienem być więc przyzwyczajony i powitać to paskudne uczucie niemal z otwartymi ramionami, bo tylko je znałem na tyle dobrze, że prawie odnajdywałem w nim równowagę. Cały ten czas zastanawiałem się, czy moje życie było po prostu skazane na porażkę, od chwili moich narodzin, czy coś wydarzyło się w trakcie, że zaczęło takie być. Każdy rodził się z czystą kartą, wiedziałem o tym, więc musiałem przestać zwalać winę na jakieś nadnaturalne zrządzenie losu, a sam pogodzić się z faktem, że to ja i moje własne decyzje, doprowadziły mnie do punktu, w którym właśnie byłem.
Zawsze mi powtarzano, że nie powinienem się smucić i narzekać na swój los, bo coś znacznie gorszego mogło mnie spotkać. Powtarzał to zarówno przełożony, kiedy bił mnie po twarzy i dotykał pod ubraniami, jak i siostry, które ciągle krzyczały, również używając siły. Wtedy sobie myślałem, że mieli rację, w końcu to nic nie znaczyło i szybko przemijało, a ja musiałem przetrwać te straszne chwile i żyć dalej. Teraz jednak, siedząc sztywno w zimnym samochodzie, dopiero zrozumiałem, co mieli na myśli. Okrucieństwo, którego doświadczyłem w sierocińcu naprawdę było niczym, w porównaniu z tym, co mogło się stać, gdybym tylko wyszedł z pojazdu.
Uczucie rozpaczy zawsze ze mną było, niemal jak nieodłączona część każdego przeżywanego dnia. Była ze mną przez te wszystkie zmarnowane lata, niczym ponura przyjaciółka, patrząca na moje nieszczęście. Współczująca, ale cicha, nie mogąca nic zrobić, oprócz tego, że na końcu każdego dnia, otulała mnie swoimi zimnymi ramionami, przynosząc nieznaczne ukojenie. Rozpacz zawsze we mnie była, kiedy płakałem histerycznie każdej nocy, po tym wszystkim, czego doświadczałem w ciągu dnia. Była ze mną we wszystkich lękach, które przeżywałem samotnie, aż w końcu pewnego dnia, łzy przestały płynąć przez moje palce. Chociaż ciągle powstrzymywane piekły mnie w oczy, niczym użądlenia osy, to przestałem w końcu płakać. Wmawiałem sobie, że jeśli to wszystko było jedynie w mojej głowie, to faktycznie nie było czego się bać. Nie musiałem bać się swojego wnętrza, bo poza nim, było coś znacznie gorszego.
Nie wiedziałem, dlaczego od razu zakładałem coś najgorszego, jakby dzisiejszej nocy, miałaby czekać mnie najprawdziwsza śmierć. Nie czułem przed nią strachu, wręcz przeciwnie, byłem gotowy przyjąć ją jak starego przyjaciela, u którego przekładałem wizytę od długiego czasu. Najbardziej obawiałem się tego, w jaki sposób miałbym umrzeć i czego musiałbym przed nią doświadczyć. Kiedy myślałem o śmierci, zawsze wyobrażałem sobie, że byłaby ona jedynie na moich warunkach, może dlatego aż tak bardzo wcześniej jej się nie obawiałem. Jednak jak przypomniałem sobie o sytuacji z Rose, która prawie wbiła mi nóż w pierś, zacząłem zdawać sobie sprawę, że to nie samej śmierci się bałem, a tego, że ktoś inny mógłby mi odebrać życie.
Może i było to dość ironiczne, zważając na to, że nigdy za bardzo nie dbałem o własne życie i go nie pielęgnowałem, ale było moje i tylko ja miałem prawo zadecydować, czy dalej chciałem żyć, czy nie. Ściśle to było związane z kontrolą, której nienawidziłem tracić. Tylko ja mogłem odebrać sobie życie, a jeśli ktoś inny próbował to zrobić, to wtedy jak na złość, chciałem je zachować. Mój lęk przed wyjściem z pojazdu był więc uzasadniony, a chociaż bałem się krzywdy, której mogłem doznać, to musiałem stawić temu czoła. Robiłem to wszystko dla Nicholasa, którego kochałem i ten jeden raz, zamierzałem dobitnie to udowodnić. Nawet jeśli, konsekwencje mojego czynu zabolałaby go bardziej, niż ryzykowanie własnym życiem. Dla mnie, jego istnienie zawsze było ważniejsze od mojego, a to w końcu sprawiło, że wysiadłem z samochodu, mocno trzaskając drzwiami.
CZYTASZ
Ephemeral | boyxboy
RomanceMinęło pół roku odkąd Louis rozstał się z Nicholasem, a chociaż cały jego personalny świat legł w gruzach w dniu ich rozstania, a on sam umarł, to jednak dalej żył. I chociaż dalej czuł się tak, jakby trwał w ogromnej i strasznej pustce, a jego dusz...